Nim nadszedł poniedziałek, Harry zaczął się poważnie obawiać o swoje zdrowie psychiczne. Był skłonny uznać, że nic nie wie o dzieciach, oklumencji, Draco, Snape'ie, horkruksach, Voldemorcie i swoich przyjaciołach. Już wcześniej myślał, że jest wykończony, ale teraz dopiero pojął, jak bardzo — i w tej kwestii — się pomylił.
Jedynie ciotka Petunia mu trochę pomagała. Lecz kiedy tylko upewniła się, że Draco nie jest groźny – z jej strony było to dość ryzykowne stwierdzenie – odmówiła jakiejkolwiek pomocy podczas wizyt blondyna. W ciągu tygodnia nie było tak źle, mimo tego, że znowu zaczęła traktować Harry'ego po staremu, to od czasu do czasu odciążała go przy opiece nad małą. Jednak, gdy w domu przebywał wuj Vernon, nie próbowała nawet kiwnąć palcem, żeby mu jakoś pomóc.
Harry w wolnych chwilach próbował zająć się w lekturą podręcznika do oklumencji, ale nie szło mu to zbytnio. Po pierwsze, ze względu na opiekę nad Wiktorią, nie miewał dużo wolnych chwil, a po drugie, gdy już się jakaś trafiła, był tak wyczerpany, że czytane słowa zlewały się w jego głowie w bezsensowny bełkot. Na dodatek w piątek Draco był zgryźliwy i zamknięty w sobie, no i wpadł dosłownie na parę sekund, które wystarczyły tylko na to, by się zameldować.
Harry zmarszczył brwi i stwierdził, że słowa "meldować się" świetnie oddają charakter ostatnich wizyt Draco. Tak jakby blondyn pokazując się u Harry'ego, chociażby na krótką chwilę, chciał go zapewnić, że wciąż żyje i jest skłonny do zawarcia swego rodzaju porozumienia. Czy to oznaczało, że Draco naprawdę zmienił strony?
Gryfon potrząsnął głową, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Po pierwsze, nie potrafił stwierdzić, co w ogóle skłoniło go do współpracy z Draco, a o tym, dlaczego ona wciąż trwała, nie miał już bladego pojęcia.
W podobne poczucie mentalnej bezsilności i całkowitego zamętu w głowie wprawiały go rozważania o Snape'ie. Doszedł do wniosku, że teraz po prostu nie jest w stanie myśleć jasno i logicznie.
Ledwo co mógł popracować nad sprawą horkruksów. Na samo wspomnienie o nich umysł Harry'ego próbował umknąć w popłochu, a myślenie o Voldemorcie przyprawiało go o okropny ból głowy. Potrzebując odrobiny wytchnienia, zszedł na dół na śniadanie. Wymienił z ciotką tylko jedno spojrzenie, podczas gdy wuj Vernon głośno relacjonował artykuł prasowy o ostatniej katastrofie.
Coś musiało się zmienić. Współczuł małej, ale nie był w stanie dłużej tego ciągnąć. Nie mógł przecież podejmować prób ocalenia świata, równocześnie niańcząc dziecko.
Kiedy Draco pojawił się ponownie, Harry akurat krążył po pokoju z płaczącą dziewczynką na rękach. Gdy tylko blondyn przekroczył próg pomieszczenia, Gryfon przekazał mu Wiktorię, po czym sam padł na łóżko i nakrył głowę poduszką. Być może zaskoczył tym nieco Ślizgona, ale w tamtej chwili naprawdę mało go to obchodziło.
— Potter! Co jej jest? — zaniepokoił się Draco.
Harry wymamrotał coś pod nosem, ale kiedy zdał sobie sprawę, że Malfoy zapewne go nie usłyszał, zdjął z głowy poduszkę i powtórzył.
— Ciotka Petunia powiedziała, że najprawdopodobniej tylko ząbkuje. To dlatego tak ślini siebie i wszystko dokoła. Dałem jej środek na złagodzenie bólu, ale działał bardzo krótko i znowu zaczęła płakać – wyjaśnił bezradnie.
— A nie można jej jeszcze jakoś pomóc?
— Nie wiem! — zirytował się Harry. – Tak jak radziła ciotka, dałem jej do żucia mokrą szmatkę i to troszkę pomogło. Ale znowu boli ją cała buzia, a zamiast być przy swojej mamie, utknęła tu ze mną. W takiej sytuacji też bym się darł w niebogłosy! — Spojrzał na Draco czerwonymi ze zmęczenia oczami. — Jestem wykończony – jęknął. – Nie potrafię jej pomóc. Mam wrażenie, że jedyną rzeczą, jaką robiłem przez ostatnie dwie doby było trzymanie jej na rękach. Nieustanne. To jedyny sposób, by ją choć trochę uspokoić.
— Cały czas tak głośno płakała? — spytał zmartwiony Draco. Harry marszcząc czoło, spojrzał na małą.
— Właściwie to nie – przyznał. Westchnąwszy, zwlókł się z łóżka i ponownie wziął ją na ręce. Nie przestała płakać całkowicie, ale za to teraz zaczęła o wiele ciszej.
— Przyzwyczaiła się do ciebie – stwierdził Draco łagodnie.
— Ale ja nie mogę się nią dłużej zajmować! — jęknął Gryfon błagalnym tonem. – Powoli zaczynam wariować!
— Potter! Ty już dawno zwariowałeś.
Harry wydał z siebie głuchy pomruk, mierząc blondyna wściekłym spojrzeniem. Ten cofnął się o krok, a uśmiech z jego twarzy natychmiast zniknął.
— Co mam zrobić? — zapytał.
— Nie wiem! — fuknął Harry i ponownie zaczął krążyć po pokoju z małą w ramionach. Trwało to chyba ze dwadzieścia minut, ale w końcu jej płacz z jednostajnego zawodzenia powoli przeistoczył się w pojedyncze szlochy. Wciąż ją przytulając, ostrożnie położył się na łóżku. Wiktoria ułożyła się wygodnie na jego piersi i usnęła zmęczona płaczem, a jej wyczerpany opiekun, przymknął oczy, napawając się chwilą spokoju.
— Też zasnąłeś? — Harry drgnął przestraszony, słysząc ciche pytanie Draco i zmierzył go zirytowanym spojrzeniem spod ciężkich od niewyspania powiek.
— Już prawie – burknął. – Ale ty oczywiście musiałeś otworzyć tę swoją niewyparzoną gębę.
Ślizgon uśmiechnął się nieznacznie, lecz po chwili na jego twarzy zagościł wyraz całkowitej powagi.
— Żałuję, że nie mogę ci dać jednego z naszych skrzatów domowych. Pomagały się mną opiekować jak byłem mały.
— To wiele wyjaśnia – burknął pod nosem Harry, na co Draco popatrzył na niego gniewnie, lecz nie zripostował.
— Niestety nie mogę ci dać ani jednego. Ktoś mógłby zauważyć. — Harry ostrożnie ułożył małą na łóżku obok siebie i powoli, nie chcąc jej obudzić, usiadł.
— Skrzaty domowe naprawdę pomagają w opiece nad dziećmi? — spytał, marszcząc czoło.
— Oczywiście, że tak — prychnął blondyn.
— A skąd niby mogłem to wiedzieć? Ja wychowałem się tutaj, zapomniałeś? – rzucił, wbijając w niego wściekłe spojrzenie.
Draco odpowiedział podobnym, po czym z zaciekawieniem rozejrzał się po pokoju.
— To jak to możliwe, że ten pokój nie wygląda na to, abyś kiedykolwiek w nim mieszkał? — zaciekawił się
Harry zamknął oczy. Nie miał najmniejszej ochoty wyjaśniać, że dopóki nie zaczął chodzić do Hogwartu, to w ogóle nie był jego pokój.
— Nie chcę o tym rozmawiać — skwitował. — Pytałem cię o skrzaty domowe.
Kiedy ponownie otworzył oczy, zauważył, że blondyn przygląda mu się uważnie. Draco jednak nie zaczął drążyć niemiłego Harry'emu tematu, tylko powrócił do wcześniej poruszanej kwestii.
— Skrzaty domowe istnieją po to, by być użytecznymi – wyjaśnił. – Gdybyś miał skrzata, pomógłby ci przy Wiktorii, a ty w tym czasie mógłbyś się wyspać lub zająć czymś innym.
Po tonie wypowiedzi Harry uświadomił sobie, jak niską blondyn ma opinię o skrzatach. Zmarszczył brwi, lecz tak jak Draco wcześniej, powstrzymał się od komentarza. Znajdował się na skraju całkowitego wyczerpania i był skłonny rozważyć pomysł skrzaciej pomocy, bezwzględnie zagłuszając rozlegające się gdzieś w głębi jego głowy wzburzone upomnienia Hermiony.
Prawdę mówiąc, miał już jednego skrzata domowego, lecz przechodziły go ciarki na samą myśl o Stworku przebywającym w pobliżu Wiktorii. Chociaż musiał przyznać, że biorąc pod uwagę uwielbienie, jakim Stworek darzył Draco, skrzat mógłby poczuć się bardzo uhonorowany takim zadaniem. Na twarzy Harry'ego pojawił się wyraz niezadowolenia. Nie było takiej możliwości, aby pozwolił Stworkowi opiekować się małą.
Zgredek z kolei uwielbiał Harry'ego i chłopak był pewien, że skrzat zrobiłby wszystko, o co tylko by go poprosił. Lecz ciągłe towarzystwo Zgredka nie wróżyłoby niczego dobrego ani Harry'emu, ani Wiktorii. Gryfon wręcz wątpił, czy zyskałby choć jedną chwilę spokoju więcej.
W pewnym momencie w głowie zaświtała mu myśl o Mrużce. To przecież ona zajmowała się w dzieciństwie Crouchem. I Merlin wie, jak bardzo była lojalna. Harry zamyślił się. Skrzatka załamała się, kiedy została wolnym skrzatem. I nie potrafiła się wziąć w garść, nawet pomimo posady w Hogwarcie. Mrużka chciała służyć jakiejś rodzinie.
— W jaki sposób skrzat zostaje połączony z rodziną? — spytał nagle Harry – Czy można go powiązać tylko z dzieckiem?
Draco spojrzał na Gryfona tak, jakby mu druga głowa wyrosła.
— Po pierwsze, nie znajdziesz skrzata, ot tak sobie. One służą tylko najstarszym i najzamożniejszym rodom. Po drugie, nie mógłbyś go związać z dzieckiem. Kto wtedy wydawałby mu polecenia? — Tego właśnie obawiał się Harry. Wciąż nie podobało mu się podejście blondyna do skrzatów, ale musiał się z nim zgodzić.
— To będzie tylko tymczasowe rozwiązanie – wymamrotał zamyślony Harry. — Nie mogę mieć kolejnego skrzata. Hermiona by mnie zabiła.
— Kolejnego? — zdziwił się Ślizgon, na co Harry wywrócił teatralnie oczami.
— Taaa, mam jednego, który wychwala cię pod niebiosa, jeśli tylko ma ku temu okazję – odpowiedział z wyraźnym obrzydzeniem.
— To mnie lubi? — zdumiał się Draco, unosząc brwi.
— Na twoim miejscu nie czułbym się tak wyróżniony .To paskudna kreatura i w żadnym wypadku nie powierzę mu opieki nad Wiktorią. — Draco otworzył usta, by coś powiedzieć i równie szybko je zamknął. Harry nawet tego nie zauważył.
— Z drugiej strony potrzebuję pomocy. Sam nie dam sobie rady. Już wcześniej nie mogłem spać, a teraz to jest praktycznie niemożliwe. – Harry zdawał się myśleć na głos. – Mam tyle do zrobienia, ale z dzieckiem na karku nie jestem w stanie się tym zająć. A przecież nie zostawię jej samej. — Zamrugał i spojrzał na Draco. – Na pewno nie mógłbym jej zabrać do Weasleyów? Z pewnością dobrze by się nią zaopiekowali. — Mieszanina drwiny i obrzydzenia, jaka pojawiła się na twarzy blondyna, była wystarczającą odpowiedzią.
— Jak myślisz, co by się stało, gdyby się dowiedzieli, że jest moją córką? — rzucił Draco.
— Nie skrzywdziliby bezbronnego dziecka. – Harry przeraził się, że coś takiego w ogóle mogło przyjść Ślizgonowi do głowy. Draco wywrócił tylko oczami.
— Nie, ale na pewno postaraliby się o to, żebym już nigdy więcej jej nie zobaczył – podsumował.
— Och – odparł Gryfon. A więc nie o to mu chodziło. Blondyn prychnął z obrzydzeniem.
— Nie podejrzewam ich o bycie dzieciobójcami, ale nie mam żadnych wątpliwości, że zrobiliby wszystko, co w ich mocy, by mi ją odebrać.
Harry potarł rękoma twarz, jakby chciał z siebie zetrzeć to całe zmęczenie i frustrację, które go ogarniały.
— Malfoy, ja sam nie dam rady. Zbyt wiele ode mnie oczekujesz.
— Potter, jeśli wezmę ją z powrotem, Czarny Pan się o niej dowie i najprawdopodobniej zabije – odpowiedział Draco, niemal błagalnym tonem. — Nie mogę jej zabrać ze sobą, ale nie mogę też jej stracić.
Harry w przypływie bezsilności opuścił ramiona i ukrył twarz w dłoniach
Tkwili w samym środku cholernej wojny. Nastał czas czynów niecodziennych i szalonych. Po chwili wyprostował się, podjąwszy ostateczną decyzję.
— Nie odpowiedziałeś mi na moje wcześniejsze pytanie. Czy wiesz, jak tworzy się magiczną więź pomiędzy skrzatem domowym a rodziną? Nie wiem, czy mógłbym podjąć ryzyko skorzystania z jej pomocy bez magicznej więzi, nawet, jeśliby się na to zgodziła. Mam zbyt wiele spraw do ukrycia.
Draco powoli pokiwał głową.
— Przypuszczam, że wolałbyś nie zostać rozpoznanym, więc radzę ci się teraz schować w tamtej szafce. – Harry wskazał palcem mebel stojący obok dużej szafy. Na twarzy Draco pojawił się grymas niezadowolenia, lecz zrobił tak jak zasugerował Harry i z trudem upchnął się jakoś pomiędzy wszystkimi gratami Dudleya.
— Stworku! — zawołał Gryfon. Skrzat pojawił się z głośnym trzaskiem.
— Pan mnie wzywał? — zapytał, kłaniając się nisko i równocześnie obdarzając Harry'ego nienawistnym spojrzeniem.
— Tak. Chcę, żebyś sprowadził do mnie Zgredka – odpowiedział chłopak spokojnie. Ciężko było opanować chęć przeklęcia tego stworzenia, lecz Harry miał wciąż w pamięci słowa Dumbledore'a o milszym traktowaniu Stworka.
— Tego, który śledzi cudownego panicza Malfoya – wymamrotał skrzat. — Stworek wolałby, żeby to młody panicz, był jego panem.
— Wiem, wiem – przerwał mu Harry, świadomy tego, że Draco znajduje się parę stóp od nich, ukryty w szafce. — Nie mam ochoty ponownie wysłuchiwać, jak bardzo kochasz Malfoya. — Wziął głęboki oddech. — Sprowadź mi tu Zgredka, proszę. A potem możesz powrócić do pełnienia swoich obowiązków w Hogwarcie.
— Stworek musi słuchać pana – wymamrotał jeszcze skrzat, po czym zniknął. Parę sekund później na jego miejscu pojawił się Zgredek.
— Harry Potter wzywa Zgredka? — spytał, a w jego wielkich oczach pojawiły się łzy szczęścia
— Tak, Zgredku. Tylko proszę panuj nad sobą, dobrze? — poprosił Harry błagalnym tonem. — Nie ma potrzeby się nadmiernie ekscytować.
— Harry Potter po mnie posłał – westchnął skrzat z błogim wyrazem twarzy.
Zmieszany Gryfon przeczesał ręką włosy. Dla niego skrzaty domowe kojarzyły się raczej z masą kłopotów. Musiał być szalony, że w ogóle wziął taką opcję pod uwagę.
— Zgredku, jak się miewa Mrużka? — spytał ostrożnie. Skrzat wyraźnie posmutniał.
— Mrużka nie czuje się dobrze, Harry Potter. Mrużka cały czas chce mieć rodzinę.
I na to właśnie liczył Harry, ale wciąż troszkę go mdliło na samą myśl o pytaniu, które musiał zadać. Poza tym nie był pewien, jak Zgredek na to zareaguje.
— Myślisz, że Mrużka chciałaby zostać moim skrzatem?
— Och, Harry Potter jest taki mądry! – Zgredek zaczął szlochać histerycznie. – I chce pomóc nawet Mrużce. Harry Potter jest wielkim czarodziejem!
— Zgredku! — krzyknął Harry. Skrzat przestał zawodzić, lecz wciąż głośno pociągał nosem, spoglądając na Harry'ego z uwielbieniem. Chłopak wziął głęboki oddech.
— Zgredku, myślałem, że chciałeś, żebyście byli wolni. Nie do końca rozumiem, dlaczego teraz chcesz, żeby Mrużka związała się z jakąś rodziną.
— Każdy skrzat jest inny – odpowiedział zapytany z rozbrajającą szczerością. — Zgredek lubi wolność, ale Mrużka jest nieszczęśliwa. Będzie zaszczycona mając znowu rodzinę
— Mógłbyś ją tutaj sprowadzić? – poprosił grzecznie chłopak.
— Och, Harry Potter "prosi" Zgredka! — wyszlochał skrzat, zalewając się ponownie łzami. — Harry Potter jest zbyt uprzejmy! — dodał znikając. Harry westchnął z ulgą, puszczając mimo uszu rozbawione prychnięcie, które dobiegło go od strony szafki. Nie miał czasu odpowiedzieć, bo Zgredek powrócił po chwili, a zaraz za nim pojawiła się Mrużka. Skrzatka wyglądała na jeszcze bardziej zaniedbaną i smutną, niż ostatnim razem, kiedy Harry ją widział.
— Dziękuję, Zgredku.
— Wszystko dla Harry'ego Pottera – odpowiedział uszczęśliwiony skrzat. Gdy Zgredek zniknął z głośnym trzaskiem, Gryfona zalała fala ulgi. Z wdzięcznością pomyślał o zaklęciu wyciszającym rzuconym na pokój. Ciotka Petunia wyszłaby z siebie, denerwując się, co mają oznaczać te wszystkie hałasy dobiegające z jego pokoju.
— Umm, Mrużko? Wiem, że bardzo cię dotknęła utrata twojego ostatniego pana – zaczął niepewnie Harry. Skrzatka nie odezwała się, a z jej wielkich, przeraźliwie smutnych oczu powoli staczały się łzy. Harry westchnął.
— Zdaję sobie sprawę, że uważasz, iż to po części jest moja wina – zawahał się na chwilę niepewny, czy naprawdę chce to zrobić — ale zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś zostać moim skrzatem – dokończył jednym tchem. Oczy Mrużki, o ile w ogóle było to możliwe, zrobiły się jeszcze większe.
— Harry Potter chce Mrużce zaoferować rodzinę? — zapytała z niedowierzaniem.
— Eee, tak. W pewnym sensie – zająknął się Harry. – Hmm, właściwie to tylko mnie – przyznał niezręcznie. — Ale ja zawsze potrzebuję pomocy – dodał pospiesznie, i mógłby przysiąc, że od strony szafki dobiegło go kolejne rozbawione prychnięcie. Mrużka przyglądała się mu się niepewnie, delikatnie poruszając uszami. Nadzieja wręcz błyszczała w jej wielkich oczach.
— Mrużka lubi pomagać – odpowiedziała cicho. – A Zgredek bardzo ceni Harry'ego Pottera.
— Czy wiesz, eee, jak się opiekować dziećmi? — zapytał Gryfon.
— Mrużka bardzo kocha dzieci. – Chłopak jeszcze nigdy nie widział jej tak ożywionej. – Harry Potter wie, że Mrużka opiekowała się swoim ostatnim panem bardzo dobrze.
— Taa, zbyt dobrze – burknął pod nosem Harry, a na twarzy skrzatki w jednej chwili pojawił się smutek.
— Pan był niedobrym człowiekiem, ale Mrużka opiekowała się nim najlepiej jak potrafiła. – Oprócz żalu w jej głosie można było wyczuć nutkę dumy. Harry uśmiechnął się łagodnie.
— Mrużko, nie wątpię w twoją lojalność – zapewnił ją. Skrzatka uśmiechnęła się nieśmiało. Harry był wdzięczny, że Mrużka nie jest tak samo przesadnie wylewna jak Zgredek.
— Nie wiem jeszcze, jak długo, ale w tej chwili opiekuję się dzieckiem – wyjaśnił Harry. – I przydałaby mi się pomoc kogoś, komu mógłbym bezgranicznie zaufać.
— I w zamian Harry Potter chce zaoferować Mrużce magiczną więź? — zapytała skrzatka, a jej policzki wciąż błyszczały od łez. Pociągnęła wielkim ziemniakopodobnym nosem. — Na zawsze? Nawet wtedy, kiedy Harry Potter nie będzie już potrzebował Mrużki do pomocy przez dziecku? — upewniła się.
Harry po raz kolejny zaczerpnął głęboki oddech. Nie twierdził, że w pełni rozumie, co kieruje Mrużką, ale wiedział jest to dla niej niezmiernie ważne. Wiedział także, że Hermiona bez dwóch zdań go zamorduje, gdy tylko się o wszystkim dowie.
— Tak.
Mrużka zapiszczała z radości z taką intensywnością, że chłopak drgnął zaskoczony. Po raz kolejny podziękował w duchu niebiosom, że nim w ogóle to wszystko się zaczęło, Draco pomyślał, by rzucić wokół zaklęcie wyciszające. Gdyby nie ono, Wiktoria z całą pewnością już od dłuższego czasu nie spałaby tak smacznie.
— Mrużka jest taka szczęśliwa! — pisnęła podekscytowana. Jednak sposób, w jaki skrzatka okazywała emocje, w niczym nie przypominał zagłuszającego płaczu Zgredka.
— Eee, na razie będziemy mieszkać tutaj, ale mam dom, który wymaga, hmmm, dość sporego nakładu pracy – wyjaśnił Harry.
— Mrużka się wszystkim zajmie!.
— Cóż, w takim razie... Jesteś pewna, że tego chcesz? — zapytał chłopak, czując się niewiarygodnie zakłopotany. Ta sytuacja przekroczyła wszelkie granice jego dotychczasowych doświadczeń.
— Tak. Mrużka jest całkowicie pewna – odparła bez mrugnięcia okiem.
— Malfoy – zawołał Harry.
Draco wyłonił się z szafki i podszedł do nich, przyglądając się Mrużce z zaciekawieniem. Skrzatka także mu się przyglądała, lecz raczej z pewną dozą strachu. Harry z cichym świstem wypuścił powietrze.
— Mrużko, nie obawiaj się. Ja nie wiem, jak się rzuca zaklęcie wiążące i on nam w tym pomoże.
Skrzatka zwróciła swe wielkie, przepełnione strachem oczu ku Harry'emu, lecz nic nie odpowiedziała.
— Potter, ty to wiesz jak je sobie dobierać, no nie? – stwierdził Draco.
— Malfoy, odpuść sobie – odparował Harry, ale bez złości. – Miejmy to już za sobą.
— To naprawdę bardzo proste – powiedział powoli Draco. – Ty inicjujesz więź, a potem skrzat domowy używając swojej magii, ją dokańcza. Pamiętaj, że większość z nich tego właśnie chce.
Harry, aczkolwiek niechętnie, skinął głową. Oto kolejna rzecz, w którą trudno mu było uwierzyć, że w ogóle brał w niej udział. Draco przeprowadził Harry'ego przez wstępne inkantacje, po czym prym przejęła Mrużka. Parę minut i kilka błysków światła później więź została utworzona.
— Potter, masz kolejnego skrzata domowego — stwierdził Draco droczącym tonem. – Pniesz się na wyżyny.
— Malfoy, zamknij się – zirytował się Harry. Miał szczerą nadzieję, że nie pożałuje tego wszystkiego.
— Mrużko, to jest Wiktoria – zwrócił się do skrzatki, wskazując malucha śpiącego na łóżku. — Twoim priorytetowym, eee, obowiązkiem będzie właśnie opieka nad nią. W między czasie możesz wciąż pomagać w Hogwarcie. Tutaj chwilowo, naprawdę nie będę miał dla ciebie innych zadań. Wszystko się zmieni, kiedy rozwiąże się sprawa domu, o którym wspominałem.
Mrużka poruszając uszami w dół i w górę, przytaknęła radośnie. Harry nie miał wątpliwość, że kiedy ją następnym razem zobaczy, skrzatka będzie czysta i schludna.
— Nikomu nie wspominaj, że jesteś ze mną związana, ani o tym, że mam pod opieką dziecko – polecił Harry. — Na razie musimy zachować to w tajemnicy. Jeśli ktokolwiek cię zapyta, co robisz, możesz odpowiedzieć, że wciąż pracujesz w Hogwarcie. — Harry przerwał i spojrzał na Draco. – I pod żadnym pozorem nie wolno ci wyjawić, że widziałaś u mnie Malfoya lub, że w ogóle go widziałaś — dodał.
— Tak, panie – odpowiedziała ochoczo.
Gryfon skrzywił się. Nie raziło go to tak bardzo, kiedy Stworek tak go tytułował, bo wiedział, że skrzat w głębi serca wcale go nie uważa za swojego pana. Ale "panie" w ustach Mrużki brzmiało zupełnie inaczej.
— Przypuszczam, że nie jestem w stanie nakłonić cię, abyś nie mówiła do mnie "panie" tylko na przykład Harry?
— Och, nie! To niemożliwe! — Skrzatka spojrzała na niego jeszcze większymi oczami. — Ale Mrużka mogłaby się zwracać do pana, panie Harry – zasugerowała po chwili.
— Niech będzie – westchnął Gryfon. Był przekonany, że to wszystko, co jest w stanie w tej kwestii osiągnąć. Z resztą miał świadomość, że dyskusja na ten temat ze skrzatem domowym była całkowicie bezsensowna i z drugiej strony sprawi Mrużce przyjemność, pozwalając zwracać się do niego w ten sposób. Więc niech jej będzie.
— Myślę, że możesz teraz wrócić do Hogwartu – stwierdził. — Wezwę cię, jak Wiktoria się obudzi.
— Mrużka będzie czekać, panie Harry – odpowiedziała i zniknęła.
— Komu służyła wcześniej? — zaciekawił się Draco, siadając na krześle przy biurku.
— Nie mogę ci powiedzieć – odparł Harry ze znużeniem.
— Masz nawyk pomagania wszystkim przybłędom? — zadrwił blondyn, lecz nie wyglądało na to, by poczuł się jakoś urażony wcześniejszą odpowiedzią.
— Najwyraźniej, bo jakimś cudem tobie też pomagam – zgodził się Harry.
— Nie miałem na myśli siebie. – Oburzony Draco wyprostował się na swoim miejscu i wbił wzrok w Harry'ego.
— Co nie zmienia faktu, że i tak się łapiesz do opisu – stwierdził Gryfon, wzruszając niedbale ramionami.
— Potter, nie jestem jedną z twoich zbłąkanych duszyczek w potrzebie – prychnął Ślizgon, mierząc Harry'ego gniewnym spojrzeniem.
— Jak sobie chcesz, Malfoy – odpowiedział znużonym głosem Harry. – Mój błąd, jak mogłem pomyśleć, że potrzebujesz pomocy, kiedy pojawiłeś się na moim progu.
Draco wciąż wbijał wściekłe spojrzenie w Harry'ego, lecz Gryfon całkowicie go zignorował. Nie miał siły na kłótnię
W końcu blondyn chyba stwierdził, że czy mu się to podoba czy nie, w tym, co Harry powiedział, tkwi ziarno prawdy.
— Co teraz? — Ślizgon przerwał wiszącą miedzy nimi ciszę.
— Nie wiem – westchnął zmęczony Harry. — Przynajmniej udało mi się załatwić jakąś pomoc przy Wiktorii. Może jak się prześpię, będę w stanie myśleć.
*
Kilka kolejnych dni upłynęło Harry'emu spokojniej. Nie było idealnie, ale znaczenie lepiej. Wciąż był zmęczony, ale nie znajdował się już na granicy utraty przytomności z wyczerpania. Jednak trafiały się chwile, w których miał wrażenie, że jest na granicy załamania nerwowego.
Regularnie powątpiewał też w swoje zdrowie psychiczne.
Obecnie zastanawiał się, czy jest wystarczającym wariatem, by poprosić Draco o pomoc w nauce oklumencji, co było w jego mniemaniu czystym szaleństwem. Dobrze pamiętał każdą lekcję, podczas której Snape włamywał się do jego umysłu. A teraz w jego głowie roiło się od wspomnień, którymi w żadnym wypadku nie chciał dzielić się z Malfoyem.
Prychnął spod nosem. Nie chciałby też dzielić się nimi ze Snape'em, a były profesor był jedyną osobą, nie licząc Draco, do której mógłby się zwrócić.
Książka okazała się bardzo pomocna w nauce. Harry zaczął na nowo przeklinać Snape'a, kiedy zdał sobie sprawę, że w przeszłości Mistrz Eliksirów wcale nie ułatwiał mu opanowania tej sztuki. Wciąż z pewną rezerwą podchodził do ćwiczenia oklumencji w praktyce, ale był przekonany, że teraz jest o wiele lepiej przygotowany. Wcześniej przecież nawet nie wierzył, że oklumencja w ogóle mu się na coś przyda i nie zależało mu zbytnio na jej opanowaniu.
Książka sprawiła, że naprawdę zaczął rozumieć istotę tej umiejętności. Nie do końca ułatwiała jej naukę, ale z całą pewnością nadawała sens czynnościom, które wcześniej były dla niego niejasne. Harry zrozumiał, że musi podzielić swój umysł. Pochować kawałki wspomnień, myśli i emocji do różnych mentalnych szufladek, a potem je zamknąć i otoczyć barierami ochronnymi. Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale przynajmniej sam proces miał teraz jakiś sens. Dodatkowo naukę znacznie ułatwiło Harry'emu odniesienie do zaklęć obronnych, które już wcześniej poznał. Bariery to bariery. Istnieje cała masa różnych typów, ale wciąż są tylko barierami.
Sądząc po tym, co było napisane w książce, im więcej się ćwiczyło oklumencję, tym łatwiej było ją stosować. W pewnym momencie przestawało się jej używać świadomie, a bariery i tak były na swoim miejscu. Harry miał wrażenie, że pojął w końcu, w jaki sposób Snape i Draco mogli przez cały czas utrzymywać tak chłodną i spokojną postawę. Zastanowiwszy się trochę dłużej, Harry zdał sobie sprawę, że ostatnimi czasy Draco nie zachowywał się w ten sposób. Chłopak w jego obecności musiał opuszczać bariery ochronne, a Wiktoria miała chyba swoje sposoby, by mu w tym dopomóc. Był jednak przekonany, że wszędzie indziej bariery chroniące umysł Draco były na swoim miejscu.
Wiele z ćwiczeń opisanych w książce skupiało się na różnych typach medytacji. Czytał wszystko uważnie i starał się jak najwięcej zapamiętać. Wskazówki i notatki odręcznie dopisane na marginesach okazały się niezwykle przydatne. Dzięki temu, że Mrużka zajmowała się teraz Wiktorią, mógł poświęcić każdą wolną minutę ostatnich trzech dni z rzędu na naukę oklumencji. Uśmiechnął się do siebie drwiąco na myśl, że Hermiona byłaby z niego dumna — chociaż z tego jednego powodu.
Problem tkwił w tym, że Harry zaczął potrzebować kogoś, kto pomógłby mu w ćwiczeniach praktycznych. A jedyną osobą z najbliższego otoczenia, która się do tego nadawała, był Draco. Harry zaczerpnął głęboki oddech i zebrawszy całą swoją gryfońską odwagę, odwrócił się do blondyna.
— Umiesz oklumencję? — wymamrotał, wypuszczając jednocześnie powietrze. Prawdę mówiąc znał odpowiedź na to pytanie, ale uważał, że niezbyt mądrze byłoby się z tym zdradzić. Wcale nie pocieszał go fakt, że to właśnie Bellatriks uczyła Draco oklumencji. Nawet Snape był niezadowolony, że Draco to przed nim ukrywał.
— Oczywiście, że tak. – Draco prychnął z pogardą. – A myślisz, że niby dzięki czemu udało mi się przeżyć tak długo?
— Jestem pewien, że Snape zadaje sobie to samo pytanie na mój temat, zastanawiając się, jak udało mi się bez niej przetrwać te wszystkie lata — odburknął Harry.
— Z tym muszę się zgodzić – stwierdził Draco, przytakując.
Harry nie trudził się nawet na ripostę, zamiast tego powrócił do ważniejszej kwestii.
— Czy mógłbyś mi pomóc się jej nauczyć?
Draco wyprostował się na swoim krześle i spojrzał na Gryfona z namysłem.
— Ufasz mi na tyle? — zapytał, spoglądając na Harry'ego spod przymrużonych powiek.
— Niezupełnie – przyznał Harry. – Ale wolę ciebie od pozostałych dostępnych mi opcji.
— To żadna przyjemność, kiedy Czarny Pan zaczyna sondować twój umysł. — Draco zaśmiał się ponuro.
— Tobie przynajmniej nie szpera w myślach, kiedy cię nie widzi – stwierdził Harry, na co Draco uniósł brwi i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— To prawda? — zapytał. — Czarny Pan naprawdę może wniknąć do twojego umysłu bez względu na odległość?
— Tak. – Padła krótka odpowiedź. Harry nie chciał się nad tym rozwodzić. Ślizgon zmarszczył brwi i zamyśliwszy się, nie drążył dalej tematu.
— Tak naprawdę, to nie jest zbyt trudno ją opanować – stwierdził po chwili. – Po prostu większość ludzi nie odczuwa potrzeby, by uczyć się oklumencji. Jednak na początku, zanim się przyzwyczaisz, rzeczywiście wymaga dość sporo koncentracji.
— Kiedyś próbowałem się tego nauczyć – przyznał cicho Harry. – Ale nie bardzo mi to wychodziło. — Wyglądało na to, że Mistrz Eliksirów nie wspomniał Malfoyowi o jego dodatkowych lekcjach, co było kolejnym punktem na korzyść byłego profesora. Jednak Harry uważał, że Snape, tak czy siak stracił więcej punktów przez to, że nie nauczył go oklumencji, kiedy miał ku temu odpowiednią okazję. Harry wciąż starał się przeanalizować całą sprawę i nie potrafił znaleźć ani jednego logicznego powodu, który wyjaśniłby, dlaczego Snape tak postąpił, będąc po jasnej stronie.
— Musisz się nauczyć koncentracji i oczyszczania umysłu – powiedział Draco.
— Cudownie. – Słysząc znienawidzony zwrot, Harry jęknął z sarkazmem.
— Och, to nie takie straszne, Potter – stwierdził Ślizgon z nutką rozbawienia w jego głosie. – Jestem przekonany, że i ty dasz radę nauczyć się oklumencji. Jest o wiele łatwiejsza od legilimencji
— Ją też umiesz?
— Oczywiście – rzucił blondyn z uśmieszkiem.
Harry tylko wywrócił oczami, widząc, jak bardzo cieszyła Draco świadomość, że umie coś, czego on nie potrafi.
— Zanim pozwolę ci na mnie rzucić Legilimens, musisz mi dokładnie wytłumaczyć, jak mam oczyścić mój umysł – stwierdził stanowczo.
Draco spoważniał i skinął głową, po raz kolejny zaskakując Harry'ego swoją postawą. Ślizgon wydawał się szanować to, że Harry ma swoje sekrety, których nie może ujawniać i Harry był mu za to bardzo wdzięczny. To... cokolwiek istniało pomiędzy nimi, było całkowicie inne od tego, co łączyło Harry'ego i jego przyjaciół. Gryfon był przyzwyczajony do tego, że ludzie domagają się, by odkrywał przed nimi wszystko, nawet wtedy, kiedy nie miał nic do ukrycia.
Tak więc, Draco zaczął uczyć go technik medytacji, a Harry łączył rady blondyna z informacjami zawartymi w podręczniku Księcia Półkrwi. Wciąż łatwiej przychodziło mu myśleć o Snapie i Księciu, jak o dwóch różnych osobach. Przez kolejne dwa dni Harry skupiał się głównie na medytacji i nauce oczyszczania umysłu. Gdy Draco był w pobliżu pracował nad szczegółami i próbował je przećwiczyć, gdy zostawał sam. Pozwalał sobie na małe przerwy w nauce tylko dla Wiktorii.
Jedyna problematyczna sytuacja w ciągu tego tygodnia nastąpiła w piątkowy poranek, kiedy to niewiele brakowało, by Draco zderzył się twarzą w twarz z wujem Vernonem. Ciotka Petunia była bardzo niezadowolona z tego powodu i niedoszła wpadka przebrała granice jej gościnności.
— Vernon nie ucieszyłby się, gdyby cię tutaj zobaczył – syknęła, mierząc Draco złym spojrzeniem. — Nie możesz go tu więcej sprowadzać – rzuciła, odwracając się do Harry'ego. — Nie chcę, żebyś zakłócał spokój tego domu.
— Ciociu Petunio, on musi tu przychodzić – odparł ze znużeniem Harry. — Potrzebuję jego pomocy, a to, jak na razie, jest jedyne miejsce, w którym możemy się bezpiecznie spotykać.
— Myślicie, że kiedy twój wuj się o tym dowie, będziecie tu bezpieczni? — zapytała. – Wywali was na zbity pysk. — Harry westchnął ciężko.
— Potrzebuję jeszcze trochę czasu. Pracuję nad innym miejscem, ale... cóż, w tej chwili nie mogę tam wpuścić ani Wiktorii, ani Malfoya.
— Dlaczego nie? — zażądała wyjaśnień kobieta.
— Bariery ochronne? — zapytał Draco równocześnie.
Harry przytaknął blondynowi ruchem głowy. Po części z powodu barier. A oprócz tego istniał jeszcze mały problem w postaci Snape'a. Gryfon nie miał nawet pojęcia, gdzie w tej chwili znajduje się mężczyzna, ale wiadomość była całkiem jasna – żeby Snape zechciał się w ogóle do niego odezwać, Harry musiał najpierw opanować oklumencję.
— Są pewne komplikacje – starał się wyjaśnić ciotce. — Dyrektor, nim umarł, stworzył – razem ze Snape'em, dodał w duchu — dla mnie bezpieczne miejsce. I nie mogę na razie sprowadzić tam nikogo innego. To mniej więcej, jakbym musiał najpierw zdobyć odpowiednie hasła czy kody, ale nie mogę o nie bezpośrednio zapytać, bo nie chcę aby ktokolwiek dowiedział się o Wiktorii, czy Malfoyu. Dlatego, zajmie mi to trochę więcej czasu.
Petunia spojrzała nerwowo na Draco, po czym zwróciła się ponownie do Harry'ego:
— On jest niebezpieczny, prawda?
Harry spojrzał na blondyna, dziękując w duchu, że ten zachował stoicki spokój.
— Eee, w pewnym sensie, tak – przyznał ciotce rację.
— Malfoy – odezwał się Harry po chwili namysłu, wiedząc już, jak rozegrać tę sytuację do końca. — Pokaż jej swój znak.
— Potter – wysyczał przez zęby Draco.
— Po prostu jej pokaż – domagał się Gryfon.
Draco spoglądał na niego przez kilka sekund, po czym powoli rozpiął mankiet i podciągnął rękaw, odsłaniając przedramię. Harry zerknął na mroczny znak i wzruszył ramionami. Wciąż uważał, że jest paskudny.
Draco zdumiony jego spokojną reakcją uniósł brwi w niedowierzaniu, na co Harry ponownie wzruszył ramionami. Petunia zbladła jak ściana i zrobiła krok w tył, zanim Harry z powrotem się do niej odwrócił.
— To... to jest... — Słowa najwyraźniej ją zawiodły, ale Harry wiedział, co chciała powiedzieć.
— Dokładnie. To jest taki sam symbol, jaki pojawia się nad miejscami, w których nastąpił atak – wyjaśnił spokojnie. — To jest Mroczny Znak. Voldemort używa go do wzywania swoich popleczników.
— Ale to oznacza, że on... — Petunia nie dokończyła zdania i wbiła przerażone spojrzenie w blondyna.
— Tak, jest śmieciożercą – potwierdził Harry. – Osobą niezwykle niebezpieczną i kimś, kogo ani ty, ani wuj Vernon, czy Dudley nie chcielibyście zdenerwować. Przychodzi tu, bo potrzebuje mojej pomocy. W zamian, sam pomaga mi.
— Wiktoria – wyszeptała kobieta.
Harry skinął głową i dał jej czas na przetrawienie informacji, które właśnie usłyszała. Petunia spoglądała z przestrachem to na jednego, to na drugiego, aż w końcu jej spojrzenie spoczęło na siostrzeńcu:
— Kim ty jesteś, Harry? — zapytała. Dobre pytanie, pomyślał z żalem Harry
— Jestem kimś, kto po prostu próbuje chronić oba światy, w których żyje – odpowiedział powoli, z namysłem dobierając słowa. — Staram się chronić wszystkich, którzy są dla mnie ważni i by to robić chwytam się każdej możliwej pomocy – przerwał i spojrzał na ciotkę. — To dotyczy także ciebie. Na świecie żyje wielu czarodziei, którzy uznaliby cię za bezwartościową mugolkę, ale dla mnie pełnisz bardzo ważną rolę. I teraz potrzebuję twojej pomocy. Poprosiłem Malfoya, by pokazał ci znak, bo chciałem byś uświadomiła sobie powagę tego, co się dzieje.
Harry rzucił okiem na Draco. Blondyn uniósł wzrok znad swojego tatuażu, który dotychczas przykuwał jego uwagę i ich spojrzenia się spotkały.
— Malfoy przekonał się na własnej skórze, jak prawdziwa jest ta wojna — dodał cicho Harry, po czym zwrócił się ponownie bezpośrednio do ciotki. — Wiem, że mnie nie lubisz. Wujek Vernon i Dudley nienawidzą mnie jeszcze bardziej. Nie jestem pewien, czy w ogóle obchodzi mnie to, że tak naprawdę nigdy nie byłem prawdziwym członkiem tej rodziny. Ale jeśli chcesz uratować ten mały świat, w którym żyjecie, musisz mi pomóc.
— Czego dokładnie ode mnie oczekujesz? — wyszeptała Petunia.
— Tego, co robisz cały czas. Doceniam każdą pomoc, którą okazałaś mi przy opiece nad Wiktorią. Chciałbym abyś dalej ignorowała wizyty Malfoya, tak samo jak przez większość czasu ignorujesz mnie – stwierdził Harry. – I chciałbym, żebyś wciąż trzymała z dala ode mnie Dudleya i wuj Vernona. Chodzi tu głównie o Wiktorię.
— Twój wuj jest całkowicie nieświadomy tego, że to dziecko wciąż przebywa pod naszym dachem – przyznała ciotka, potwierdzając przypuszczenia Harry'ego.
— Robię, co tylko mogę, by nie wchodzić im w drogę – odpowiedział Harry, nie umiejąc wyzbyć się z głosu nutki goryczy. — Wyciszyłem pokój, żeby nie mógł niczego usłyszeć i nawet przestałem schodzić na dół na posiłki. To powinno ucieszyć zarówno Dudleya, jak i wuja.
— Czy ty cokolwiek jadasz? — spytała niepewnie, a jej ton wskazywał na to, że naprawdę się o niego martwi, przynajmniej trochę.
— Tak, jadam – wymruczał pod nosem Harry, wspominając te czasy, kiedy nie bardzo ją obchodziło, czy w ogóle coś jadł. Teraz, kiedy Mrużka przynosiła mu hogwarckie posiłki, Harry odżywiał się całkiem dobrze.
Petunia skrzywiła się, jakby usłyszała myśli siostrzeńca, a ten odwrócił wzrok, tylko po to, by zobaczyć pytające spojrzenie Draco. Blondyn uniósł brew, ale Gryfon tylko potrząsnął głową. Nie chciał o tym rozmawiać, a już na pewno nie z Draco i na dodatek w obecności ciotki.
Wypuścił ze świstem oddech.
— Słuchaj, wiem, że ta rozmowa miała miejsce tylko dlatego, że wuj Vernon o mało nie przyłapał tutaj Malfoya, ale mogę cię zapewnić, że nie mam zamiaru tu wciąż mieszkać po moich urodzinach. — Zmrużył oczy, patrząc na ciotkę. – Zakładam, że pamiętasz, kiedy mam urodziny – stwierdził, a nutka goryczy znowu pobrzmiała w jego głosie.
Petunia skrzywiła się, ale odpowiedziała: — Trzydziestego pierwszego lipca.
— To już niedługo. Został tylko miesiąc. Może przez te parę kolejnych tygodni uda ci się zaplanować jakieś rodzinne weekendowe wypady – rzucił Harry i wziął głęboki, uspakajający oddech. Krzyczenie na ciotkę nie sprawi, że kobieta zacznie robić to, czego od niej oczekiwał.
— Wuj Vernon nie ma pojęcia, że Malfoy wciąż tu przychodzi i zależy mi tak samo, jak tobie, by tak pozostało. Zrób to, o co cię proszę, a postaram się wam schodzić z drogi, na tyle na ile będzie to możliwe – dokończył.
Petunia przeniosła spojrzenie pomiędzy chłopcami kilka razy, po czym skinęła głową.
— Zrobię, co będę mogła – powiedziała szorstko.
— Dziękuję – odpowiedział Harry i obróciwszy się na pięcie, skierował się ku schodom. Draco nie zwlekając poszedł za nim.
Wiktoria wciąż leżała w swoim łóżeczku, radośnie bawiąc się zabawkami, które przyniósł jej Draco. Obróciła do nich główkę, gdy zauważyła jak wchodzą do pokoju. Draco podszedł do łóżeczka, wziął małą na ręce i usiadł z nią na podłodze, a Harry w tym czasie opadł na łóżko. Był zły i sfrustrowany.
— Zechciałbyś mi wytłumaczyć cokolwiek z tego, co właśnie miało miejsce? — spytał blondyn.
— Nie – uciął krótko Harry, urażony w głębi, że blondyn był świadkiem tej rozmowy.
Każdego poranka przez ostatnie dwa tygodnie, nie licząc weekendów, Draco spotykał się z nim u Dursleyów. Zachowywali się w stosunku do siebie, przez większość tego czasu, raczej cywilizowanie, ponieważ obu przyświecał wspólny cel, którym było bezpieczeństwo i dobre samopoczucie Wiktorii. Ale nie oznaczało to, że się lubili, czy, że rozmawiali na jakiekolwiek inne tematy poza tymi, dotyczącymi w jakimś stopniu małej. Świadomi tego, że muszą zachować coś na kształt zawieszenia broni, w jakimś momencie zawarli niepisaną umowę nie wpychania nosa w życie drugiego.
Harry zdał sobie sprawę, że ta umowa jednak trochę się zmieniła. Pytanie zabrzmiało tak, jakby Malfoy prawie zmartwił się tym, co usłyszał na dole.
— Wciąż mieszkam w naszej rodzinnej posiadłości — rzucił nagle Draco.
— To wspaniale — zadrwił Harry, pomimo tego, że tak naprawdę chciał się dowiedzieć czegoś więcej.
— Z powodu Czarnego Pana i wszystkiego, co się ostatnio wydarzyło, moja matka nałożyła dodatkowe bariery. Ministerstwo nie jest teraz w stanie namierzyć posesji. – Draco zupełnie zignorował paskudny humor Gryfona.
Harry obrócił się na bok, oparł głowę na łokciu i spojrzał z ciekawością na Ślizgona, zastanawiając się, dlaczego akurat teraz chłopak nagle sam z siebie zaczyna o tym opowiadać.
Draco nie spuszczał oka z Wiktorii. W pewnym momencie z cichym pyknięciem Mrużka zniknęła, by po chwili pojawić się z przygotowaną butelką w ręce i wręczyć ją blondynowi. Draco trzymał w ramionach Wiktorię, podczas gdy ta jadła. Już przyzwyczaiła się, że Draco towarzyszył jej podczas porannego posiłku.
— Dodała bariery, by nas chronić – ciągnął blondyn. – Ale one chronią nas tylko przed ministerstwem. Spędzam większość czasu zamknięty w pokoju, bo nigdy nie wiem, kogo zastanę w domu.
Harry powoli zdał sobie sprawę, że Draco przekazywał mu informację, za informację. Wcześniej dowiedział się czegoś o Harrym i teraz w zamian mówił mu trochę o swoim życiu rodzinnym, jeśli można by to tak ująć.
— Czarny Pan uważa dwór za raczej bezpieczne lokum dla swoich popleczników i miejsce ewentualnych spotkań – kontynuował Draco. — Nawet nie musi wzywać ich za każdym razem, kiedy przyjdzie mu do głowy kolejne zadanie, bo zwykle znajduje się tam wystarczająco dużo ludzi, by je zrealizować.
Harry miał wiele pytań, ale nie śmiał przerwać blondynowi. Zdenerwowało go to, że Draco dowiedział się o jego nieciekawej sytuacji rodzinnej, ale z drugiej strony informacje, które w zamian otrzymywał, mogły się okazać bardzo istotne. Nie miał jeszcze pomysłu, jak mógłby je wykorzystać, ale mimo to dobrze było się czegoś dowiedzieć.
— Jestem bezpieczniejszy, gdy siedzę w pokoju. Znikam im z oczu – stwierdził cicho Draco, przelotnie spoglądając na Harry'ego. — On nie ufa w pełni moim umiejętnościom. Nie zabili mnie, bo... — urwał, przełykając głośno ślinę — bo pomogłem w realizacji powierzonego mi zadania.
Harry zacisnął zęby i zamknął oczy. Świadomość tego, że Draco rzeczywiście czuł skruchę trochę łagodziła sytuację, lecz mimo to, dla nich obu był to wciąż bardzo bolesny temat. Draco milczał przez dłuższą chwilę. — Czarny Pan zostawił mnie w spokoju na dłuższy czas, gdy już ukarał mnie, za to, co się wydarzyło w Hogwarcie – podjął ponownie temat, ledwo słyszalnym szeptem. — Musiałem dowieść swojej wartości, a on wydawał się być zadowolony z tego, że na ochotnika zgłosiłem się do tego ataku na dom Wiktorii, po czym stwierdził, że nie spodziewał się, że tak ochoczo zechcę wziąć udział w kolejnym większym ataku. — Przerwał biorąc głębszy oddech. — Na mniejsze akcje wysyłał tylko bardziej doświadczonych śmierciożerców, takich, którzy nie dadzą się złapać — wyjaśnił – i rzadko miałem okazję dowiedzieć się o którymś z mniejszych napadów, dopóki się już nie wydarzył. Czarny Pan jest niezwykle ostrożny w ujawnianiu jakichkolwiek informacji przed czasem.
Harry słuchał uważnie, z wciąż zamkniętymi oczami. Otworzył je dopiero, słysząc jakiś ruch. Wiktora najwyraźniej zasnęła i Draco właśnie odkładał ją do łóżeczka na małą, poranną drzemkę. To zwykle oznaczało rozpoczęcie ćwiczeń oklumencji, ale dziś w powietrzu wisiało takie gęste napięcie, że można by je kroić nożem. Draco rozejrzał się po pokoju, nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić, skoro Wiktoria zasnęła. Harry odchrząknął cicho.
— Cóż, mój pokój z pewnością jest mniejszy od twojego, ale przynajmniej jesteś jedynym śmieciożercą w okolicy – powiedział. – No i moja ciotka myśli, że jesteś całkiem groźny – dodał, próbując tym rozładować atmosferę. I najwyraźniej zadziałało, bo Draco się trochę rozluźnił.
— Twoja ciotka myśli, że to ty jesteś niebezpieczny – stwierdził sardonicznie. Harry wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek.
— Od zawsze tak uważała – przyznał.
Draco w jakiś sposób udało się elegancko wyciągnąć na krześle stojącym przy biurku.
— To musiał być bardzo smutny dzień, kiedy ktoś zdołał pomyśleć, że jesteś groźny – zadrwił i uśmiechnął się ewidentnie rozbawiony.
— No nie wiem – odparł z namysłem Harry. — Dotychczas, sporo osób uważało, że jestem niebezpieczny. Przez jakiś czas ludzie myśleli, że jestem dziedzicem Slytherina, co ich raczej przerażało. A potem była cała masa tych artykułów, w których tworzeniu miałeś swój udział. Cóż, one z całą pewnością nie polepszyły mojej reputacji, a ludzie zaczęli uważać mnie za niezrównoważonego psychicznie i groźnego dla otoczenia.
— Prawda – zgodził się Draco. Na jego ustach wciąż błąkał się uśmieszek samozadowolenia i nie można było się dopatrzyć ani krztyny skruchy. – Ale każdy, kto miał choć trochę oleju w głowie, wiedział, że to nie ty byłeś dziedzicem. Ja z całą pewnością w to nie uwierzyłem.
Harry uśmiechnął się złośliwie.
— Wiem – powiedział chytrze. – A nawiasem mówiąc, używałem Eliksiru Wieloskokowego dużo wcześniej niż ty.
Draco spojrzał niego zdumiony.
— Kiedy? — zainteresował się, spoglądając na Harry'ego szeroko otwartymi oczami.
Ponieważ żaden z nich nie chciał ponownie wrócić do napiętej atmosfery sprzed paru chwil, w jakiś sposób udało im się prawie po przyjacielsku porozmawiać na temat doświadczeń z Eliksirem Wielosokowym. A ich wzajemne relacje nieznacznie się zmieniły.
CZYTASZ
Tajemnice
Fanfictionopowiadanie nie jest moje! jest skopiowane ze stronki ,, jesień z drarry'' ale te opowiadanie jest tak cudowne że więcej osób musi je przeczytać. ♥