3. Chodź, a sama się przekonasz.

1K 31 2
                                    

Tydzień minął w miarę bezboleśnie, no chyba że li- czyć wybuch agresji i zarazem rozczarowanie Cartera. O mój Boże, co się działo, jak się dowiedział o randce Lei z Connorem! Normalnie mógłby trzecią wojnę światową rozpętać.

Trwała długa przerwa i Lea przybiegła do mnie po raz kolejny pochwalić się randką. O przebiegu całego spotkania usłyszałam już wczoraj wieczorem przez telefon, od razu po jej powrocie. Entuzjazm dalej nie opuszczał dziewczyny, tak że nie zwróciła uwagi na Cartera siedzącego obok mnie, nieświado- mego niczego. Z każdym kolejnym słowem Lei jego mina robiła się coraz bardziej wściekła. Zaczął się wydzierać, pytać, jak mogła mu nic nie powiedzieć, i najlepsze jest to, że mi również się oberwało, no przecież, jak ja mogłam milczeć. Jak to pięknie ujął: „Po tobie bym się tego nie spodziewał, przecież się przyjaźnimy", a potem się obraził jak małe dziecko. Zarówno uczniowie, jak i obcy ludzie przechodzący obok naszej szkoły patrzyli się na krzyczącego na całe gardło chłopaka, śmiesznie wymachującego rękami. Można powiedzieć, że wyglądał jak chłop- czyk, któremu właśnie zabrano najlepszą zabawkę na świecie. Aby udobruchać oburzonego siedem- nastolatka, zabrałyśmy go na jego ulubione żarełko i oczywiście dowiedział się o wszystkich szczegółach spotkania.

*

Jak ktoś by mnie zapytał, co robię w piątki po połu- dniu, odpowiedź byłaby prosta i masakrycznie nudna: siedzę w domku z serialem i herbatką, co jest najlep- szym zajęciem na świecie.

– Ej, krasnoludzie!!! – usłyszałam dość donośny krzyk, co sprawiło, że podskoczyłam ze strachu, przy okazji oblewając się herbatą. – Słuchaj, jest odpowied- nia chwila, aby przeprosić za to, że nie dowiedziałem się o sprawie z Leą. – W progu pokoju ukazała mi się rozweselona twarz Cartera. – Wiesz, jak to bardzo zraniło me serduszko.

– Ja nie mogę, jakie to gorące – syknęłam, gdy po- czułam herbatę na dłoni.

– Boże, nie marudź. – Podszedł do szafy i zaczął wywalać moje ciuchy na podłogę. – Pierwszy raz dzie- cina oblała się ciepłym napojem. Mam nadzieję, że bubu nie poleci i nie poskarży się tatusiowi.

– Co ty odwalasz? Syf mi zrobisz, nie widać, że sprzątałam, ty patafianie jeden. – Zła zaczęłam pa- trzyć na poczynania chłopaka.

– No bo jest sprawa. Wiesz, jak mi strasznie po- doba się Olivier White, prawda?

Przewróciłam oczami. Jakbym mogła nie wiedzieć? Ciągle słyszę, jaki on jest hot i w ogóle, hello, jestem dobrą przyjaciółką i słucham, co tam o nim mówi.

– Dowiedziałem się, że jeździ na tych całych wyści- gach, które są też organizowane dzisiaj, i od mojego zaufanego źródła wiem, że tam będzie. Napisałem do Lei, to ta walnięta sucz jedzie tam z Connorem, bo on też tam komuś pomaga przy tym wyścigu, dokład- nie nie wiem, ale to mniej ważne – wyrzucił z siebie, ciągle robiąc większy syf.

– Czekaj, czekaj, chcesz mi powiedzieć, że wszystko zostało już zaplanowane i ja nic nie mam do gada- nia? – powiedziałam i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. – Świetnie! Czemu zawsze się dowiaduję ostatnia? Na dodatek nie mam ochoty nigdzie wycho- dzić – mruknęłam pod nosem.

– O, i to z tego powodu, kochanie, nie dowiedziałaś się, że coś takiego jest organizowane. Zaprotestowałabyś, zanim byś usłyszała, o co chodzi, a w takim wypadku nie masz nic do gadania – uśmiechnął się, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił.

– No dobra, weź mi tam coś wybierz, ja idę się ogarnąć do łazienki.

Szybko rozczesałam włosy i poprawiłam makijaż. Przy okazji napisałam do Lei:

Heart of the devil [WYDANE!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz