— Dlaczego nie poszedłeś do Snape'a? — zapytał ostrożnie Harry. Ostatniego dnia nie zdążyli poruszyć tego tematu, ponieważ Draco musiał wracać.
— Bo jest cholernym śmierciożercą, Potter – krzyknął. — Ile razy mam ci to powtarzać?
— Ale czy nie pomagał ci przez cały rok? — zapytał Harry.
— Nie, po prostu śledził każdy mój ruch. Podejrzewam, iż chciał w ten sposób upewnić się, że dobrze wypełniam swoje zadanie — powiedział gorzko Draco. — Wyraźnie rozkazano mi, że mam to zrobić bez niczyjej pomocy i nie mogłem złamać tego rozkazu, o ile nie chciałem stracić życia.
Harry spojrzał na niego, zaskoczony tym, co chłopak nieświadomie mu wyjawił, po czym szybko pochylił głowę, aby ukryć swoje zdziwienie. Poczuł jak jego serce w nadziei, zaczyna bić coraz szybciej. Może jednak istniała szansa, że jego podejrzenia są słuszne.
— Ten człowiek zabił za ciebie Dumbledore'a i uratował ci dupę. — Zmusił się do wykrztuszenia tego, czując się niedobrze na samo wspomnienie tamtych wydarzeń. Nie chciał się jednak nad tym rozwodzić. Musiał zebrać informacje.
— Wiem, że uratował mi dupę — powiedział Draco ze znużeniem, wypuszczając ciężko powietrze. — I jeśli mam być szczery, powiem, że był dla mnie ogromnym wsparciem. Niestety, wsparciem ciemnej strony — kontynuował, a jego spojrzenie stało się nieobecne. — Poprzedniego lata był zmuszony do złożenia Wieczystej Przysięgi. Moja matka poszła do niego i błagała, by mi pomógł, a że ciotka Bella nigdy mu całkowicie nie ufała, zmusiła go, by przysiągł, że będzie mnie chronić. Nie wiedziałem o tym do czasu aż... aż to wszystko się wydarzyło. Matka poinformowała mnie dopiero, kiedy mogłem wrócić do domu.
Harry słuchał uważnie, spinając się na każdą wzmiankę o Bellatriks. W jego umyśle panował chaos, kiedy próbował zrozumieć, co to ma wspólnego z lojalnością Snape'a. Malfoy wydawał się być całkowicie przekonany, że Snape jest po stronie Voldemorta, a jednak Bellatriks w to wątpiła.
Gdy Draco wyjaśniał mu zobowiązania wynikające z Wieczystej Przysięgi, Harry zdał sobie sprawę, że w tamtych okolicznościach Snape był magicznie zobowiązany do zabicia Dumbledore'a. Czyżby dyrektor o niej wiedział?
Przecież Dumbledore wiedział, że Draco próbował go zabić, miał również świadomość, że Voldemort przydzielił mu to zadanie. W jaki sposób dowiedziałby się o tym, jeśli to nie Snape mu o tym powiedział? Dyrektor zawsze wydawał się wiedzieć wszystko. Dobra, może i nie wszystko. W końcu nie miał pojęcia o Szafkach Zniknięć.
— Powiedz mi, czy Snape wiedział, co robiłeś z Szafkami Zniknięć? — zapytał nieoczekiwanie.
Draco mrugnął ze zdziwienia na wybuch Harry'ego, a następnie potrząsnął głową.
— Nie, odmówiłem powiedzenia mu, co robię. Musiałem udowodnić Czarnemu Panu, że jestem godny.
— Żeby cię nie zabił? — zapytał w roztargnieniu Harry.
— Dokładnie — przyznał Draco, marszcząc brwi z powodu nastawienia Harry'ego. — Co tak nagle w ciebie wstąpiło?
Harry spojrzał na niego i zdał sobie sprawę, że Draco robi się coraz bardziej podejrzliwy.
— Próbuję tylko zrozumieć, co mówisz.
Gdy twarz Draco rozluźniła się, Harry odetchnął z ulgą. Przypuszczał, że pomysł wtajemniczenia Draco w swoje podejrzenie nie byłby dobry. Powoli zaczynał wierzyć w to, że Snape, mimo tego jak to wszystko wyglądało z zewnątrz, naprawdę wciąż jest po jasnej stronie.
Harry był jedynym, który wiedział, co się dokładnie zdarzyło tamtej nocy. Wiedział, choć sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać, że Dumbledore był umierający. Mimo ogromnego bólu, jaki ta świadomość wywołała, był całkowicie pewny, że starszy czarodziej umarłby nawet, gdyby Snape go wtedy nie zabił. Był zmuszony do zastanowienia się nad tym, czy to właśnie dlatego Dumbledore powiedział Snape'owi, że jest jedynym, który może mu pomóc pod tym względem.
— Wiem, że nie lubisz Snape'a i że masz ku temu dobry powód — zaczął spokojnie Draco. — Ale on ma też dobrą stronę. Może być po złej, ale zrobił ile w jego mocy, by się mnąopiekować.
— I to dużo dla ciebie znaczy — powiedział Harry, ale zabrzmiało to jak pytanie.
— Tak — przyznał Draco. — Szczególnie od czasu, kiedy mój ojciec został zamknięty w Azkabanie. Tylko moja matka mogła mi pomóc. Snape pomógł.
Harry skrzywił się, czekając, aż Draco zaatakuje go w związku z uwięzieniem jego ojca. Do tej pory unikali tego tematu.
— Nadal mi się to nie podoba, ale wiem, że sobie na to zasłużył — przyznał Draco, a na jego twarzy zawitał grymas.
Harry spojrzał na niego zszokowany.
Draco wydawał się być niezadowolony z jego reakcji i odwrócił głowę.
— Kocham mojego ojca. Ale nie jestem już... tak zaślepiony.
Harry wiedział, że nie było nic, co mógłby w tej sytuacji powiedzieć. Chcąc więc okazać choć trochę szacunku, milczał. W końcu czuł się źle, kiedy okazało się, że jego własny ojciec gnębił innych, ale nie powstrzymało go to przed kochaniem człowieka, którego nawet nie pamiętał. A Draco znał swojego ojca i niewątpliwie go kochał, i Harry nie był w stanie wyobrazić sobie, jak czuł się Ślizgon, gdy dowiedział się, że jego ojciec robił coś wiele bardziej gorszego, niż znęcanie się nad szkolnymi kolegami.
— Obwiniasz mnie za to wszystko?
— Za jakie wszystko? — zapytał ostrożnie Draco.
Harry zamknął oczy.
— Za wsadzenie twojego ojca do Azkabanu i za to, że przez jego uwięzienie uwaga Voldemorta skupiła się na tobie.
— Obwiniałem — westchnął ciężko. — Do czasu aż zobaczyłem, co tak naprawdę lubi Czarny Pan i jakie rzeczy robią ludziom jego zwolennicy. Powoli zdałem sobie sprawę, że nie mam powodu by cię obwiniać. Na pierwszym miejscu powinienem winić Czarnego Pana, bo cię tam sprowadził.
— Próbowałem chronić jedyną rodzinę, jaką miałem — powiedział Harry.
— Tak jak ja. Zrobiłeś to, co musiałeś — odparł Draco.
— Tak — zgodził się Harry, powoli dochodząc do wniosku, że może on i Draco ostatecznie nie różnią się aż tak bardzo. Obaj musieli dorastać z pękiem oczekiwań złożonych na ich ramiona, podczas gdy pragnęli jedynie spokojnego życia ze swoimi rodzinami.
Westchnął, uświadamiając sobie, że już nie ma żadnej rodziny. Ale gdyby mógł, może będzie w stanie pomóc Draco w chronieniu jego własnej.
*****
Następnego dnia Harry znów siedział pod oknem, obserwując młodego ojca, który nawiązywał kontakty ze swoją córką. Draco wydawał się zupełnie nie wiedzieć, co może z nią robić. Ale Harry odniósł wrażenie, że tak naprawdę rozkoszował się każdą chwilą spędzoną z nią i nie miał żadnych wątpliwości, że kocha dziewczynkę.
Przestraszył się, kiedy Hedwiga tak nagle wleciała do środka przez otwarte okno i przeleciała obok niego.
— Cześć, dziewczynko — powiedział łagodnie i wziął od niej list. Dał jej sowi przysmak, a następnie usiadł i zaczął czytać, ignorując ciekawe i nieufne spojrzenie Draco.
Harry,
Przez kilka dni nie mieliśmy od Ciebie żadnych wiadomości i zaczynamy się martwić. Odpisz więc jak najszybciej, żebyśmy mieli pewność, że jesteś bezpieczny. Mam nadzieję, że nie próbowałeś odejść na własną rękę.
Dobrze wiesz, że w każdej chwili możesz przyjechać tutaj – do Nory. Myślę, że wcale nie musisz tam siedzieć aż do swoich urodzin. Wiem, że mówiłeś, że chcesz w tym czasie zostać sam, ale ja nadal uważam, że to nie jest dla Ciebie najlepsze rozwiązanie.
Ślub odbędzie się trzeciego sierpnia, ale przyjedziesz tutaj już na swoje urodziny, prawda? Przypuszczam, że będziemy musieli wtedy wziąć Cię na zakupy, bo przecież nie możesz iść na wesele w swoim zwykłym, niechlujnym ubraniu.
Obawiam się, że jak dotąd nie udało mi się zdobyć więcej informacji. Miałam nadzieję, że będę w stanie dostać się do domu Wąchacza i rozejrzeć się po jego bibliotece, ale odkryliśmy, że do środka nie można wejść. Wiem, co Ci powiedzieli, ale odnoszę wrażenie, że tamci go jednak przejęli. Zdaję sobie sprawę, że nie chciałeś o tym słyszeć i przepraszam, że musiałam przekazać Ci tę nowinę w liście, ale czułam, że powinieneś wiedzieć. Nie chciałabym, abyś próbował dostać się tam w pojedynkę.
Nadal będę szukać jakichkolwiek informacji, ale tamto miejsce jak dotąd nie wydaje się być za bardzo przydatne. Ale nie trać nadziei, Harry. Wkrótce znajdziemy, coś co nam pomoże.
Wszyscy się o Ciebie pytają i o Tobie myślą. Ron jest zmartwiony, ale nie żeby kiedykolwiek się do tego przyznał. Ginny też się martwi, ale cały czas powtarza, że wszystko będzie dobrze. Remus był tu dzisiaj i niepokoi się, że przebywasz tam sam. Mam nadzieję, że przemyślisz to jeszcze raz.
Pozdrawiam
Hermiona.
Harry westchnął i zamknął oczy. Tak naprawdę większa część z tego listu nie była dla niego niczym nowym, ale wiadomości na temat Grimmauld Place zdecydowanie nie zaliczały się do tej grupy. Te informacje martwiły go jeszcze bardziej, z powodów, o których Hermiona nie miała zielonego pojęcia. Liczył na to, że ten stary dom będzie bezpiecznym schronieniem dla Wiktorii i Draco.
Zmarszczył brwi i spróbował sobie przypomnieć, co Dumbledore powiedział mu kilka miesięcy wcześniej. Miało to związek z tym, że ostatecznie dom na Grimmauld Place będzie dostępny dla tych, którzy będą potrzebować go najbardziej. W tamtej chwili był pewny, że chodzi o niego z Ronem i Hermioną. Ale jeśli oni nie mogli tam wejść... i nikt inny z Zakonu nie mógł...
— Malfoy!
Draco drgnął, zaskoczony. Cały czas obserwował ostrożnie Harry'ego, ale nie spodziewał się tak nagłego wybuchu z jego strony.
— Co?
— Słyszałeś może coś o Voldemorcie lub jego zwolennikach przejmujących jakąś posiadłość jasnej strony? — zapytał Harry, a Draco zmarszczył brwi.
— Potter, Czarny Pan przejmuje posiadłości na prawo i lewo.
— Wiem o tym — powiedział niecierpliwie. — Chodzi mi o ważną posiadłość. Znaczy się ważną dla działań wojennych.
Draco potrząsnął głową.
— Nie sądzę.
— Mogę się aportować bez ukarania mnie przez Ministerstwo, prawda? — zapytał szybko Harry.
Poddał się i pokazał mu wiadomość od Ministerstwa. Draco zirytował się, że znów nieumyślnie mu pomógł. Nastała chwila napięcia, w której obaj przypomnieli sobie incydent z przypominajką na pierwszym roku, ale Draco wiedział, że Harry może teraz legalnie czarować. Harry jednak nie był taki pewny, czy to pozwolenie obejmuje także aportację, skoro trzeba zrobić sobie na to specjalną licencję. Ale był pewny, że Draco lepiej niż on pamięta i rozumie oficjalne słownictwo.
— Tak — odpowiedział. — Planujesz się gdzieś wybrać? — zapytał.
Harry milczał. Właśnie przed chwilą skończył czytać ostrzeżenie Hermiony, by nie szedł sam Grimmauld Place. Bądź co bądź, nie wierzył w to, że ciemna strona przyjęła dom Syriusza i jednak opierał się na trochę większej ilości informacji niż ona.
Jednakże całkiem prawdopodobnie zastanie tam chociaż jednego przedstawiciela ciemnej strony.
— Posiedzisz chwilę z Wiktorią? — zapytał w pośpiechu, ponieważ podjął już decyzję.
— Mogę z nią posiedzieć ze dwie godziny, a gdzie ty idziesz? — zapytał Draco.
— W takim razie postaram się do tego czasu wrócić — powiedział zdecydowanie.
Zignorował Malfoya, który krzyczał, aby zaczekał. Zbiegł ze schodów i wyszedł z domu. Pobiegł w stronę zaułka za posesją, gdzie mógł się bezpiecznie aportować i zebrać się na odwagę. Nie miał zbyt dużo okazji do ćwiczenia aportacji, ale był pewien, że uda mu się to zrobić. Musiał to zrobić.
Cel, Wola, Namysł!
Zamknął oczy, skupiając się, a kiedy ponownie je otworzył, był w zaułku niedaleko Grimmauld Place. Uśmiechnął się, zadowolony i pośpieszył do domu w dole ulicy.
Wziął głęboki oddech, otwierając drzwi i wszedł do środka, zamykając je za sobą. Zadrżał w ciemności, kiedy otoczyła go przeraźliwa cisza. Trzymając różdżkę w pogotowiu, stał tam przez kilka minut i nasłuchując uważnie, próbował stwierdzić, czy w domu jest ktoś jeszcze.
Nic nie usłyszał, więc skierował się w dół, w stronę kuchni. Wśliznął się do pokoju, przez cały czas obawiając się wpadnięcia w zasadzkę. W końcu Hermiona wierzyła, że to miejsce zostało przejęte. Fakt, że był w stanie się tu dostać, nie czyniło najmniejszym stopniu tego domu bezpieczniejszym.
Zmrużył oczy, pozwalając przyzwyczaić się im do jaskrawego światła w kuchni. Szybko rozglądnął się po pomieszczeniu i uświadomił sobie dwie rzeczy. Na pewno był tutaj sam i zdecydowanie kuchnia wyglądała na nieużywaną od miesięcy. Gruba warstwa kurzu pokrywała wszystko, nawet w widocznych tu i ówdzie miejscach, gdzie ewidentnie została kiedyś naruszona, przykrywała powierzchnię cieńszym kożuszkiem.
Nagle przypomniał sobie Mundugusa i srebro, które mężczyzna stamtąd ukradł. Upłynęło zaledwie parę miesięcy od zmiany zaklęć ochronnych, o których wspominał Dumbledore.
Zmarszczył brwi i zastanowił się, czy Stworek tu czasami bywał. Co prawda kazał mu pracować w Hogwarcie, ale ten cholerny, skrzat znany był ze swoich umiejętności wykradania się. Nie chciał zaprzątać sobie głowy koszmarnym, domowym skrzatem, czy też Mundugusem, więc zepchnął myśli na bok.
Rozejrzał się dookoła. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu, do chwili, kiedy zobaczył leżącą na stole książkę. Książkę, która nie była pokryta kurzem. Harry przesunął się cal do przodu, na tyle by móc przeczytać jej tytuł. Oklumencja: Obrona Umysłu.
Pochwycił zniszczoną książkę i szybkim ruchem otworzył ją na końcu. Na dole było napisane: Ta książka jest własnością Księcia Półkrwi.
Harry uśmiechnął się szeroko. Miał rację! Ten tłustowłosy, sadystyczny sukinsyn był po jasnej stronie!
Klapnął na jedno z zakurzonych krzeseł, nie zdając sobie sprawy lub nie dbając o to, że będzie cały brudny. Krótka euforia, którą poczuł, powoli zaczęła się ulatniać, a wszystkie pytania i wątpliwości ponownie powróciły.
Z drugiej strony, wciąż mógł się mylić. W końcu Snape mógł coś kombinować i zastawić pułapkę. Draco do znudzenia powtarzał, że Mistrz Eliksirów był prawą ręką Voldemorta i jego najbardziej lojalnym zwolennikiem.
Harry wzdrygnął się, gdy oczami wyobraźni po raz kolejny zobaczył, jak Snape zabija Dumbledore'a. Ślizgon wydawał się być wściekły i przepełniony nienawiścią.
Krzyżując ręce i kładąc głowę na stole, Harry poczuł smutek i gniew, które kolejny raz w nim wzrastały. Przypomniał sobie, że Dumbledore nie chciał, żeby marnował czas na użalanie się. Martwił się wszystkim, kiedy był w Hogwarcie i mógł sobie na to pozwolić.
Nie było tak łatwo opanować gniew, ale wyobraził sobie Dumbledore'a marszczącego brwi i karcącego go. W tej chwili tylko wspomnienia tego człowieka mogły mu pomóc.
I ten starzec zaufał Snape'owi.
Westchnął. Sam nie wiedział, ile razy Dumbledore mu to powtarzał. Więcej, niż Harry mógłby zliczyć. Wciąż nie podobały mu się metody Dumbledore'a, ale nie wierzył w to, że dyrektor choć raz go okłamał. Owszem, zataił informacje, ale nie okłamał. Co oznacza, że Snape'owi można ufać.
Jęknął z frustracji. Logika nie była jego mocną stroną. To był konik Hermiony i także, jak na ironię, Snape'a. Z łatwością przypomniał sobie zagadkę logiczną z miksturami, która była sposobem bronienia Kamienia Filozoficznego przez Mistrza Eliksirów.
Te myśli skierowały go z powrotem do wspomnień, do wszystkich chwil, kiedy to Snape go ratował. Wciąż jednak nie podobał mu się sposób działania Snape'a.
Nie mogąc się powstrzymać, po raz tysięczny zastanowił się na tym, dlaczego Snape nie porwał go, kiedy uciekał z Hogwartu. Wiedział, że był okropny, kiedy próbował się z nim pojedynkować. Wrócił myślami do tego wydarzenia, Snape z łatwością mógłby go zabrać.
Natomiast mężczyzna po uporaniu się ze śmiercią Dumbledore'a zostawił, a przede wszystkim, wysłał go z powrotem do Hogwartu.
Harry potrząsnął głową, niechcący pokrywając kurzem swoje włosy. Zagubiony w myślach nawet tego nie zauważył. Podniósł głowę i utkwił wzrok w książce.
Był pewny, że należy ona do Snape'a, a brak pokrywającego ją kurzu świadczył o tym, że niedawno tam ją zostawił. Dobrze wiedział, że nie ma nikogo innego, kto mógłby uczyć Harry'ego oklumencji. Wiedział również, że Harry się jeszcze tego nie nauczył.
Westchnął i przerzucił losowo kartki książki. Biorąc pod uwagę, że nie widział jej nigdy wcześniej, wydawała się być dziwnie znajoma. Tak samo jak książka do eliksirów, i ta miała notatki wypisane na wszystkich stronach.
Harry nigdy nie zdołał zrozumieć oklumencji aż w końcu się poddał. Snape skreślił go, nim Harry w ogóle zaczął próbować. Zdawało się, że nawet Dumbledore dał sobie z tym spokój poprzedniego roku. Więc czemu teraz myśli, że byłby w stanie to zrozumieć?
Marszcząc brwi, Harry zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie umiał połapać się w Eliksirach, na lekcjach Snape'a, za to nie miał większych problemów, gdy uczył się od Księcia Półkrwi. Właściwie to lubił Księcia Półkrwi i traktował go prawie jak przyjaciela.
Był wstrząśnięty i... zraniony, kiedy dowiedział się, kto ukrywał się pod tym przezwiskiem. Do tej pory miał trudności z pogodzeniem się z faktem, że to jedna i ta sama osoba.
Ale jeśli Książę Półkrwi zdołał go nauczyć eliksirów, to czy nie oznaczało to, że mógł się od niego nauczyć również oklumencji?
Harry jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Wiedział, co powiedziałaby Hermiona. Zdecydowanie byłaby temu przeciwna, w końcu nigdy nie lubiła Księcia. Zresztą nie sądziła, że Harry rzeczywiście coś zrozumie. Nie nauczył się w takim stopniu, na jaki wskazywały jego stopnie, ale ważne jest, że się czegoś[i] nauczył. Dużo więcej, niż kiedykolwiek od Snape'a.
Mimo, że to właśnie Snape [i]był Księciem Półkrwi. Jęknął z frustracji. Znowu zataczał błędne koło.
Pochwycił książkę. Skoro Snape dał mu inną metodę uczenia się tego, to grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Wsadził książkę za pasek od dżinsów i ukrył naciągając koszulę.
Musiał wrócić na Privet Drive. Wciąż zagubiony w myślach, poszedł w stronę ślepej uliczki, skąd po krótkiej chwili koncentracji, aportował się z powrotem. Półprzytomny wrócił do swojego pokoju.
— Merlinie! Gdzie ty byłeś, Potter? — wykrzyknął Draco, marszcząc nos ze wstrętem.
Harry mrugnął ze zdziwienia, spojrzał na siebie i zauważył, że jest cały brudny. Przez co nawet nie spostrzegł ulgi, która na chwilę wymalowała się na twarzy Dracona.
— Och, musiałem sprawdzić jedno miejsce — wymamrotał roztargniony. Jeśli Snape może dostać się na Grimmauld Place, to zabranie tam Draco i jego rodziny nie byłoby chyba bezpieczne. Ale jeśli Snape naprawdę był po jasnej stronie...
— Potter!
— Co? — zapytał, podnosząc głowę.
— Musisz przestać się zawieszać — warknął Draco. — Czy posiadasz umiejętność skupiania się na czymkolwiek?
— W tej chwili mam dużo spraw na głowie. — Posłał mu groźne spojrzenie.
— No cóż, z całą pewnością nie dotyczą one twojego wyglądu — zripostował. — Nawet Granger nie ma wiary w ciebie pod względem umiejętności dobierania ubiorów.
— Przeczytałeś moją korespondencję? — powiedział ze złością.
— Zostawiłeś ją na łóżku, więc pomyślałem, że się zbytnio nie przejmiesz — powiedział powoli, a jego głos nagle zabrzmiał zdawkowo.
— To była moja poczta, Malfoy. Ale przypuszczam, że nie powinienem sądzić, że uszanujesz czyjąkolwiek prywatność — powiedział, wciąż marszcząc brwi.
— Zaryzykowałeś i poszedłeś tam, gdzie Granger mówiła ci, żebyś nie szedł, prawda? — zapytał powoli, uważnie obserwując zamyślonego Harry'ego.
— Ee... tak, poszedłem tam — westchnął ciężko.
— Sądząc po twoim wyglądzie, to miejsce jest opuszczone — powiedział, mierząc wzrokiem sylwetkę Harry'ego.
— Nie mogę ci powiedzieć nic na ten temat — odparł, a jego oczy zwęziły się.
Draco westchnął z frustracji.
— Potter, przekazywałem ci dużo informacji.
— Nie ufam ci, Malfoy — odpowiedział zimno. — Wciąż mówisz mi jak bardzo ufam ludziom, ale nawet ja mam granice. W tej chwili nie mogę ci niczego o tym powiedzieć i musisz się z tym pogodzić.
Draco przyglądał mu się chłodno przez kilka długich minut.
— Świetnie — powiedział w końcu. — Rozumiem.
— Rozumiesz? — Harry podniósł z niedowierzania brwi.
— Na twoim miejscu nigdy nie pozwoliłbym mi nawet być tak blisko, a już na pewno nie wyjawiłbym informacji, które mogłyby być ważne — przyznał wolno. — Co prawda nie podoba mi się to, ale rozumiem.
Harry gapił się na niego.
— Miałem się jeszcze o coś zapytać.
— O co? — zapytał ostrożnie Draco.
— Tak się zastanawiałem, co, do diabła, zrobiłeś z Draco Cholernym Malfoyem — zapytał swobodnym tonem.
Draco zaśmiał się gorzko.
— Też się zastanawiałem — wymamrotał, a następnie potrząsnął głową i spiorunował go wzrokiem.
— Idź się umyj, Potter, bo nie pozwolę ci w takim stanie dotknąć Wiktorii.
Harry przewrócił oczami, ale całkowicie się z nim zgadzał. W końcu był okropnie brudny. Zabrał jakieś ubranie i poszedł wziąć prysznic. Wepchał książkę pod duży stos ręczników, mając zamiar wziąć ją stamtąd, kiedy tylko Draco sobie pójdzie.
Umyty, z wciąż mokrymi włosami, wrócił do pokoju. Nadal nie wiedział, co robił, ufając Draco, wpuszczając go do domu Dursleyów. Otwierając drzwi do pokoju i słysząc chichotanie dziewczynki, miał wrażenie, że usłyszał odpowiedź.
— Muszę już iść — powiedział Draco, podnosząc wzrok, w momencie gdy Harry wszedł do pokoju.
Harry po prostu skinął głową. Draco podejmował wielkie ryzyko przychodząc tu i nie mógł ryzykować jeszcze bardziej, przeciągając wizyty. Jednak Harry wciąż nie wiedział, gdzie przebywa Draco, gdy nie ma go w domu Dursleyów i wcale nie był pewien, czy chce się tego dowiedzieć. Zresztą w tej chwili nie było to najważniejsze.
— Spróbuję wrócić jutro rano — powiedział Draco, a Harry mógł usłyszeć w jego głosie pytanie.
— W porządku — powiedział i ponownie skinął głową. — Jutro możesz przyjść, ale przez następne dwa dni nie.
— Czemu nie? — zapytał ostrożnie, z irytacją.
— Ponieważ jest weekend — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Nie mam pojęcia, gdzie Dudley będzie się podziewał, ale wiem, że wuj Vernon na pewno będzie w domu. To za duże ryzyko, nie ma szansy, żeby siedział cicho, gdyby wiedział, że tu przychodzisz. Z rzuconym na mój pokój zaklęciem Silencio, nie miałby powodów do skarżenia się na Wiktorię, zresztą nie jestem pewien, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, że ona wciąż tu jest — powiedział, patrząc na dziecko.
Wystarczająco trudne było trzymać garnek z wodą do robienia butelek w pokoju i robienie prania, kiedy Vernon pracował. Harry zawsze kąpał dziewczynkę wciągu dnia. Raczej rzadko odważał się wychodzić z pokoju, kiedy wuj był w domu, a Wiktoria nigdy nie wychodziła.
Draco marszcząc brwi, wpatrywał się w Harry'ego.
— Myślę, że im mniej osób wie, że tu jestem, tym lepiej — powiedział powoli. Harry był pewny, że Draco chciał zadać kilka pytań o jego wuja, ale powstrzymał się.
— Muszę już iść — powtórzył i zatrztymał się na chwilę w drzwiach. — Przypuszczam, że jeszcze raz musisz ją przebrać — dodał zanim wyszedł.
— Niech cię szlag, Malfoy!
Mógł usłyszeć śmiech w korytarzu, ale wiedział, że daremne byłoby próbowanie powiedzenia jeszcze czegokolwiek. Draco nawet nie usłyszałby go, ponieważ drzwi były zamknięte, a zresztą na pokój było rzucone Silencio.
Przebierając Wiktorię, przeklinał go pod nosem. Przewijanie wciąż sprawiało mu trudności, ale sradził sobie coraz lepiej. Nie była u niego długo, a jednak zaczynał otaczać ją opieką. Mimo wszystko, nadal uważał, że nie jest najlepszą osobą do tego zajęcia, ale nie miał pojęcia kto inny mógłby to robić.
Draco nie chciał, by Harry zabrał ją do Wesleyów, albo do któregokolwiek ze swoich przyjaciół. Co prawda, Harry się z tym nie zgadzał, ale musiał przyznać, że spowodowałoby to masę pytań bez odpowiedzi.
Nie miał zielonego pojęcia, co ma począć z Draco. Nie było sposobu, by wytłumaczyć jakoś tę sytuację przyjaciołom, którzy wystarczająco się już niepokoili i jego zdrowie psychiczne.KOCHANI JAK COŚ TO ORYGINAŁ NA STRONIE ,,JESIEŃ Z DRARRY'' AUTORSTWO KACZALKI ♥
CZYTASZ
Tajemnice
Fanfictionopowiadanie nie jest moje! jest skopiowane ze stronki ,, jesień z drarry'' ale te opowiadanie jest tak cudowne że więcej osób musi je przeczytać. ♥