1. | Śmierć Biedronki |

2K 197 384
                                    


„Śmierć nie zastanawia się, bierze grzeszników, świętych też. Chce więcej i więcej i więcej. Mimo to żyjemy wciąż, raz śmiech, a raz łzy. Ciągle błąd popełniamy za błędem. Czekam cierpliwie, wiem czemu śmierć, wzięła tych, co kochali mnie i mówię sobie: "Nie spiesz się." Mówię sobie: "Nie spiesz się..." *

***

Metalowe osłony rozsunęły się na boki, ukazując szklane wieko trumny, a może raczej czegoś na wzór inkubatora? Na lśniącym, satynowym wybiciu spoczywała postać jasnowłosej kobiety w średnim wieku. Choć niesamowicie piękna, wydawała się krucha, niczym porcelanowa lalka. Wyglądała, jak gdyby jedno niewłaściwe spojrzenie mogło zamienić jej wątłe jestestwo w pył.

Gabriel opadł na kolana, dotykając dłońmi szklanej struktury. Cały jego świat sprowadzał się do tego, by przywrócić do życia swoją jedyną, wielką miłość. Wszystkie jego myśli od lat dotyczyły tylko tego, w jaki sposób odzyskać swój najcenniejszy skarb, utracony z własnej pazerności i braku rozsądku. Nie było dnia, by nie żałował. Nie zdarzyła się sekunda, w której jego myśli nie oscylowały wokół jego ukochanej żony. Był wrakiem człowieka. Rozbitym naczyniem, którego nie dało rady naprawić, ponieważ niezależnie od tego, jak precyzyjnie poskładałoby się poszczególne elementy, zawsze brakowało jednego niewielkiego odłamka, który był na tyle istotny, iż bez niego naczynie nigdy nie było w stanie służyć jak do tej pory.

Biedronka poczuła, jak po jej masce zaczynają spływać słone krople. Początkowo, wpatrując się z mieszanką fascynacji i niepokoju w blade oblicze kobiety, pozwoliła sobie uronić jedną, niewiele znaczącą łzę. Dopiero gdy zgłębiła się w przepełnione bólem i żalem błękitne oczy Gabriela Agresta, dopiero w momencie, gdy fasada bezwzględnego potwora opadła wraz ze srebrną maską i fioletową broszką, samotną łzę w mgnieniu oka dogonił cały potok żalu i współczucia.

Jej towarzysz był cichy. Zbyt cichy. Od zdemaskowania oponenta nie odezwał się ani razu. Nie słyszała ani jego krótkiego, urywanego oddechu, ani szlochu, który tłamsił ciężką od nadmiaru emocji klatkę piersiową, powalając go na kolana. Nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Marzył, by zamienić się w nicość. By rozwiać się w odmętach czerwcowego podmuchu niczym nic nieznaczący pył. Nie chciał nic czuć. Nie chciał o niczym myśleć, a już na pewno nie o tym, że jego własny ojciec przez lata terroryzował miasto, próbując wykraść ich miracula po to, by przywrócić do życia spoczywającą w podziemiach ich domu matkę.

Był silny. Przeszedł w swoim życiu wiele zawodów, ale nic, co przeżył do tej pory, nie mogło równać się z uczuciem bezsilności i beznadziei, jakie tliło się w jego sercu.

— Mamo... — szepnął nieśmiało, jakby obawiał się, że jeżeli wypowie te słowa głośniej, obraz rodzicielki zniknie sprzed jego oczu raz na zawsze. — Dlaczego? — skierował swoje zmęczone spojrzenie w stronę ojca.

Gabriel wyglądał nie mniej marnie niż Czarny Kot. Jego poszarpane i zakurzone ubranie sprawiało, że w niczym nie przypominał zawsze schludnego i eleganckiego mężczyzny, a pęknięte szkła okularów uniemożliwiały uchwycenie prawidłowego obrazu. Nie potrzebował jednak widzieć niczego, gdy słyszał bezkresne cierpienie w głosie swego syna.

Nie, to wszystko nie ma sensu... — jęknął Kot, upadając na kolana obok Biedronki. Podniósł wzrok na jej twarz, a w jego kocich tęczówkach malowała się niema prośba o pomoc.

Nie musiała o nic pytać. Przeznaczenie zadrwiło z ich istnienia. Na przemian splatało i rozplatało ich losy, bawiąc się ich uczuciami, jak gdyby byli marionetkami w rękach wyższego bytu. Jak mogła nie połączyć najprostszych faktów? Dlaczego nie dostrzegła uroczego Adriena w zadziornym Kocie?

Nieprzemijalne | Adrienette (Hadestown AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz