Obudziłem się i od razu spojrzałem na zegarek, który wskazywał 5 : 45. Chłopaki jeszcze spali więc się szybko ubrałem w zielony sweter i białe dresowe spodnie.
Wstałem cicho, żeby nikogo nie obudzić, ponieważ miałem pewien plan... wyciszyłem zaklęciem pokój omijając łóżko Petera, żeby się nie obudził.
- Wstawać! Macie trening! - Wykrzyczałem na cały głos.
- Czego się drzesz?! Sami byśmy wstali, prawda Łapo? - Spytał James.
- Prawda, szczera prawda! - Zakrzyknął Syriusz.
- Więc jeszcze raz się spytam, czego się drzesz? - Zapytał już spokojniej Rogacz.
- Po to, żebyście nie spóźnili na trening, bo Carter by mi nogi z tyłka powyrywał jakbyście się spóźnili. - Zaśmiałem się.
- Ej, Luniu, co ty zrobiłeś, że Glizdek się nie obudził? - Zapytał się Syriusz biorąc ubrania ze swojego kufra.
- Chyba zapomniałeś, że istnieje takie coś jak zaklęcia, Pchlarzu - Stwierdził James.
- No tak, dobra ja idę się przebrać do łazienki, wy się przebierzecie tutaj i lecimy na trening. - Powiedział Łapa, wchodząc do łazienki. James pokiwał głową i zaczął się ubierać. Ja w tym czasie odczarowałem pokój i poszedłem budzić Petera.
- Glizdogonie, zaraz śniadanie.
- Śniadanie?! Kiedy? Gdzie? Jak?
- Za godzinę, przepraszam, musiałem Cię jakoś obudzić.
- Ehh, po co? - Zapytał trochę smutny Glizdek.
- Chłopaki mają zaraz trening, popatrzymy z trybun jak Carter ich wykańcza - Oboje się zaśmialiśmy. - To jak? Idziesz z nami?
- Jasne! - Chłopak wziął swoje ubrania i zasłonił swoje łóżko kotarą.
- Jak tam? Wszyscy gotowi? - Zapytał Łapa wychodząc z łazienki.
- Nie, Peter się jeszcze przebiera. - Oznajmiłem. Nagle rozbolała mnie strasznie głowa. Zacisnąłem mocno oczy i usiadłem na swoim łóżku.
- Remi, wszystko dobrze?! - Krzyknął przerażony Black.
- Tak, tak, po prostu pełnia daje o sobie znać - zaśmiałem się krótko i złapałem się za głowę.
- Na pewno, Lunatyku? Może się położysz, a my sami pójdziemy na trening? - Spytał James. Popatrzyłem na przyjaciół, którzy mieli wymalowaną troskę na twarzach.
- Chłopaki, wszystko jest dobrze. To tylko pełnia. - Chodź tak naprawdę bardzo źle się czułem, ale nie chciałem ich obarczać moimi problemami. Wystarczy, że zostali już dla mnie nielegalnymi animagami.
- To co, idziemy? - Powiedział Glizdek, który wyszedł zza kotary.
- Idziemy. - Powiedzieliśmy w trójkę, ja trochę ciszej.
Po chwili przechadzki z Peterem usiedliśmy na trybunach. Nasi przyjaciele wylecieli w górę. Patrzyłem na Syriusza, jego włosy na wietrze wyglądały pięknie. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, nawet ból głowy mi tak nie doskwierał.
- Remusie, ja już będę się zbierać. Jestem bardzo głodny. - Po kilkunastu minutach oznajmił Glizdogon. - Pa, do później.
- Do później. - Znowu zacząłem przyglądać się Łapie. Popatrzył się w moją stronę i posłał mi (moim zdaniem) urzekający uśmiech. Oddałem uśmiech i mu pomachałem.
- Cześć, Remus - usłyszałem za sobą głos rudowłosej.
- Cześć, Lily. Co Cię tu sprowadza?
