chapter two

35 3 1
                                    

Jak co dzień rano, Millie szykowała się do szkoły. Biała koszula na długi rękaw a na nią pudrowy sweterek. Szara spódniczka - nie za krótka, nie za długa - idealna. Włosy związane w luźnego koka.

Millie, skarbie makijaż tylko ci przeszkadza, nie maluj się więcej. Masz taką piękną cerę, chyba nie chcesz jej zepsuć? - głos matki odbił się echem po pokoju.

Dziewczyna wyjęła spod łóżka czarną kosmetyczkę i szybko wrzuciła ją do plecaka, zbiegając po schodach na dół. Musiała ukrywać wszystko co chciała zatrzymać, aby nie dostało się to w ręce rodziców. Kosmetyki, lakiery do paznokci, kasety czy płyty. Na to wszystko mogła tylko patrzeć. Gdyby któryś rodzic zobaczyłby to wszystko, zostałaby ukarana i przedmioty powędrowały by do kosza. Millie miała tylko jedno zadanie, bycie idealną. Musiała dobrze się uczyć, mieć dobrą opinię, nie robić problemów. Jej zainteresowaniem powinna być nauka. Millie zaś kochała muzykę, miała sporą kolekcję płyt z piosenkami lat 80. Uwielbiała też rysować. Wszystkie swoje prace zbierała do czarnej teczki podpisanej "Sprawdzian - biologia". Nie mogła zostać przyłapana. Była w tym dobra, ukrywała wszystko starannie. W całym życiu tyko raz została przyłapana na posiadaniu aparatu, który znalazła na strychu. Lubiła robić zdjęcia, wychodziło jej to. Niestety już nie ma możliwości rozwijania swojej pasji - fotografii. Aparat został zabrany i schowany. Millie mając doświadczenie w chowaniu przedmiotów, szybko znajdowała skrytki rodziców i rzeczy które w nich ukrywali. W szafce w łazience były odłożone pieniądze, w sypialni rodziców, w donicy leżała biżuteria, którą mała Mills ubierała jako dziecko.

- Wychodzę już - powiedziała dziewczyna przekraczając próg domu.
- Zaczekaj! Chyba nie chciałaś zapomnieć swojego drugiego śniadania? - powiedziała uśmiechnięta Kelly - Co by ludzie pomyśleli o naszym wychowaniu? Już słyszę te wszystkie matki szepczące "nie dała jej nawet jedzenia" - dodała szybko z irytacją w głosie. - Chyba nie chcemy być postrzegani jako osoby nieidealne, co Millie? - zapytała z naciskiem matka. - Oczywiście, że nie - szybko odparła córka i zniknęła za drzwiami.

Droga do szkoły w szkolnym autobusie przebiegała jak co dzień - Millie usiadła na swoim stałym miejscu obserwując co się dzieję za szybą. Zawsze wsiadała pierwsza, było to 15 minut odpoczynku od udawania "idealnej Millie". Po 5 minutach jazdy autobus zatrzymywał się i wsiadał Finn. Chłopak cichy i według Millie po prostu dziwny. Nigdy nawet na nią nie spojrzał, przechodząc obok jej miejsca. Ona zaś nie przepuściła ani jednego dnia aby nie spojrzeć na chłopaka. Intrygował ją, była ciekawa co robi po szkole, czym się interesuje i czemu zawsze jest sam. Finn jak zawsze usiadł dwa miejsca za dziewczyną i wyjął słuchawki. Kolejne 10 minut spokoju i ciszy. Z czasem ludzi zaczęło przybywać a Millie coraz gorzej czuła się w pojeździe, czując na sobie wzrok innych uczniów.

Pierwsze trzy lekcje minęły szybko - na szczęście. Dziewczyna poszła do łazienki i pomalowała się jak najdelikatniej potrafiła, czuła się dobrze w makijażu ale nie mogła w nim chodzić ze względu na swoich rodziców którzy wyraźnie wyrazili swoje zdanie na temat makijażu. Stała tak przed lustrem już 10 minut zastanawiając się czemu jej życie tak wygląda, czemu nie może jak inni cieszyć się życiem i bawić, ubierać jak chce, interesować się czym chce i być kim chce. Z zamyślenia wyrwał ją głos Sadie.

- Millie, zaraz spóźnisz się na lekcję! Chcesz tego? - ostatnie słowa rudowłosej zabrzmiały niebywale ciężko.
- Już, przepraszam - odpowiedziała cicho Mills i ruszyła za dziewczyną.

Po skończonych lekcjach Millie czuła się przytłoczona, swoim zachowaniem, zachowaniem swoich przyjaciół. Czuła, że już nie da rady dłużej udawać. Wychodząc ze szkoły dziewczyna zauważyła siedzącego na murku Finn'a który zażywał właśnie jakieś tabletki z pomarańczowego pudełeczka. Dziewczyna chciała wiedzieć coraz więcej o chłopaku. Po chwili obserwowania nieznajomego usłyszała za sobą krzyk.

- Millie! Co tak stoisz? Już jestem - krzyczał Noah mijający żółte drzwi.
Wiele osób odkręciło się słysząc krzyk Schnapp'a, w tym Finn. Pierwszy raz spojrzenia Millie i Finn'a się skrzyżowały. Dziewczyna zobaczyła piękne czarne oczy, które patrzyły na nią z współczuciem. Lekko się uśmiechnęła i chciała podejść bliżej chłopaka na murku. Poczuła nagle ucisk na nadgarstku, odwróciła się szybko i zobaczyła rękę Noah'a zaciśniętą wokół jej drobnej dłoni.

- Mills, gdzie się wybierasz słońce? Chyba idziemy już do domu. Mam nadzieję, że nie masz nic innego w planach hmm? - zapytał chłopak, mocniej zaciskając dłoń.
- Ała, Noah to boli, puść proszę - wyszeptała brunetka.
Chłopak puścił dziewczynę i wskazał jej swoją dłonią gdzie ma się kierować. Szli w zupełnej ciszy już 20 minut. Millie bała się cokolwiek powiedzieć, czuła że teraz nie powinna już nic mówić. Zawsze gdy się bała bądź stresowała liczyła swoje palce u dłoni. Czyn ten miał podłoże nerwowe, dziewczyna skupiała się wtedy na czymś innym niż strach bądź stres. Pomagało jej to. Naliczyła już 166 palców gdy usłyszała głos swojej rodzicielki.

- O kochani wsiadajcie, podwiozę was, właśnie wracam ze sklepu. - Powiedziała kobieta przez uchylone okno auta.
- Pani Brown, jak dobrze Panią widzieć - szybko przywitał się "przyjaciel" Millie.

Zdecydowanie dobrze cię widzieć matko.

- Cześć mamo, dzięki za podwózkę - powiedziała córka, wsiadając do auta.

Była już godzina 19:09 - czas na kolację. Tosty i sok pomarańczowy zostały dostarczone pod pokój punktualnie jak zawsze o 19:10. Po zjedzonym posiłku zmęczona Millie umyła się, wykonała wieczorne rutyny i położyła się do łóżka. Obudziła się w nocy 3 razy przez koszmary które budziły ją co noc. Była już godzina 4:13 dziewczyna właśnie kończyła kolorować kartkę na czarno. Millie wiedziała że nie jest normalna. Była inna, dziwna, gdy inne dzieci bawiły się w berka czy chowanego ona stała i przyglądała się im bądź zakopywała kamienie. Miała swoje dziwne zachowania które pomagały jej przetrwać. Miała swoje rytuały bez których nie była by sobą.

Zawsze przed snem dwa razy sprawdzała godzinę, liczyła palce i dopiero zamykała oczy. Rzadko kiedy przespała całą noc. Gdy nie spała myślała o ucieczce z tego więzienia. Chciała juz dawno stąd uciec ale nigdy nie miała odwagi aby sama wyruszyć w nieznane. Z dnia na dzień coraz bardziej przekonywała się aby zwiać. Z biegiem czasu nie przerażało jej już tak bardzo rozpoczęcie życia od zera. Była zdesperowana, pragnęła zmiany. Potrzebowała być przez kogoś zrozumiana, pocieszona, chciała usłyszeć od kogoś " że będzie dobrze, że da radę". Chciała być przez kogoś pokochana i chciała pokochać. Lecz była sama. Wśród rodziny i przyjaciół dalej była samotna.

Przecież my zawsze zostajemy sami.

Czas. Czym jest?

StrangersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz