Z góry napiszę, że przepraszam, bo co chwila usuwam te rozdziały. XD jestem mega niezdecydowaną osobą jak mogliście zauważyć. Obiecuję, że to ostatni raz kiedy usuwam rozdziały! A teraz ponownie możecie zacząć czytać. :))
Piękny wieczór, blask księżyca oświetlał ich twarze, a chłodny wiatr oplatał pojedyncze kosmyki włosów. Dach i dwójka ludzi, przeznaczeni sobie. Wieża Eiffla i oni, to tu jest początek ich przygód, jak i również wzloty i upadki. Mimo tego nadal dążą do upragnionego celu. To Paryż określany również mianem ,,miasta Biedronki i Czarnego Kota''.
On zakochany w jej alter-ego, ona w jego cywilnej postaci. Nie wiedzą, że odrzucają się wzajemnie. Nie wiedzą, że ta noc może zmienić ich pogląd na sprawy o 180 stopni. Czy ich miłość dojdzie do skutku? Czy powiedzą sobie całą prawdę?***
Podziwiałam gwiazdy do momentu usłyszenia cichych kroków, ewidentnie ktoś chciał mnie przestraszyć. Udało mu się, zerwałam się na równe nogi i przyjęłam pozycję bojową, czekając na złoczyńcę. Zamiast tego usłyszałam ciepły i troskliwy głos.
-Nie musisz się mnie bać Biedrąsiu. - powiedział. Dopiero teraz poznałam kim jest mój rozmówca. Te kocie, zielone oczy jak las, mogłabym się w nich zatopić.
-Zaraz, zaraz dlaczego tak reaguję?! - pomyślałam. Nie zauważyłam, że Czarny Kot zaczął się zbliżać w moją stronę. Jego oddech poczułam na mojej szyi. Po karku przeszedł mnie dreszcz i był on całkiem przyjemny. W tamtej chwili nie potrafiłam się ruszyć, czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Myślałam o nim, o jego cudownych tęczówkach, o jego lśniących blond włosach. Z moich zamysłem wyrwał mnie szept tuż przy moim uchu.
-Aż taki zniewalający jestem Kropeczko? - uśmiechnął się promieniście. Odsunęłam się gwałtownie zwiększajac dystans między nami.
-Nie pozwalaj sobie Dachowcu. - prychnęłam złośliwe. Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę krawędzi Wieży Eiffla. Akurat w nieodpowiednich sytuacjach oblicze Marinette się objawia i jak to ja, niezdarna dziewczyna potknęłam się o kamyk. Byłam gotowa na twarde zderzenie z metalową konstrukcją, jednak tak się nie stało. Poczułam silne ręce oplatające moją talię.
-Musisz przestać na mnie wpadać Biedronko. - powiedział rozbawiony. Spiorunowałam go spojrzeniem, w mojej głowie narodziła się godna odpyskowania riposta. Otworzyłam usta, po których został położony palec chłopaka w czarnym stroju. Oczy wyglądały jak spodki. Po dłuższej chwili partner wskazał na niebo, na którym była ofiara Władcy Ciem. W głowie roiło się od pytań co jest moim koszmarem a biedronkowej wersji. Nie chciałam ośmieszać się przed kotem podczas walki. Pociągnięta za rękę i wyrwana z transu pobiegłam w stronę chłopca. Na pierwszy rzut oka Piaskowy Chłopiec wyglądał tak samo, ale jego poduszka przybrała inny kolor. Bardziej czarny? Zauważył nas, a walka została rozpoczęta.Nagle naszemu przeciwnikowi pojawił się miecz. Mimo, iż stroje chroniły posiadaczy miraculous przed obrażeniami tym razem się nie sprawdziły. Rany przebiegały głównie wokół brzucha i kończyn, zdarzały się również pojedyncze zadrapania na twarzy. Po godzinnej walce mieliśmy dość. Do tego czasu złoczyńca zdołał trafić mojego partnera. Przeciwko nam były dwie osoby. Zatrzymałam się gwałtownie próbując w jakiś sposób zapanować nad chaosem. Zdecydowałam użyć Szczęśliwego Trafu, w tym czasie chłopiec posypał mnie magicznym piaskiem. Zastanawiałam się nad jednym dlaczego nie straciłam swoich mocy.
-Kropeczko? Jakim sposobem nadal masz moce?
-Ja nie wiem. - Chciałam jeszcze coś dodać, ale ktoś mi przerwał.
-A może przeze mnie Biedroneczko? Nie pochwalisz się takim cudnym koszmarem? -
Moje oczy wyszczerzyły się w zdumieniu, to nie mogła być prawda, nie teraz, nie w tej chwili. Pogrążona w myślach zapomniałam o Szczęśliwym Trafie. Spostrzegłam się, że dostałam pinezkę. Przez moje zamyślenia zostałam trafiona kotaklizmem od Białego Kota w skroń. Momentalnie zakręciło mi się w głowie, ale musiałam dać radę. Wiedząc, że to moja ostatnia szansa rzuciłam przedmiotem w poduszkę, a chłopczyk zaczął spadać. Z zepsutej rzeczy wyleciała akuma. Złapałam ją i zawołałam regułkę, by wszystko wróciło do normy. Wszelkie rany i zniszczenia zniknęły tak samo jak z koszmarami nie tylko naszymi, ale muszę przyznać, że głowa mnie nadal bolała.
-Zaliczone! - krzyknęliśmy oboje. Zahaczyłam jo-jo o jeden z budynków. Miałam już wzbić się w powietrze, ale zostałam złapana za nadgarstek.
-Biedronko kto to był? - zapytał. Wiedziałam, że mnie to nie ominie i w końcu będę musiała powiedzieć jemu prawdę. Wtem rozległ się dźwięk moich kolczyków. Zostały mi 2 minuty.
-Kocie obiecuję, że ci wszystko wyjaśnię, ale jutro. Zaraz się przemienię. Jutro Wieża Eiffla o 23. Będę czekać. - po wypowiedzianych słowach najzwyczajniej w świecie pognałam do domu. Wskoczyłam do swojego pokoju już w mojej cywilnej postaci. Nie miejsc siły na nic ubrałam się w piżamę i poszłam spać.Dziś był poniedziałek, nienawidzę ich. O dziwo wstałam 5 minut przed budzikiem. Korzystając z okazji wczesnego wstania od razu zaczęłam zbierać się do szkoły. Pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki, by wykonać poranną toaletę. Chcąc przemyć twarz wodą odruchowo spojrzałam w lustro. Twarz miałam całą czerwoną. Nie ukrywam wyglądało to śmiesznie w porównaniu np do szyi. Nie zważając ubrałam się, a swoje śniadanie zgarnęłam ze stołu po czym wybiegłam. Do szkoły dotarłam równo z dzwonkiem.
-Cześć dziewczyno! Co ci się stało w twarz? Dobrze się czujesz?- zapytała moja przyjaciółka.
-Nic się nie stało. - odpowiedziałam zmieszana. Ku mojej obawie zaciągnęła mnie do toalety i zaczęła przesłuchanie.
-Mnie nie oszukasz, bardzo dobrze wiem co się stało. Widziałam waszą wczorajszą akcję. Widziałam, że zostałaś trafiona w głowę! I ty jeszcze przychodzisz do szkoły?! Zaraz idziesz do domu i to już! - wykrzyczała takim szeptem. (XD NIE WIEM O CO MI CHODZIŁO XDSD- dop. autorki)
Zapomniałam wam wspomnieć, że Alya zna mój sekret. Przyznam, że takiej wkurzonej jej nie widziałam. Wyminęłam ją i udałam się na lekcję. Zdecydowałam, że dopiero potem z nią porozmawiam. Pierwsza była chemia, mój ukochany przedmiot. Wyczujcie sarkazm. Usiłowałam rozwiązać wiązania chemiczne. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Ku mojemu szczęściu zadzwonił dzwonek. Przyznam, że ta katorga minęła szybko. Zaczęłam się coraz gorzej czuć, nie mogąc już dłużej iść usiadłam na podłogę. Alya poszła gdzieś z Nino więc byłam zdana tylko na siebie. Robiło mi się niedobrze i to bardzo. Poczułam, że ktoś przy mnie siada.
-Cześć Mari! Wszystko w porządku? - zapytał blondyn. Normalnie skakałabym z radości, lecz nie teraz.
-Tak- to jedyne co zdołałam wydusić. Obraz przed oczami mi się zmienił, a ja zobaczyłam Białego Kota.
-Nie rób mi krzywdy..
-Mari co się dzieje? - przyłożył dłoń do mojego czoła.
-Jesteś cała rozpalona! Dlaczego do szkoły przyszłaś z gorączką? - Nie słuchałam go. Biały Kot zaczął zbliżać się coraz bliżej. Łzy zaczęły lecieć ciurkiem po policzkach.
-Nie rób mu krzywdy błagam, zostaw go. -
Biały Kot miał wycelowany kotaklizm w Czarnego Kota.
-Proszę nie rób nic złego. Ja go potrzebuję! Biały Kocie proszę.. - zaczęłam szlochać.
-Mari ty majaczysz odprowadzę cię do domu. - wypowiedział to z przerażeniem? Zaskoczeniem?
Biały Kot strzelił mojego partnera.
-Nie!! - zaczęłam mocniej płakać. -Proszę zostaw go, nie rób jemu już nic. Zabij mnie! -
Słyszałam głosy, a smierć Czarnego Kota zaczęła się rozmazywać.
-Mari! Marinette! MARINETTE?!
- C-co się stało?
-Marinette masz gorączkę i w dodatku majaczysz. Idziesz do domu, a ja cię odprowadzę i dopilnuję, byś była w łóżku.- pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia. Przyznam, że nie miałam siły, by chodzić. Gdy oddaliliśmy się od szkoły wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, a ja z przemęczenia zamknęłam oczy.
CZYTASZ
Sand Boy 2
FanficZłoczyńca, niby łatwy do pokonania, ale jednak ma kilka asów w rękawie. Wystarczył głupi koszmar, by relacja bohaterów Paryża zmieniła się nie do poznania. Od teraz Biedronka musi powiedzieć prawdę, ale czy właśnie to chce usłyszeć jej partner? Co g...