1. Mogę cię czegoś nauczyć

20 4 2
                                    

Nienawidzę pracy biurowej

Tylko to potrafiłam powiedzieć po pięciu jakże długich i niekończących się godzinach siedzenia przed komputerem i przepisywania relacji z niedzielnych zawodów koszykówki. Jakbym nie mogła pisać tego na laptopie albo chociażby na telefonie. Ale nie, jak zwykle musiałam wziąć długopis i notes, jakbym się wyrwała z poprzedniej epoki.

- Idź do szefowej, kazała mi ciebie zawołać. - znudzonym głosem oznajmił mi Jason. Kiwnęłam na znak, że usłyszałam i upiłam łyk kawy.

- Jest wkurzona na mnie?

- Chyba nie. - chłopak na chwilę się zamyślił. - Mówiła coś o jakimś sportowcu, chyba łyżwiarzu. Ale nie jestem pewien. Jak do niej pójdziesz to się dowiesz. - odpowiedział chłopak tonem, jakby wkuł tą formułkę na pamięć.

- Dawno mnie tam nie wysłała, więc możliwe. - przeciągnęłam się na fotelu. - Zrobię wszystko byleby nie kolejne sprawozdanie z meczu - Jason się zaśmiał, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. - No co, myślisz że to lubię?

- Na pewno lepsze to niż latanie za sportowcem z ego wybitym w kosmos. Powodzenia z nią. - pokazałam chłopakowi łapkę w górę przy okazji uśmiechając się, gdy wychodził. Jeszcze przerobię dwa ostatnie zdania i do niej pójdę.

Nienawidziłam tego. Ale patrząc na moją płacę nie mogłam narzekać. W ciągu czterech lat wybiłam się ponad innych dziennikarzy, również tych o wiele starszych. Może to szczęście, albo mój ukryty talent, lecz nieraz potrafiłam wymóc wiele pikantnych wyznań z ust nawet tych bardziej cichych sportowców.

Bardzo to lubiłam, dawało mi to poczucie, że nawet ci najlepsi są tak samo ludzcy jak każdy z nas. I oczywiście dzięki temu poznawałam wiele osób z branży. Komentowanie sportu jak i wywiady z zawodnikami przychodziły mi łatwo, przez moje zainteresowanie wszelakimi rodzajami gier drużynowych jak i różnymi sportami wyczynowymi, w których brałam udział jako dziecko.

Powoli uchyliłam drzwi od gabinetu szefowej. Harriet była wpatrzona w ekran telefonu, jakby wcale nie pracowała. Wyglądała jakby z kimś pisała, co było do niej niepodobne, gdyż nie znałam drugiej osoby aż tak przestrzegającej etyki pracy.

- Chciała mnie Pani widzieć. - powiedziałam uprzejmie.

- Ah no tak, Cassandra. Przeprowadzisz wywiad - kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. - Masz na niego dużo czasu, ale też jeśli go przeprowadzisz dostaniesz duży awans.

- Co w nim trudnego, wiesz, że dla mnie nie ma wywiadów niemożliwych. - przerwałam jej.

- Przeprowadzisz go z niebyle kim. Zach Melvin. Francuz, dwukrotny mistrz olimpijski. Mało o nim wiadomo, a ostatnio robi się wokół niego głośno, więc lepiej żebyś się czegoś dowiedziała, nim ktoś nas uprzedzi - kobieta uśmiechnęła się od niechcenia. - Dasz radę?

- Pewnie, że tak. Dla mnie nie ma niemożliwego. Ile mam czasu? - odpowiedziałam. Pewnie przesadza jak zawsze i przyjdę do niej po dwóch tygodniach z gotowym do druku wywiadem.

- Ile potrzebujesz, ale im wcześniej tym lepiej. Trzymam kciuki - Harriet nie dokończyła, ponieważ zadzwonił telefon i wyszła z gabinetu.

Czyli zostałam sama. Mam nadzieję, że tylko to chciała mi przekazać. Wróciłam do swojego komputera i go wyłączyłam, wcześniej upewniając się, iż wysłałam przełożonej gotowy wpis. Ubrałam swój płaszcz i sprawdziłam, czy czegoś nie zostawiłam. Nareszcie koniec na dzisiaj.

***

Od ciągłego siedzenia przed komputerem bardziej nienawidzę metra. Kiedy chcesz się dostać na drugi koniec miasta, a połowa jego mieszkańców wpadła na ten sam pomysł co ty. Więc w ten sposób ściskałam się w wąskim tramwaju z setką osób.

- O, przepraszam. - wydusił chłopak, który na mnie wpadł. - Coś ciasno tutaj. Jeszcze raz przepraszam. - wysłał mi pokrzepiający uśmiech. Miałam przez chwilę wrażenie, że go gdzieś spotkałam.

- Nic się nie stało, czasami się zdarza. - odparłam niewzruszona. Po chwili jednak zauważyłam, że zbliżamy się do mojej stacji, więc wzięłam torbę i powoli wstałam, co nie umknęło uwadze chłopaka.

- Też tutaj wysiadasz? - odpowiedział podekscytowany. - Gdzie dokładnie idziesz? - Nie zareagowałam od razu na jego słowa, ponieważ metro się zatrzymało i obydwoje wysiedliśmy.

- Nie mogę ci powiedzieć, bo możesz okazać się zboczeńcem, który mnie śledzi - puściłam mu oczko. - A ty?

- Downtown. - zaśmiał się nerwowo. - Teraz możesz przyjść i mnie zabić. - uśmiechnął się promiennie, na co ja odwzajemniłam uśmiech.

- Z wielką chęcią. - zachichotałam. - Idę w podobnym kierunku. Mogę ci dotrzymać towarzystwa? - chłopak uśmiechnął się.

- Czy to nie dziwne, że dalej nie znamy swoich imion? Max jestem. - podał mi rękę, którą niechętnie uścisnęłam. Uczucie, że znam chłopaka coraz bardziej dawało mi się we znaki. Tylko nie potrafiłam powiedzieć skąd.

- Cassie - mocniej ścisnęłam jego dłoń. - Dla przyjaciół Cas. - staliśmy tak chwilę trzymając nasze ręce w niezręcznym uścisku, jednocześnie tocząc bitwę na spojrzenia. Pierwsza puściłam jego dłoń i zaczęłam iść dalej. Dopiero teraz dotarła do mnie abstrakcja całej tej sytuacji. Kim on był, że tak mu zależało na poznaniu mnie? Inna prasa go na mnie napuściła czy jak? 

Szłam szybkim krokiem nie patrząc się za siebie. Słyszałam kroki chłopaka, ale nie zwrociłam na to uwagi. Nowe szpilki zaczęły mnie trochę obcierać, lecz nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Liczyło się tylko dotarcie do celu. Grymas na mojej twarzy zmienił się w minimalny uśmiech, gdy zobaczyłam, że dotarłam do celu. Pospiesznie przeszłam na pasach i weszłam do budynku. Oparłam się o ścianę i zaczęłam mocno oddychać. Czułam się, jakbym przebiegła cały maraton.

 - Co tak nagle wybiegłaś? Masz za słabą kondycję, aby tak biegać na obcasach. Mnie czasami stopy bolą od łyżew a co dopiero ciebie od obcasów. - chłopak powiedział z błogim uśmiechem. Odwzajemniłam ten uśmiech i pomasowałam się po kostce.

Nagle wszystko stało się jasne. Max Aaron, stąd go znałam. Widziałam kilka jego występów, a podczas szukania informacji o Yuzuru wyświetliło mi się kilka artykułów o nim. Musiałam to dobrze rozegrać, ponieważ mógł mi się potem przydać. I to nawet bardzo.

 - Też tu przyszedłeś pojeździć na łyżwach? - udałam, że go nie znam, żeby zachować pierwotną swobodę. Gdyby się dowiedział, to mogłabym stracić z nim kontakt, czego nie chciałam. O ile tak to można było nazwać, bo poznaliśmy się kilkadziesiąt minut temu. - Przyszłam tu, ponieważ za niedługo zawody i chciałam zobaczyć, czy mam jakieś szanse na lodzie z najlepszymi. - dodałam z uśmiechem, na co chłopak zareagował śmiechem.

- Mogę cię czegoś nauczyć. Ćwiczę od paru dni tutaj swój program, ponieważ tutaj będą zawody. Chcesz zobaczyć? - starałam się grać spokojną, lecz wewnętrznie tańczyłam ze szczęścia. Może i przy jeszcze odrobinie szczęścia wycisnę jakieś sekrety z niego.

- Pewnie! Skąd wiesz, że akurat na tym lodowisku będą rywalizować? - rżnęłam głupa, jakbym co najmniej interesowała się łyżwiarstwem od wczoraj. Nieoczekiwanie chłopak się zaśmiał. Patrzyłam na niego z nieodgadnioną miną.

- Startuję w nich - ta rozmowa zaczynała mnie coraz bardziej żenować. - Możesz przyjść i zobaczyć jak mi pójdzie. - na takie słowa czekałam. 

 - No to chodźmy.

///

Hejka!

Słowem wyjaśnienia - wiem, że międzynarodowe by się nie odbywały w LA, ale jednak na dobro opowiadania postanowiłam, że to będzie odpowiednia miejscówka zważając na to, iż tutaj mieszka nasza kochana Cassie. Wybór lodowiska nie był przypadkowy, ponieważ 10 lat temu właśnie w Staples Center odbyły się mistrzostwa US. Idąc drogą dedukcji jasne jest, że prawdopodobnie mistrzostwa świata, jeśli miałyby być w LA, byłyby właśnie tam.

Do następnego

Xx

As long as you skateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz