[3.] Blask twoich oczu

234 17 5
                                    

„Czasem wszystko dzieje się tak szybko i tak niespodziewanie, że nie sposób odróżnić rzeczywistość od fikcji".
_________________________

   Bezchmurne niebo obserwowało każdy ruch przemokniętego czarnowłosego. Szedł cicho przed siebie delikatnie trzęsąc się z zimna.

   Nie wiedział, dlaczego nie zabrał ze sobą parasolki. Nie wiedział, dlaczego teraz odczuwa straszną pustkę w sercu. Nie wiedział, dlaczego jego szkliste oczy błyszczały jasnym, srebrzystym światłem tak bardzo, że światło to mogło oślepić każdego, a łzy stały mu w oczach.

Po jego policzku spłynęła jedna łza.

Zimna, słona, diamentowa łza.

Łza, która trzymała w sobie tyle emocji, że emanowała jedocześnie głębokim smutkiem i samotnością, żalem, rozpaczą i tęsknotą, jak i bólem, brakiem bliskości, brakiem ciepła.

Zacisnął swoje chłodne, czerwone od zimna dłonie i schował je do dziurawych kieszeni płaszcza. Nie rozumiał swoich uczuć, swoich emocji. Nie wiedział też, dlaczego właśnie teraz stoi pod ciemnymi drzwiami od domu swojego rudowłosego przyjaciela.

   Tobio zagryzł dolną wargę. Nie chciał się narzucać Hinacie w środku nocy, przecież chłopak mógł już od dawna spać. Z racji, iż czarnowłosy mieszka dość daleko od Shōyō, samo dojście pod jego dom zajęło mu dobre dwie godziny.

   Kageyama westchnął. Powoli i niepewnie podniósł rękę do góry i zapukał.

Jednak odpowiedziało mu głuche milczenie.

– On ciebie nie potrzebuje, Kageyama – czarnowłosy usłyszał za sobą tajemniczy, męski głos.

Obrócił się. Stał tam wysoki, lekko ubrany chłopak, o włosach koloru brązowego. Na jego twarzy widniał uśmiech, a tajemnicze, żółte światło otulało całą jego twarz. Oczy chłopaka miały kolor zielony, patrzyły na czarnowłosego radośnie.

– Kim jesteś?! – spytał Tobio. Był bardzo zdziwiony, że ta tajemnicza postać zna jego imię.
– Jestem tym, kim chciałbyś, żebym był – odparł chłopak i z uśmiechem podszedł blisko czarnowłosego. – Kageyama, przyszedłem tu, bo wiem, że tego jeszcze nie rozumiesz.
– Niby czego?
– Spójrz na to wszystko z innej strony... Twojego ojca nie ma w kraju i ma ciebie totalnie gdzieś, matka nigdy nie wraca do domu, a jak już wraca to po to, by się napić czy poimprezować... Czyż nie?

Tobio syknął. Zacisnął pięści.

– Myślisz, że masz przyjaciół, że ktoś w ogóle cię potrzebuje? – chłopak się zaśmiał. – Otóż nie... Cała twoja drużyna powoli ma dość twoich fochów, rywale cię nienawidzą, a Hinata... On ciebie nie potrzebuje, Kageyama. Ma młodszą siostrę, kochającą rodzinę, przyjaciół... Więc co niby dla niego znaczy taki bezuczuciowy, chłodny kretyn, jak ty?

Czarnowłosy zrobił zamach, by uderzyć dziwnego chłopaka, jednak jego pięść przeleciała przez jego świecącą, radosną twarz. Zamarł.

– Przemyśl sobie to wszystko, Tobio... – odparł brunet, po czym od razu rozpłynął się w powietrzu.
Kageyama złapał się za głowę, stał jak wryty patrząc w ziemię.

„Co to, do cholery było...?!", pomyślał.

Usłyszał, jak drzwi od domu jego przyjaciela się otwierają.

ODNALAZŁEM SZCZĘŚCIE W TWOICH OCZACH || KageHinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz