Nie szukał jej.
A jednak ją odnalazł. Obiecał sobie zapomnieć o niej i nigdy więcej nie wracać do wspomnień z nią związanych. Szukał kobiety, która była jej zupełnym przeciwieństwem, byle nie porównywać ich do siebie. Nie znalazł nikogo całkowicie innego, choć żadna z kobiet nie miała tak ognisto-rudych włosów, ani tak przenikającego szmaragdowego spojrzenia.
Nie potrafił o niej zapomnieć, a gdy znów się pojawiła... nie potrafił oderwać od niej spojrzenia, jakby chciał chłonąć wszystko, czym i kim była. Nawet jeśli nigdy do siebie nie należeli.
Minęły lata przepełnione wojną. Nie miał czasu, by o niej myśleć w każdej minucie swojego istnienia, jednak przychodziła do niego w snach, pozostawiając go zaraz po przebudzeniu samego. Marzył, by na zawsze odeszła...
Znikała stopniowo z jego snów i z jego myśli...
Ale nigdy nie odeszła na zawsze.
☆
Nie potrafił zasnąć.
W obozie trwało świętowanie z powodu wyboru nowego przywódcy, którym została ona. W pewnym sensie przeczuwał, że tak może potoczyć się ta droga, gdy Sabine odmówiła poprowadzenia Mandalorian. Prawdę mówiąc miał nadzieję, że młoda Mandalorianka jeszcze zmieni zdanie, widział w niej te cechy, które posiadali dawni, mądrzy przywódcy. Tak się jednak nie stało. Zamierzała wrócić do Rebelii. Rozumiał jej wybór, gdyby mógł, powróciłby do Obrońców.
Obrońcy jednak zginęli, a on nie miał już nikogo, poza... Bo-Katan Kryze, której poprzysiągł wierność chwilę przed tym, jak uniosła w górę Mroczny Miecz, a wszyscy padli przed nią na kolana.
Przed nią. Nie przed bronią. Broń była niczym, bez swojego właściciela.
Dostrzegł na twarzy Bo-Katan determinację, choć jej oczy skrywały strach. Czuła ciężar odpowiedzialności, który nagle osiadł jej na ramionach i mimo własnego uporu, waleczności i odwagi, nie potrafiła w pełni zaakceptować wyboru Sabine. Widział to w jej oczach – ten przysłonięty strach, że znów wszystko zniszczy.
– Nie jestem nic warta – wyszeptała. – Nie jestem warta tego, byś poniósł odpowiedzialność za swoje czyny. Nie jestem warta twojego życia, Fenn Rau – dodała jeszcze ciszej. Przegrała. Tamtego dnia przegrała z własnymi lękami i pozwoliła im się unicestwiać, pozwoliła sobie na słabość, choć po śmierci Pre i Satine trzymała się naprawdę dobrze. Dusiła w sobie emocje, a gdy naraził własne życie, by jej pomóc – te emocje opuściły jej ciało.
Wyglądała jakby chciała coś jeszcze dodać, ale po chwili wycofała się. I odeszła.
Bez pożegnania.
Zniknęła. Na całe lata.
Prawie nie pamiętał jej głosu. Był całkowicie inny od tego, który słyszał w młodości. Kilkanaście lat temu mógł wyczuć tę nutkę ekscytacji, gdy szykowała się do kolejnej bitwy. Była w niej jakaś radość, choć traktowała wojnę domową bardzo poważnie.
Teraz była o wiele bardziej doświadczona w walce i w życiu. Na tyle, by nie ukazywać radości. Wyglądała na zmęczoną ciągłym ratowaniem świata, który dawno temu poległ w gruzach dla tak wielu ludzi. A jednak wciąż byli tacy, którzy w nią wierzyli, choć popełniła tak wiele błędów.
A on do nich dołączył.
Potrzebowali jej.
YOU ARE READING
The Protector of Mand'alor || star wars
FanfictionFenn Rau became the Protector of the Bo-Katan during the civil war that raged in Mandalore shortly before the Clone Wars began. For years, he stood by her side, protecting her, but also fighting side by side... until he left. Nothing has ever been t...