Rozdział 11

234 16 15
                                    

Obudziłem się i od razu spojrzałem na zegarek, który wskazywał 5 : 45. Chłopaki jeszcze spali więc się szybko ubrałem w zielony sweter i białe dresowe spodnie. 

Wstałem cicho, żeby nikogo nie obudzić, ponieważ miałem pewien plan... wyciszyłem zaklęciem pokój omijając łóżko Petera, żeby się nie obudził.

- Wstawać! Macie trening! - Wykrzyczałem na cały głos.

- Czego się drzesz?! Sami byśmy wstali, prawda Łapo? - Spytał James.

- Prawda, szczera prawda! - Zakrzyknął Syriusz.

- Więc jeszcze raz się spytam, czego się drzesz? - Zapytał już spokojniej Rogacz.

- Po to, żebyście nie spóźnili na trening, bo Carter by mi nogi z tyłka powyrywał jakbyście się spóźnili. - Zaśmiałem się.

- Ej, Luniu, co ty zrobiłeś, że Glizdek się nie obudził? - Zapytał się Syriusz biorąc ubrania ze swojego kufra.

- Chyba zapomniałeś, że istnieje takie coś jak zaklęcia, Pchlarzu - Stwierdził James.

- No tak, dobra ja idę się przebrać do łazienki, wy się przebierzecie tutaj i lecimy na trening. - Powiedział Łapa, wchodząc do łazienki. James pokiwał głową i zaczął się ubierać. Ja w tym czasie odczarowałem pokój i poszedłem budzić Petera. 

- Glizdogonie, zaraz śniadanie. 

- Śniadanie?! Kiedy? Gdzie? Jak?

- Za godzinę, przepraszam, musiałem Cię jakoś obudzić. 

- Ehh, po co? - Zapytał trochę smutny Glizdek.

- Chłopaki mają zaraz trening, popatrzymy z trybun jak Carter ich wykańcza - Oboje się zaśmialiśmy. - To jak? Idziesz z nami?

- Jasne! - Chłopak wziął swoje ubrania i zasłonił swoje łóżko kotarą. 

- Jak tam? Wszyscy gotowi? - Zapytał Łapa wychodząc z łazienki.

- Nie, Peter się jeszcze przebiera. - Oznajmiłem. Nagle rozbolała mnie strasznie głowa. Zacisnąłem mocno oczy i usiadłem na swoim łóżku. 

- Remi, wszystko dobrze?! - Krzyknął przerażony Black.

- Tak, tak, po prostu pełnia daje o sobie znać - zaśmiałem się krótko i złapałem się za głowę. 

- Na pewno, Lunatyku? Może się położysz, a my sami pójdziemy na trening? - Spytał James. Popatrzyłem na przyjaciół, którzy mieli wymalowaną troskę na twarzach.

- Chłopaki, wszystko jest dobrze. To tylko pełnia. - Chodź tak naprawdę bardzo źle się czułem, ale nie chciałem ich obarczać moimi problemami. Wystarczy, że zostali już dla mnie nielegalnymi animagami.

- To co, idziemy? - Powiedział Glizdek, który wyszedł zza kotary.

- Idziemy. - Powiedzieliśmy w trójkę, ja trochę ciszej.

Po chwili przechadzki z Peterem usiedliśmy na trybunach. Nasi przyjaciele wylecieli w górę. Patrzyłem na Syriusza, jego włosy na wietrze wyglądały pięknie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, nawet ból głowy mi tak nie doskwierał.

- Remusie, ja już będę się zbierać. Jestem bardzo głodny. - Po kilkunastu minutach oznajmił Glizdogon. - Pa, do później.

- Do później. - Znowu zacząłem przyglądać się Łapie. Popatrzył się w moją stronę i posłał mi (moim zdaniem) urzekający uśmiech. Oddałem uśmiech i mu pomachałem.

- Cześć, Remus - usłyszałem za sobą głos rudowłosej. 

- Cześć, Lily. Co Cię tu sprowadza?

W końcu będziesz mój! ~ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz