M O J Ż E S Z

70 7 14
                                    


Krótki rozkaz. Jeden szybki ruch. Paraliżujący ból i pojawiająca się dookoła krew.

Dziewczyna z krzykiem upadła na kolana, a łzy samoistnie polały się strumieniami z jej oczu. Czuła jak w ciele zachodzi zmiana. Ból przeszywał całe jej ciało, nie była w stanie się poruszyć. Obraz przed oczami był rozmazany, nie mogła rozróżnić poszczególnych elementów, a słona ciecz skapywała na piach. Mimo to uparcie patrzyła się w jeden punkt przed nią. Dziewczyna przeczuwała, że ona się uśmiecha. Tej kobiecie zawsze sprawiało satysfakcję, gdy miała całkowitą kontrolę nad sytuacją, wręcz ubóstwiała mieć pełnię władzy.

Dwoje strażników podniosło ją jakby była niczym, a przecież jeszcze niedawno była lubiana przez wszystkich na zamku. Była szanowana, każdy zwracał się do niej po poradę, a uczniowie z chęcią wybierali jej nauki. Niektórzy byli w stanie powiedzieć, że była najlepszą nauczycielką magii wody w całej Astorcji. Dziewczyna miała ogromną wiedzę i umiała zmienić każdego w wyśmienitego maga. Gdyby tylko nie była zbyt ciekawska, wtedy zapewne siedziałaby przy swoim stole i czytałaby kolejną pochłaniającą lekturę. Byłaby Dzieckiem Wody.

Jednakże obecnie ledwo stała na nogach, przed obliczem Najwyższej, a po jej plecach spływała krew. Bez wodnistych skrzydeł, zhańbiona, pozbawiona godności. W jednej sekundzie stała się nikim. Dla jej rasy nie było nic ważniejszego od wodnych skrzydeł. Odcięcie ich było równoznaczne z wykluczeniem ze społeczeństwa. Takie osoby wręcz czuły się poniżone i odsuwały się od innych. Były niechciane. Wygląd Porzuconych zmieniał się również diametralnie. Nie tylko przez brak najważniejszej części ciała reprezentującej honor, ale także przez samą pigmentację skóry i ciała.

Chciała spojrzeć ostatni raz na swoje skrzydła, leżące parę metrów dalej na piachu, ale szybko obrócono jej twarz w kierunku Matki. Kobieta wykrzywiała usta w grymasie, który miał przypominać uśmiech. Olbrzymka stała na podwyższeniu, co jeszcze bardziej ukazywało jej wyższość, nie tylko rangą. Dziewczyna spostrzegła, że oprócz nich jest jeszcze tylko paru strażników. Nikogo więcej.

– Zechciałabyś coś dodać? W końcu już niedługo nie będziesz wspaniałą nauczycielką, zostaniesz zapomniana. – Matka spojrzała na nią z uśmiechem, a przyjazny ton głosu wydawał się być w tej sytuacji nieodpowiedni.

Gdy przez dłuższą chwilę było słychać tylko nierównomierny i głośny oddech nieoficjalnie skazanej, Najwyższa odwróciła się z zamiarem odejścia. Wtedy dziewczyna spróbowała zerwać się z okrzykiem i rzucić na kobietę. Nie dała rady wyrwać się nawet na chwilę, ponieważ strażnicy trzymali ją mocno, a ciało przeszywał ból. Olbrzymka odwróciła się i spojrzała na dziewczynę z wyższością.

– Jeszcze cię dopadnę, rozumiesz?! Zapłacisz mi za wszystko, za wszystko! – Głos dziewczyny łamał się, a mimo to rozległ się donośnie po arenie, gdzie kiedyś zwykle miały miejsce egzekucje. Na twarzy Najwyższej pojawiło się coś w rodzaju obrzydzenia i złości.

– Szczędziłabym siły, Vie... Rudziejesz. Powoli, ale jednak. Cała opłakanie wyglądasz. A kiedyś tak lubiłam twoje niebieskawe włosy i skrzydła... Wygląda na to, że już ich raczej nie zobaczymy, przykre. – Ton Najwyższej wcale już nie był miły, ale oschły, przepełniony jadem. Ponownie odwróciła się ku wyjściu i prychnęła, gdy usłyszała za plecami zdanie, które powinno zmrozić jej krew w żyłach.

– Osobiście poderżnę ci gardło. To moja obietnica dla ciebie, Felixo.

Vie oddychała głęboko, siedząc nago odwrócona do lustra. Blizny na plecach uparcie przypominały jej o owym dniu. Odcięcie skrzydeł zmieniły cały światopogląd Kierr, która zaczęła nienawidzić własnego życia. Nie była już pewna czy nie wolałaby zostać u Najwyższej ani czy oby na pewno dokonała dobrych decyzji. Była zmęczona ciągłym ukrywaniem, planowaniem... chciałaby usiąść przy swoim starym stole i móc ponownie wypić ulubioną herbatę.

Obalić MatkęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz