Początek
Był przepiękny, wiosenny poranek w Caras Galadon, jak zawsze miałem obowiązek wraz z moim odziałem patrolującym okoliczne tereny, sprawdzając, czy nie ma ludzi, którzy chcieliby zakłócić spokój lasu elfów. Gdy wraz z moim odziałem patrolowaliśmy tereny wokół Caras Galadon, zauważyłem na jednej z roślin czarną ciecz. W międzyczasie, gdy sprawdzałem, skąd pochodzi ta substancja i do kogo należy, zawołałem dwóch elfickich zwiadowców w skórzanych zbrojach, z dużymi, solidnymi łukami wykonanymi przez najlepszych elfickich kowali w Galadon. Byli wysocy, z blond włosami i niebieskimi oczami. Wydałem im rozkaz, by pozostali przy roślinie, gdzie znajdowała się nieznana mi czarna ciecz. Gdy rozglądałem się wokół, dostrzegłem w głębi lasu coś, co przebiegało. Nie przypominało to elfa ani człowieka, więc postanowiłem wejść w głąb lasu i sprawdzić, co to mogło być. Idąc w głąb puszczy, trzymałem mocno naciągnięty łuk, gotowy do wystrzału. Mój odział został z tyłu, przeszukując teren. Gdy szedłem dalej, nagle coś zaszeleściło. W tym momencie mój łuk był gotowy do wystrzału. Od tyłu poczułem silne uderzenie w głowę. Gdy się ocknąłem, ujrzałem stare, spalone drzewa, które zaznały piekła wojny. Mroczne i pozbawione liści, bez radości, były strasznie przerażające. Nieopodal był mały obóz, ale w nim nie było nikogo. To, co ujrzałem po mojej lewej stronie, przerażało mnie jeszcze bardziej. Były tam elfickie kości. Wystraszony próbowałem się jak najszybciej uwolnić, ale sznury były zrobione specjalnie na takie okazje. W międzyczasie, próbując się wydostać, usłyszałem nieznany mi odgłos rogu. Był mroczny i nie miał jakiegoś cudownego brzmienia. Po ucichnięciu tego mrocznego i jednocześnie przerażającego głosu dostrzegłem wychodzące z lasu ludzko podobne istoty o niewielkim wzroście. Były okropne i dość mocno zgarbione. Nie miały one zbyt wiele włosów na głowie, były wręcz przyłysawe i raczej nie miały dobrych zamiarów co do mnie. Mówiły językiem pradawnym, o którym opowiadał mi kiedyś mój ojciec. Nie wiele zrozumiałem z ich pogawędki, ale z opowiadań Ojca wynikało, że były to golumy. Mogłem się tylko domyślać, że chcą mnie dopaść, i poczułem kolejne uderzenie w tył głowy. Gdy byłem półprzytomny, usłyszałem kolejny wyjący róg, ale ten był mi już bardzo dobrze znany. To był wyjący róg elfów, który z łatwością wyrżnął te przebrzydłe i przebiegłe istoty do ostatniego. Gdy teren był już bezpieczny, jeden z żołnierzy mojego oddziału podbiegł, mówiąc do mnie: "Tenna' teł wan". Uśmiechnąłem się i straciłem przytomność.
CZYTASZ
Ostatni wśród elfów
FantasyNadciąga wielka wojna pomiędzy dobrem a złem po raz kolejny dobro musi przeciwstawić się ciemności ale ta jednak staje się silniejsza niż przypuszczano. Ciemność i tak długo nie potrwa... Świat staje w ciemności a garstka wojowników zamierza ją znis...