4. | Szklana wieża |

666 115 58
                                    


"Nadchodzę, jestem tu. Tętniące dźwięki wokół są echem naszych kroków, brzmią coraz głośniej. Pod nami ziemia drży, musimy dalej iść. Nie zostawiaj mnie. Nadchodzę!" *


***

Śmierć nie powstrzyma tych, którzy mają cel. Nie zajrzy w oczy temu, kto do końca żywi nadzieję na ratunek. Nie zabierze tych, którzy pozostają w sercach bliskich na wieki.

Smukła, blada dłoń Marinette dotykała chłodnej tafli szyby. Czuła się uwięziona. Stała w miejscu, będąc pozbawioną możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, czy to na przód, czy też w tył. Nie mogła przecież wrócić jak gdyby nigdy nic do swojego dawnego życia. Nie mogła otworzyć drzwi piekarni i jak gdyby nigdy nic, przywitać rodziców uśmiechem, by chwilę później wymknąć się na patrol ze swoim partnerem. Nie miała też możliwości, by puścić swoje ludzkie życie w zapomnienie i bez żalu wykonać pierwszy krok w stronę wieczności.

Była więźniem własnej niepewności.

— Proszę, proszę... — odezwał się niespodziewanie niski, gardłowy głos, należący do smukłego, bardzo wysokiego mężczyzny, o oczach czarnych niczym dwa bezduszne kawałki węgla i prostych, długich włosach, w tym samym kolorze.

Na jego twarz wpełzł powoli leniwy uśmiech, a jedna z dłoni opadła na szybę dosłownie kilka milimetrów od miejsca, w którym spoczywała dłoń Marinette. Jej wzrok zatrzymał się najpierw na jego kpiącym wyrazie twarzy, by wreszcie z uczuciem niebywałego niepokoju, przenieść się powoli w miejsce, które obserwował z rozbawieniem Hades.

— Nie... — szepnęła po chwili, uświadamiając sobie, co, a raczej kogo, właśnie dostrzegła.

U podnóża szklanej wieży, w której była przetrzymywana od dnia, kiedy jej dusza przekroczyła bramy Hadesu, zobaczyła oblicze jedynej osoby, której twarz nadal rysowała się w jej pamięci żywymi barwami. Ból i strach ściskający jej gardło doprowadził do wydobycia się przeciągłego jęku, a dłonie, które do tej pory studiowały delikatnie chłodną strukturę szkła, uderzały w nie rytmicznie, nie wywołując jednak przy tym żadnego dźwięku.

— Daruj sobie, Biedroneczko — syknął Hades, zakładając ręce na piersi i śledząc z kpiną wypisaną na twarzy jej poczynania. — Nie usłyszy cię. Kot to głupiec. Istota, której dusza jest o wiele mniej warta, od twojej własnej. Jaźń niższa rangą — kontynuował, obserwując, jak nowo przybyły gość walczy wręcz, otoczony trzema byłymi posiadaczkami Miraculum Biedronki.

— Nie mów tak! — warknęła Marinette, nie ustając w swoich próbach zwrócenia na siebie uwagi Adriena.

— Dlaczego? — zapytał, unosząc brew do góry. — Przecież to prawda. Kot to głupiec, który nie potrafi pogodzić się z fatum, jakim jest obarczony. Biedronka to kwintesencja piękna i dostojności. Obdarzająca szczęściem każdego, kto ma z nią do czynienia. Wystarczy na nią spojrzeć, by zacząć żyć w przekonaniu, że los zawsze będzie sprzyjał. Ten czar nie działa jednak na pechowe Koty. Uzupełniacie się, ale nie dopełniacie. Nigdy nie stworzycie jedności, bo jego istnienie nie jest godne twojego. Żeby wszechświat mógł zachować równowagę, Biedronki są istotami, które żyją pięknie, lecz krótko. Ich istnienie jest kruche i przemija bardzo szybko. Koty natomiast, są skazane na poniewierkę. Na dziewięć długich żyć, gdzie u progu każdego z nich, zostają obdarowane Biedronką, by niebawem stracić ją i istnieć w poczuciu męki i beznadziei aż do śmierci i ponownego odrodzenia. Nie powinnaś się tym przejmować. To nic osobistego.

Nieprzemijalne | Adrienette (Hadestown AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz