|Rozdział 13|

1K 53 13
                                    


Dzień rozpoczął się dość pogodnie. W pokoju Althei panowała spokój, cisza i błogość ze względu na to, że była to niedziela, co z kolei oznaczało, że dziewczęta mają cały dzień dla siebie. Nawet na twarzy Chelsei w zamian za grymas wstąpiła radość, a jej czytanie książki wyglądało na bardzo pogodne czytanie książki. Nie obeszło się to bez większego zainteresowania dziewcząt, oczywiście.

— Chels... — Zaczęła Althea, spoglądając wcześniej po innych dziewczynach.
— Tak? — Odpowiedziała Blocean, podnosząc oczy znad lektury.
— Czy... coś się stało? — Kontynuowała brunetka.
— A co miałoby się stać, Althea? Wszystko w porządku.
— No może to, że od trzech dni chodzisz cała w skowronkach, a teraz powiedziałaś do mnie po imieniu. — Wszystkie oczy patrzyły z zaciekawieniem na blondynkę, jakby niemo, przekazując, aby powiedziała, o co chodzi.
— No dobrze! — Krzyknęła Blocean, zatrzaskując książkę. —, Ale musicie obiecać, że nikomu nic nie powiecie.
— Obiecujemy! — Rzekła zbiorowo Delina.
— Więc... gdy poszłyśmy z Deliną na spacer, to jak pewnie pamiętasz — tu skierowała się do Iris. — poszłam pogadać z Arturem, i...
— Nie... — odrzekła Florence.
— Nie wierzę... — dodała Althea.
— Tak! — wykrzyknęła Blocean, rzucając się na łóżko.
— Gratulacje! — Powiedziała Snowdrop.
— Dziękuję! Tak bardzo się cieszę! ale na razie nie chcemy o tym nikomu mówić.
— Tak... gratulacje... — Dodała Delina.
— Dels, wszystko w porządku? — zapytała Knotweed.
— Tak, ja... zapomniałam książki z biblioteki.
— Pójść może z tobą? — spytała Chelsea.
— Nie, nie, poradzę sobie. — odpowiedziała mulatka, po czym wyszła prawie biegiem z pokoju.
— Chyba za nią pójdę. — zwróciła się do reszty Althea.

Zielonooka postanowiła pójść do biblioteki, gdzie miała udać się Delina. Jej reakcja była zupełnie niezrozumiała dla dziewcząt. Normalnie Iris zaczęłaby skakać pod słońce, krzyczeć, piszczeć i okazywać swój entuzjazm na wszelkie sposoby. Jednak nie tym razem.

Knotweed znalazła Deline po około pięciu minutach, gdyż nie była ona zbyt dobrze ukryta. Dokładniej siedziała na jednym z krzeseł, przeglądając książki.

— Dels? Co robisz?
— Althea! — Dziewczyna spojrzała na nią — przestraszyłaś mnie. Już miałam wracać do pokoju, szukam... mojej książki. — Althea podeszła do niej i tym samym stołu od razu, zauważając książkę z wyraźnym napisem „Delina Iris".
— Tej książki? — Rzekła, wskazując na nią.
— Oh! Tak! Nie mogłam jej znaleźć! Jesteś wspaniała! Wspa-nia-ła! Dziękuję bardzo, możemy wracać. —, Gdy czarnoskóra chciała już wstawać, jej towarzyszka zagrodziła jej drogę ręką.
— Delina...
— Hm?
— Co się dzieje? Zachowujesz się bardzo nienaturalnie.
— Nic! Mam się świetnie! Tak się cieszę, że Chels w końcu jest z Arthurem, a ty? To dobrze, że jest szczęśliwa!
— A nie mogłabyś mi po prostu powiedzieć, co się stało?
— Ależ nic się nie stało! Proszę, nie drąż tego tematu.
— Nie przestanę, dopóki mi nie powiesz. Nie chcę, żeby było ci przykro i abyś musiała przechodzić przez to sama.
— Altheo Knotweed, nie jest mi przykro. Mam się lepiej niż kiedykolwiek.
— No proszę cię, ty się tak nie zachowujesz, gdy „wszystko jest okej".
— No dobrze! Zależy mi na Chelsei! Bardzo! Nie wiem, co jest pomiędzy nami, bo po prostu Czuję się przy niej szczęśliwa! Ale kiedy zobaczyłam ją wtedy z Arthurem, wiedziałam, że to dla niej dobre i chciałam się cieszyć i chcę się cieszyć, ale nie umiem! Coś mnie powstrzymuje, mówi mi, abym powstrzymała ją przed tym związkiem, i to COŚ jest silniejsze ode mnie! Czuję się okropnie, z tym że ona jest szczęśliwa, a jeszcze gorzej, z tym że właśnie tak się Czuję! Bo czy jako jej najlepsza przyjaciółka nie powinnam jej wspierać? Oczywiście! Oczywiście, że powinnam! A ona zawsze mnie chroni i ja też chciałabym ją chronić! Chelsea kocha Arthura, Arthur kocha ją, więc w czym problem Delina? No w czym?! Ale co jeśli okaże się, że Arthur jej nie kocha i ją skrzywdzi! O – albo wykorzysta! Przecież wcale nie-.
— Dels.
— Tak?
— Czy ty... czy ty-?
— Delino Iris! — Zza regału wyszła zła jak osa Chelsea.
— Chel-
— Nie! Nie, Delino zamilcz! Zawsze robiłam wszystko, żebyś była szczęśliwa! A ty?! Ty „nie wiesz, czy cieszysz się z mojego szczęścia?! Co jest z tobą nie tak?!
— Nie miałam tego na myśli!
— Więc co miałaś na myśli?! Wytłumacz mi! Nie rozumiem! Co ja ci zrobiłam?!
— Nic! Nic nie zrobiłaś! Po prostu-.
— Więc dlaczego ty mi to robisz?! Dlaczego nie pozwalasz mi na szczęście?! Jesteś... okropna.— Althea z przerażeniem, przyglądając się wszystkiemu, wiedziała, że to nie jest zwykła, codzienna sprzeczka. To była poważna kłótnia, podczas której nawet bibliotekarka bała się spróbować uciszyć dziewczyny.
— Nie mam wpływu na to, co Czuję! Co mam według ciebie zrobić?!
— Zacznij doceniać przyjaciół, bo myślę, że ich tracisz Delino...
— S-Słucham?... nie masz tego na-.
— Tak mam. Zdaje mi się, że nie powinnyśmy dłużej tego ciągnąć.
— Chels, Delina przemyślcie to jeszcze, ochłońcie. Tak dużo lat chcecie zaprzepaścić je-.
— A ty się nie wtrącaj Knotweed! Nic o nas nie wiesz, a cały czas próbujesz, wszystkich pouczać!
— Ja nie chciałam... tylko próbuje...
— Witajcie dziewczęta.
— Nie No jeszcze ty Riddle. — Rzekła Delina — Może zza tego regału niech Merlin wyjdzie!
— Co tak agresywnie, szlamo, ja chciałem tylko porwać na chwile Althe.
— Tom, chętnie, ale jestem teraz troszkę zajęta. — Odpowiedziała Knotweed.
— A ja, nie jestem szlamą. Moja krew jest czystsza od twojej mieszańcu. — Dodała Iris.
— Napewno znajdziesz dla mnie chwilkę. Odrzekł Riddle, nie zwracając uwagi na niebieskooką.
— Naprawdę nie wydaje-
— Chodź! — Rzekł Tom, a następnie pociągnął ją za rękę, wyprowadzając z biblioteki.

Althea musiała naprawdę szybko przebierać nogami, ponieważ nogi Toma były dużo dłuższe i tym samym chłopak chodził szybciej.

— Mógłbyś trochę zwolnić?! — Riddle gwałtownie odwrócił głowę oraz zatrzymał się.
— Nie. Musimy przejść tędy jak najszybciej. — nastolatek rozejrzał się. — tu ma swoją sale Dumbledore, nie chce z nim rozmawiać.
— Też nie lubię dropsa.
— Kogo? Zresztą-Nieważne, idziemy. — brunet znów rozpoczął swój biegowy chód, nie zważając na to, że wciąż trzymał dłoń Knotweed.
— A tak właściwie, gdzie idziemy? Ała! — Krzyknęła, gdy Tom ścisnął jej nadgarstek trochę zbyt mocno. Ten jedynie spojrzał na ich ręce i lekko poluźniając uścisk, nadal przemierzał korytarze w zawrotnym tępie.

Po około trzech minutach okropnej katorgi dla Althei nastolatkowie doszli do celu, jakim było dormitorium Toma.

— Więc? Mieszkasz sam?
— Tak. — Odrzekł, opadając na łóżko.
— Ale jak to-
— Mam kontakty u Slughorna.
— Yhm... dobrze nie ważne, a po co mnie tu sprowadziłeś?
— Wyciągnąłem cię z dość niekomfortowej sytuacji, gdzie kłóciły się ze sobą dwie dziewczyny, którym, gdy się kłócą, w drogę się nie wchodzi.
— A ty skąd to wiesz?
— To chyba ja powinienem zapytać, czemu ty tego nie wiesz. Mieszkasz z nimi.
— One się kłócą dość często, gdybyś nie zauważył.
— To nie są kłótnie. Bardziej drobne sprzeczki.
— Cokolwiek. Co będziemy teraz robić? — Dopiero po wypowiedzeniu zdania Knotweed zrozumiała jak to zabrzmiało. Tom uniósł brew.—nie, nie Tom ja nie miałam tego na myśli.
— Wiem. Droczę się z tobą. Możesz... nie wiem. Zaproponuj coś.
— Powiem szczerze, że twój pokój jest niezwykle nudny. Nie masz żadnych planszówek ani nic.
— Mam... książki, chcesz?
— Jakie książki?
— Teraz czytam „Duma i Uprzedzenie."
— To coś o tobie?
— Altheo. — Tom zmierzył ją morderczym wzrokiem.
— No już dobrze, dobrze. A ty co będziesz robił?
— Ja...a tak właściwie co cię to obchodzi? Weź tę książkę. — Riddle wcisnął w ręce dziewczyny lekturę. — Usiądź tutaj. — kładąc dłonie na jej ramionach, usadził ją na łóżku. — Czytaj i nie martw się o to, co ja będę robił. Poradzę sobie.
— Może wypożycz sobie inną książkę?
— W bibliotece prawdopodobnie nadal trwa walka tytanów. Nie chcę tam iść. — Knotweed zaśmiała się cicho. — No co? Każdy boi się, kiedy te dwie się kłócą. A teraz czytaj, może zmądrzejesz.

Tom za to usiadł gdzieś na drugim końcu łóżka i pusto wpatrywał się w przestrzeń.

— Ja tego nie rozumiem.
— Altheo, minęły dwie minuty. Czego ty możesz nie rozumieć?
— Dlaczego jedyną nadzieją dla kobiet było wyjście za mąż? To niesprawiedliwe.
— Z pewnością, a dasz mi spokój?
— Jestem twoim gościem, powinieneś się mną zająć.
— Zaraz możesz nim nie być.
— Jesteś okropny.
— Mhm.
— Tom.
— Tak?
— Tom.
— No co?
— Tom.
— No co ty chcesz?
— Tom.
— Głucha jesteś?!
— Tom.
— Daj mi spokój!
— A poczytasz ze mną?
— Ja już to czytałem. Po drugie to fatalny pomysł.
— Tom.
— ugh, No dobrze! Przesuń się. — Powiedział Tom, układając się na łóżku, obok Althei leżącej na brzuchu, oraz podpierając się na łokciach.
— I mam teraz czytać tą książkę od początku?
— Dokładnie.
— Czytam szybciej niż ty.
— No to poczekasz.
— Jesteś nie-zno-śna.

Hejkaa!
Wiem ze jestem spóźniona i przepraszam ale tak jakoś wyszło. Dość często mi się to pisało jakoś- zresztą nieważne! Ważne ze rozdział już jest i mnie nie zabijecie.
✨🖤✨

Destiny |Tom Riddle| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz