April bała się otworzyć oczy. Bała się, że tak jak przy migrenie, światło słoneczne przeszyje jej ciało szpikulcem. Coraz głośniejsze rozmowy rysowały w jej wyobraźni tłum gapiów, nabierały znaczenia. Wypadek! Jaki wypadek?
– Za chwilę przyjedzie karetka. – Niski głos omiótł oddechem jej policzek, po czym wdarł się w nozdrza aromatem kawy.
Karetka? Po co ktoś wezwał karetkę? Przecież jej tak dobrze. Przesunęła palcami po szorstkim asfalcie. Palił gorącem jej opuszki. Paliły też pośladki i łokcie, a przyjemne ciepło rozlewało się po plecach.
– Słyszysz mnie? – zapytał kawowy baryton.
Zaintrygowana południowym akcentem, dyskretnie otworzyła oczy. W poświacie popołudniowego słońca ujrzała spoconego mężczyznę, który trzymał jej głowę nieruchomo. Z każdym uniesieniem powieki obraz wyostrzał się. Widziała jak poruszają się jego wargi przy kolejnym "słyszysz mnie". Obserwowała jak kropla potu spływała mu po nosie, a po chwili poczuła ją na własnym policzku. Wtedy zauważyła oczy. Niemożliwie czarne oczy, które hipnotyzowały. Uśmiechnął się do niej, więc odpowiedziała mu tym samym. Jej uśmiech był zaledwie uniesieniem kącika ust, ale od razu dostrzegła, że przyniosła mu tym ulgę.
– Nagrywasz? – padło ze strony chodnika, gdzie wyobrania wymalowała gapiów.
April spojrzała na tłum, który bez pardonu uwieczniał wydarzenia telefonami. Nie chciała, żeby cokolwiek trafiło do internetu. Usiadła, choć jej tymczasowy opiekun protestował. Kiedy próbowała wstać, podał jej dłoń. Spojrzenie April utkwiło w granatowym mankiecie, potem podążyło w górę rękawa, na ramię i pierś. Mundur? Mundur! Wyrwała dłoń z uścisku policjanta. Nieudana próba cofnięcia się, zamiast dać dystans, wepchnęła ją w jego ramiona z powrotem.
– Spokojnie. Lepiej, żebyś usiadła.
Jak powiedział, tak zrobiła. Z jego pomocą, oczywiście, delikatnie opadła pośladkami na krawężnik. Zaczesała włosy na twarz, żeby nie zdradzić tożsamości nagrywającym, potem odsunęła się nieco od mundurowego. Młoda dziewczyna zaproponowała jej wodę. Nie z czystej uprzejmości, bynajmniej. Po prostu podała taki powód, żeby podejść bliżej z telefonem. April ukryła twarz w dłoniach, pochyliła się przy tym w stronę nieznajomego, żeby wykorzystać go do osłony swojej prywatności przed gapiami. Policjant czy też nie, nie miała wyjścia. Nie czuła się na siłach samodzielnie stanąć, więc potraktowała mundur jak ostatnią deskę ratunku.
– Karetka już jedzie – skomentował dochodzący z oddali dźwięk syreny. – Jak się nazywasz?
– Nic mi nie jest. – Ostatnie czego potrzebowała to jeszcze większego zamieszania, a karetka na pewno przyciągnie okolicznych ciekawskich. – Dziękuję, nic mi nie jest. – Wstała, lecz kolana z trudem walczyły o równowagę. Gdyby nie silne ramiona mężczyzny, upadłaby. Zapach kawy i potu nie cucił jej zmysłów, raczej przeciwnie. Dopiero teraz zauważyła odznakę. Detektyw! Nie kadet, nie "krawężnik", nie zwykły oficer. Detektyw! Zimny pot spłynął po jej kręgosłupie. – Nic. Mi. Nie. Jest! – wycedziła przez zęby.
– Widzę – stwierdził, z lekkim rozbawieniem. – Pozwól, że lekarz to oceni.
Syrena karetki zawyła niezwykle głośno, zanim zatrzymała się tuż obok. Ten dźwięk wystarczył, żeby April straciła plombę w dolnej siódemce. Nie spodziewała się, że umie tak mocno zacisnąć szczęki z bólu. Policjant wykorzystał chwilę otępienia, wziął ją na ręce i zaniósł do tylnych drzwi ambulansu, gdzie oddał pod opiekę sanitariuszom. Nie odszedł. Rozmawiał chwilę z jednym, podczas gdy drugi dokonywał oględzin jej głowy. April odetchnęła dopiero, kiedy policjant zamknął za sobą drzwi. Światło latarki zwęziło boleśnie jej źrenice. Pytania padały jak grad. Słyszysz? Widzisz mój palec? Zawroty głowy? Masz nudności? Duszności? Czy tu boli? A tu?