- I po co mi to było? Po co tak ryzykowałem? Raz jeden wyrwałem się z szeregu dla dobra europejskich ludów i co mi po tym? - rozmyślałem pierwszej nocy w celi. - Teraz chyba tylko najprawdziwszy cud może mnie wybawić.
Energicznym ruchem wstałem z pryczy. Strażnicze korytarze świeciły pustkami, a jedynym źródłem światła był błękitny blask księżyca, który przebijał się przez okratowane okno. Spojrzawszy w oczy nocnemu panu, który wkraczał na widnokrąg wraz z nastaniem mroku, padłem na kolana i złożyłem ręce do modlitwy.
- Chryste, cóżeś mi uczynił? Czemuś mnie opuścił? Chciałem tylko ludy europy z niewoli wyzwolić. Ja dobro jakieś mówił czynić zapragnąłem, a tyś mi nie pomógł? Boże, dlaczego! Dlaczego mnie nie wspomagasz?! Czemu w świecie tym tak wiele zła?!
Moje głośne modlitwy przerwał dźwięk marszu strażnika, który agresywnym krokiem zbliżał się do mojej celi. Usłyszawszy to od razu podniosłem się z ziemi i wróciłem na pryczę udając, że od dawna już śpię.
- Co jest kurde? Noc jest kurde! - wykrzyczał mężczyzna uderzając w drzwi drewnianą pałą. - Takiś wyspany, że po nocy drzeć ci się zachciewa? Wstawaj, ale już!
Mężczyzna wszedł do celi, jednak ja wciąż udawałem, że śpię. Żandarm widząc, że nie przejąłem się jego krzykami zacisnął w dłoni tę samą rózgę, którą walił groźnie w drzwi.
- Ja ci dam ignorować "carskich" jak wy Polaczki nas zwiecie. - strażnik zamachną się i z pełnym impetem uderzył mnie w plecy.
Uderzenie było niewyobrażalnie bolesne, a ja ledwie powstrzymałem się przed wydaniem z siebie zwierzęcego okrzyku bólu. Po chwili jednak moje obolałe ciało powstało mimowolnie oczekując strażniczych poleceń. Za wszelką cenę starałem się powstrzymać swoje kończyny, jednak jedyne nad czym mogłem zapanować to głowa i wzrok, który utrzymywałem jak najdalej od oczu mężczyzny wpatrując się w jego buty. Strażnik roześmiał się głośno.
- Nie ładnie tak kłamać. - zrobił kilka kroków po celi. - I czemuś się tak darł chłopaczku? Życie ci niemiłe? Prędzej chcesz paść jak upolowane zwierzę?
Na mojej bladej szczupłej twarzy pojawiły się malinowe rumieńce.
- Rozumiem, tyś Lachem, ty zawsze stawiasz na swoim, ale nie tutaj dziecko, nie tutaj... - silnym uściskiem złapał mnie za brodę i podniósł ją do góry, aby ujrzeć moje lica. Umilkł i ze zdziwieniem wpatrywał się w moje oczy, jednak po chwili wrócił do swojej strażniczej stanowczości i agresji. Zrobił krok w tył i odchrząknął wydzielinę zalegającą w jego przełyku. - Emm... Co ja... A no tak, jesteś Kordian?
- Tak, to ja. - odpowiedziałem nieśmiało.
- Tak, to ja OFICERZE! - krzyknął i ponownie uderzył mnie drewnianą pałką w nerki.
Pochłonięty bólem upadłem, a z moich oczu popłynęły łzy.
- Tak, to ja oficerze. - odpowiedziałem przez zęby łykając słone łzy napływające mi do ust.
- Wstawaj, to nie saloniki francuskie, żeby wylegiwać się na podłodze, tylko więzienie! - obrócił mnie nogą.
Posłusznie stanąłem na nogach całkowicie pogrążony w rozpaczy. Żandarm pchnął mnie w stronę wyjścia.
- Biczów kilka ci nie zaszkodzi! - krzyknął zamykając drzwi.
Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać co przed chwilą zaszło. Dopiero teraz zrozumiałem ten męski cios, niski głos, zadbane wąsy i piwne oczy wnikające wgłąb mego ciała. Wiedziałem, że to jest ta osoba. Szczerze liczyłem, że uratuje mnie z tego zimnego, bezdusznego miejsca i wraz ze mną wyjedzie do Francji, gdzie z dala od carskiej niewoli i terroru zamieszkamy w prowincjonalnym pałacyku z ogromną biblioteczką i wygodnymi łożami. Moim jedynym marzeniem stało się towarzyszenie mu przez resztę jego życia, starzejąc się i popijając kawę przygotowaną przez najprawdziwszą polską kawiarkę. Bez wątpienia dbałby o mnie, kochał całym sercem. Zabierałby mnie na wycieczki nad strumień, do najdroższych butików paryskich, gdzie z dumą i miłością obserwowałby jak przymierzam jedwabne koszule. A wieczorami, po obejrzeniu zachodzącego słońca zjedlibyśmy pyszną kolację, tylko we dwoję... Ach płomienie świec rozświetlałyby syto zastawione stoły i rozdzielały tym samym nasze gorące spojrzenia. Po posiłku wziąłby mnie na ręce i w swoich silnych, męskich objęciach zaniósłby do sypialni, gdzie rzuciwszy mnie na miękką satynową pościel, skierowałby swoje dłonie na guziki mojej koszuli. Pieszcząc wciąż mą szyję, okolice uszu i usta rozpinałby każde zapięcie. Każda noc podobna do tej byłyby pełna najwspanialszych chwil w moim życiu...
Na rozkaz żandarma, dwóch innych żołdaków zawlokło mnie do mojej celi. On sam natomiast szedł za nimi omijając pozostawione przez moje ciało ślady krwi.
- Do jutra młody. Może wtedy coś powiesz. - rzucił na odchodne zamykając drzwi celi.
Mimo ran, które zostały na moim ciele po przesłuchaniu i braku sił znowu czułem to ciepło na sercu i gdy moje ciało płakało i leżało bezwładnie na podłodze, dusza radowała się ze wszystkich sił, że poznała oficera. Mężczyzna prawdopodobnie nazywał się Borys, a ruch brwi jego na to wskazywał.
CZYTASZ
Kordian Homo viator. Galeria wspomnień
FanfictionW celi Kordiana zjawia się przystojny, ciemnooki oficer carskiej armii, aby ukarać głośnego więźnia. Ból nakłania Kordiana do wspomnień i refleksji w ostatnich chwilach jego życia. Czytelnik podróżuje wraz z młodzieńcem poznając niewspomniane przez...