Dobroć

149 12 6
                                    


Jeśli mógł komukolwiek podziękować za to, co właśnie zobaczył, to musiałby wysłać list do Weasley'a. Nie chciał tego tak bardzo, jak nie chciał uczestniczyć w balach Voldemorta.
Skrzywił się na samą myśl udawania, że podoba mu się wszechobecne złoto, przepych i drogi alkohol. On wolał proste rozwiązania, drewno, funkcjonalność i tanią ognistą.
Zanim ją zobaczył, usłyszał jak cicho nuci mugolską piosenkę. Część włosów miała upiętych, a część łagodnie opadała na ramiona. Ciemne materiałowe spodnie lekko opinały się na jej biodrach, a lniana jasna koszula miała rozkosznie rozpięte trzy guziki. Stopy miała bose, a różdżkę trzymała w dłoni, przekładając ją między palcami.
- Och, dzień dobry Snape!
- Dzień dobry, Granger. Kawę masz w kubku.
Uśmiechnęła się tylko radośnie i podeszła do stołu, o który nonszalancko opierał się mężczyzna. Spojrzała na niego i chwyciła biały kubek w dłonie, zaciągając się zapachem świeżo zrobionej kawy.
- Nie byłem pewny, czy chcesz mleka.
- Pierwszy łyk zawsze bez cukru i mleka, potem dolewam zimnego, żeby można było od razu pić.
- Sprytne, choć oczywiste.
Wciąż nie przyzwyczaił się do tego jak zmiękł w jej obecności, jak łatwo przychodziło mu bycie mniej złośliwym, zacząć okazywać ludzkie uczucia. Jej przeogromna cierpliwość i wyrozumiałość bardzo pomagała, ale widział, że nie może przeciągać pewnych rzeczy. Ona odejdzie, jeśli on nigdy się nie zaangażuje.
Ich relacja była dziwna, choć wyjątkowo prosta - pracowali razem, a wkrótce połączył ich wspaniały seks. Nie byli doświadczeni, ale zachłannie uczyli się siebie nawzajem. Czasem próbowali nowych rzeczy, czasem spędzali czas przed kominkiem w jedwabnych szlafrokach, zdarzało im się wyjść do lasu i zbierać świeże zioła i ingrediencje. Dopiero po kilku miesiącach zaczęli pracować nad przyjaźnią. Ciężko było pokonać własne demony i przyznać się przed sobą, że naprawdę się lubią. Tak mijały kolejne miesiące, kiedy poznawali po kolei złamane elementy duszy. Nie wiedzieli kiedy, ale nagle uderzyło ich coś w rodzaju miłości. Nie była oczywista, ani krzykliwa. Przypominała fale, łagodne i słone. Nigdy nie nazwali swoich uczuć, nigdy nie przyznali się do tego, co tak naprawdę ich łączy. Byli świetnie dobrani, ale wciąż bardzo niepewni gruntu, po którym stąpali.
- Snape?
- Hmm?
- Ile to już trwa?
Zaskoczyła go. Rzadko bywała bezpośrednia, w dodatku niemal nigdy nie rozmawiali o tym, co ich łączy. To były tematy, które mogły zepsuć magię chwili i zmusić do odkopywania najgorszych sekretów.
- Dwa lata.
- Pamiętasz, jak powiedziałam ci, że musimy sobie ustalić kilka rzeczy, zanim wejdziemy w ten dziwny układ?
- Tak.
Nie to, że zaczął się bać, ale przez jego ciało przeszła bolesna myśl, że zbyt długo zwlekał.
Czuł ciężkość i lepkość tej myśli w kończynach, w lędźwiach, nawet w ustach.
- Cofam to.
- Przepraszam Granger, ale kurwa, co robisz?
- Cofam to, jest mi dobrze. Dobrze mi tu, tak po prostu. Lochy mnie nie przerażają, mam czas na prace naukowe, pomagam ci w lekcjach. Zarabiam na siebie, mamy oszczędności. Chyba nie chcę nic zmieniać.
Jego ciało przeszedł dreszcz. Pierwszy raz w życiu poczuł się w ten sposób.
Złapał ją za koszulę i przyciągnął do siebie mocno. Położył dłonie na jej szyi i bacznie obserwował jej oczy. Wielkie, brązowe oczy w których widział płynny miód, iskierki i coś, czego nie umiał nazwać. Pocałował lekko jej ucho, a dłoń wsunął w burzę loków.
- Oj Granger - mruknął i pozwolił jej usiąść na blacie. Czasami zapominał, jak wysoki jest w porównaniu do niej.
Uśmiechnęła się pod nosem, ale złapała łapczywie jego ramiona i przycisnęła do siebie. Pocałowała go mocno, pragnąc, żeby ta rozmowa wystarczyła. Żeby zrozumiał to, co przez tyle tygodni próbowała mu pokazać.
Jej palce zawędrowały do jego paska - och, jak oni oboje uwielbiali ten gest.
Dłoń Severusa oplotła jej szyje szybciej, niż o tym pomyślała. Wystawiła zachęcająco język i czekała, aż weźmie go w usta.
Wtedy go to uderzyło.
- Granger.
- Snape, wszystko w porządku?
Nie bała się często, ale to ją zaskoczyło. Niemal nigdy nie odmawiał jej dotyku, niemal nigdy się nie odsuwał.
- Kurwa, mamy problem.
Spojrzała na niego i mimiką próbowała zapytać o co mu, do cholery, chodzi.
- Chyba cię kocham, Granger.
- Och, to dobrze. To wszystko ułatwia.
Zaśmiała się perliście, a on stał jak wryty. Odsunął się od niej po kilkunastu długich sekundach i spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Czego uciekasz, stary bucu, też cię kocham.
Powiedziała to z taką lekkością, a jednocześnie stanowczo i pewnie. Nie wiedział jak ma zareagować, miał ochotę uciekać i zanurzyć nos w jej włosach. Jednocześnie.
- Jak długo? Jak długo to się dzieje i o niczym mi nie powiedziałaś!
Jego głos był rozdarty, chciał ją obwinić, nakrzyczeć, sprawić żeby to wszystko było jej winą.
-  Rok? Może trochę krócej. Zorientowałam się, że jesteś dla mnie kimś więcej niż kompanem od książki i łóżka, jak byłam chora na przełomie lata i jesieni, pamiętasz? Każdego dnia robiłeś mi kąpiel z lawendą, żebym lepiej spała, przynosiłeś herbatę i zawsze dbałeś o to, żeby moje włosy były zaplecione w warkocz, inaczej się plątały tak, że najlepszym wyjściem byłyby nożyczki.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Z szacunku, Snape. Powiedziałeś mi kiedyś, spity jak szmata - puściła mu oczko, a on zacisnął wargi - że jesteś typem, który lubi mieć kontrole nad sytuacją. Powiedziałeś, że boisz się emocji, więc czekałam z nadzieją, że stanę się kiedyś dla ciebie kimś więcej. Bo wiesz, dla mnie jesteś wyjątkowym człowiekiem. Akceptuję każde twoje dziwactwo, lęk, wadę czy przeszłość. Nie mów nawet o różnicy wieku, bo to żałosne. Kochaj mnie tak, jak umiesz.
- Nie mogę dać ci wiele, ale jest jedna rzecz, którą chciałbym żebyś przyjęła, jeśli tak stawiasz sprawę.
Spojrzała na niego zdziwiona. Nie dawał jej prezentów często, ale jak już postanowił ją czymś obdarować, zazwyczaj były to wyjątkowe rzeczy. Stare pergaminy, warte setki galeonów, sztylet z rubinem, naszyjnik z obsydianem. Był hojny, choć rozsądny.
- Przyjmij moje nazwisko, Granger. Granger-Snape brzmi bardzo dumnie.
- Mam za ciebie wyjść?
- A chcesz za mnie wyjść?
- Chcę za ciebie wyjść.
Pocałowała go mocno i poczuła jak na jego nosie skrapla się jedna łza.
- Nic nie widziałaś - warknął. Przygryzła tylko wargi i wtuliła się w niego mocniej niż zwykle.
Bywały momenty, kiedy nienawidzili się szczerze i gorąco, ale nigdy nie zapomnieli jak uratowali się nawzajem. Tkwili w swoich żałobach samotnie, dopóki nie odważyli się zaryzykować i wypchnąć z siebie największe zło. Miłość zawsze wydawała im się skomplikowana, pełna tajemnic i gier. Okazało się, że miłość jest prosta. Momentami ciężka jak smoła, wymagająca pracy, cierpliwości, wytrwałości i lojalności, ale prosta. Naturalna. Dobra.
Dla tej dobroci w życiu było w stanie poświecić odrobinę spokoju.

Dobroć Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz