Rozdział trzeci-Nowy rodzaj wroga

10 1 4
                                    


Szedłem z Ferrocromem na co dziennym patrolu. Było bardzo wcześnie, około siódmej nad ranem. Zabraliśmy dla bezpieczeństwa jeszcze Crookedfang, która nic za bardzo nie mówiła. We trójkę szliśmy w milczeniu, nikt nie za bardzo chciał się odzywać. Byłem strasznie zmęczony, Ferrocrom tak pół na pół, a Fang zdawała się być gotowa do działania. Ona nie odczuwa zmęczenia czy jak? Nie mam pojęcia, wiem jedynie, że ja jestem ospały. Szliśmy już dobre piętnaście minut, a ja czułem, że zaraz się przewrócę czy w co wejdę. Oczy dosłownie same mi się zamykały. Jeszcze dodatkowo czułem tę lekką niepewność, ten mały strach, że Fang mi coś zrobi. Sam nie wiem czemu. Może przez to, że jej pysk dosięga mi do ramion, ona idzie za nami, jest wielka i silna, ma pysk pełen ostrych zębów? Może. Teraz za to ona coś zwęszyła. Zaczęła podnosić pysk, a dokładniej nos coraz wyżej, chyba by lepiej coś wyczuć. Pobiegła w stronę małego pola gdzie nie było drzew i stanęła na tylnych łapach wpatrując się w niebo. Po chwili znów wróciła do pozycji na czterech łapach podnosząc głowę wysoko w górę. Podążyliśmy za nią z ciekawością co się jej nagle stało. Zachowanie Fang było dla mnie dalej niezrozumiałe. 

-Hej, patrzcie tam! - krzyknął Ferrocrom palcem wskazując...Vehicony? Te same kolory, te same głowy, ale ciało bardziej masywne. Zamiast blasterów wyciągnęły wielkie topory i skoczyły na ziemię transformując się z wielkich myśliwców. 

-Jak one nas znalazły!? - krzyknąłem, ale Ferro jedynie wzruszył ramionami nie wiedząc nic, tak samo jak ja.

Otoczyły Crookedfang z gotowymi do ataku broniami. Wilczyca zaczęła się rozglądać warcząc. Zaczynaliśmy powoli podchodzić w ich stronę, ramie w ramie z Ferrocromem, broń w broń. Byliśmy już tak blisko gdy wrogowie rzucili się na Fang. Przystopowaliśmy, bo coś zaczęło się palić. Wszyscy napastnicy odskoczyli poparzeni, a Maximal cały się palił. Decepticony znów rzuciły się, lecz każde naskoczenie na Bezfrakcyjną kończyło się nową raną. Nasza towarzyszka zdążyła już zabić kilka Vehicnów. Nie miała problemu, bo one bały się ognia. Widziałem jak na ziemie rozlewa się Energon, a Fang w tym wszystkim. Swoim płonącym ogonem podpaliła tę plamę. Ona zaczęła się równie palić, a ogień przenosić na niebieską substancję dalej i dalej. Płomienie odcięły drogę ucieczki. Przypatrywaliśmy się przez ten cały czas walce, teraz nie widzimy nic. Płomienie nie dawały wyjść naszym wrogom lecz...Crookedfang przeszła przez nie bez problemu. Kulała na jedną łapę, a kiedy mieliśmy zwiewać...wszystko wybuchło. Wszystko poczerniało i nie widziałem ani nie słyszałem już niczego. 


Pumapeak 

Nasi zwiadowcy długo nie wracali z patrolu. Wyszli dobre półtorej godziny temu i do tej pory nie wrócili. Zaczynałam już układać różne najmroczniejsze scenariusze, co mogło im się stać. Najciemniejszym i najgorszym była ich śmierć, a najlepszym - zrobili sobie spacer. Wątpię jednak, by chcieli się przejść na wycieczkę po okolicy. Zarządziłam wszystkim, mimo iż nie byłam naszym liderem, że mamy iść ich szukać. Forcefield miał zabrać apteczkę na wszelki wypadek, Starfeather miała mu w tym pomóc, a ja z Eclipse miałyśmy węszyć, niuchać, nasłuchiwać i wypatrywać naszych towarzyszy. Szliśmy mniej więcej tak jak chodzą nasze codzienne patrole uważnie się rozglądając. W pewnym momencie zobaczyłam popalone drzewa. Rozkazałam, by reszta podążała za mną w stronę tego pogorzeliska. Na początek zauważyłam jakieś powiększone Vehicony, które leżały na ziemi. Zaprowadziłam naszą grupę dalej aż dotarliśmy do...naszego porannego patrolu, ale...oni tam leżeli, jak martwi.

-Forcefield, sprawdzisz co się im stało i przede wszystkim czy dalej żyją? - spytałam lekko nerwowo. Martwiłam się, że możemy ich stracić, jak Burntstar...

Księgi Vectorowe [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz