◦•●•◦

97 3 1
                                    

Nie szukał jej.

A jednak ją odnalazł. Obiecał sobie zapomnieć o niej i nigdy więcej nie wracać do wspomnień z nią związanych. Szukał kobiety, która była jej zupełnym przeciwieństwem, byle nie porównywać ich do siebie. Nie znalazł nikogo całkowicie innego, choć żadna z kobiet nie miała tak ognisto-rudych włosów, ani tak przenikającego szmaragdowego spojrzenia.

Nie potrafił o niej zapomnieć, a gdy znów się pojawiła... nie potrafił oderwać od niej spojrzenia, jakby chciał chłonąć wszystko, czym i kim była. Nawet jeśli nigdy do siebie nie należeli.

Minęły lata przepełnione wojną. Nie miał czasu, by o niej myśleć w każdej minucie swojego istnienia, jednak przychodziła do niego w snach, pozostawiając go zaraz po przebudzeniu samego. Marzył, by na zawsze odeszła...

Znikała stopniowo z jego snów i z jego myśli...

Ale nigdy nie odeszła na zawsze.

Nie potrafił zasnąć.

W obozie trwało świętowanie z powodu wyboru nowego przywódcy, którym została ona. W pewnym sensie przeczuwał, że tak może potoczyć się ta droga, gdy Sabine odmówiła poprowadzenia Mandalorian. Prawdę mówiąc miał nadzieję, że młoda Mandalorianka jeszcze zmieni zdanie, widział w niej te cechy, które posiadali dawni, mądrzy przywódcy. Tak się jednak nie stało. Zamierzała wrócić do Rebelii. Rozumiał jej wybór, gdyby mógł, powróciłby do Obrońców.

Obrońcy jednak zginęli, a on nie miał już nikogo, poza... Bo-Katan Kryze, której poprzysiągł wierność chwilę przed tym, jak uniosła w górę Mroczny Miecz, a wszyscy padli przed nią na kolana.

Przed nią. Nie przed bronią. Broń była niczym, bez swojego właściciela.

Dostrzegł na twarzy Bo-Katan determinację, choć jej oczy skrywały strach. Czuła ciężar odpowiedzialności, który nagle osiadł jej na ramionach i mimo własnego uporu, waleczności i odwagi, nie potrafiła w pełni zaakceptować wyboru Sabine. Widział to w jej oczach – ten przysłonięty strach, że znów wszystko zniszczy.


– Nie jestem nic warta – wyszeptała. – Nie jestem warta tego, byś poniósł odpowiedzialność za swoje czyny. Nie jestem warta twojego życia, Fenn Rau – dodała jeszcze ciszej. Przegrała. Tamtego dnia przegrała z własnymi lękami i pozwoliła im się unicestwiać, pozwoliła sobie na słabość, choć po śmierci Pre i Satine trzymała się naprawdę dobrze. Dusiła w sobie emocje, a gdy naraził własne życie, by jej pomóc – te emocje opuściły jej ciało.

Wyglądała jakby chciała coś jeszcze dodać, ale po chwili wycofała się. I odeszła.

Bez pożegnania.

Zniknęła. Na całe lata.


Prawie nie pamiętał jej głosu. Był całkowicie inny od tego, który słyszał w młodości. Kilkanaście lat temu mógł wyczuć tę nutkę ekscytacji, gdy szykowała się do kolejnej bitwy. Była w niej jakaś radość, choć traktowała wojnę domową bardzo poważnie.

Teraz była o wiele bardziej doświadczona w walce i w życiu. Na tyle, by nie ukazywać radości. Wyglądała na zmęczoną ciągłym ratowaniem świata, który dawno temu poległ w gruzach dla tak wielu ludzi. A jednak wciąż byli tacy, którzy w nią wierzyli, choć popełniła tak wiele błędów.

A on do nich dołączył.

Potrzebowali jej.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 04, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The Protector of Mand'alor || star warsWhere stories live. Discover now