- Mówiłem, że to zły pomysł - powiedział Oikawa, widząc... a raczej słysząc ich reakcję. Nie ma się co dziwić, nie codziennie z pomocą przychodzi ktoś, kogo pokonało się z wielkim trudem kilka chwil wcześniej. Im dłużej trwało zamieszanie spowodowane jego obecnością, to tym bardziej energicznie robiły się wrzaski.
- Czemu Bakayama przyprowadził wroga?!
- Teoretycznie już nie jest wrogiem skoro z nimi wygraliśmy
- Co nie zmienia faktu, że jego obecność tutaj jest bardziej niż podejrzliwa!
-Mogę coś powiedzieć? - spytał Oikawa, chcąc mieć całe to spotkanie jak najszybciej za sobą
- Nie! - krzyknęli pozostali, ignorując jego naburmuszoną minę
- Dobra starczy! Nie potrzebuję dodatkowo migreny na koniec dnia - rzucił Ukai, skutecznie uciszając pozostałych - Tobio, możesz wyjaśnić o co tu chodzi?
- Jak już wspomniałem wcześniej, jest pewny sposób który może nam pomóc wygrać... nie ma stu procent gwarancji, ale na pewno szanse będą znacznie większe. Ustaliliśmy, że mógłby nas trenować przez ten krótki czas... oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu trenerze - po jego minie było widać, że ma dobre tysiąc powódów przez które od razu odrzuci ten skrajny pomysł. Zanim jednak otworzył usta, Kageyama kontynuował - nie znajdziemy lepszego gracza, który prawie pokonał Ushijime
- Nie musiałeś podkreślać tego prawie - wtrącił Oikawa, ignorując ciche śmiechy
Ukai wziął głębszy wdech. Potrzebował kilku chwil na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie. Był to ryzykowny pomysł, jednak nie mógł zignorować faktów. Aoba Johsai to zupełnie inna liga, a Karasuno małymi krokami nadal wraca do dawnej świetności. Jeżeli teraz nie podejmie odpowiednich kroków, zostaną zmiażdżeni
- Co ty będziesz z tego mieć? - zwrócił się bezpośrednio do Oikawy - nie ukrywam, że ciężko mi zrozumieć twoją chęć pomocy po tym, jak to wy moglibyście być na naszym miejscu
- Racja, moglibyśmy... ale nieco się poprawiliście i wyszło jak wyszło. Oczywiście to nic fajnego po tylu treningach, ale jeszcze bardziej mnie wkurzy jak oni wygrają. Z tym wygórowanym ego bywają nieznośni. Oni muszą przegrać i jeśli my nie możemy ich pokonać, to wy dacie radę. Mam nadzieję...
- Serio? Byłem przekonany, że jesteście niczym zagubieni bracia - zażartował Kageyama
- Tobio weź się może zamknij - burknął Oikawa
- Jak stare, dobre małżeństwo - stwierdził Tsuki z głupim uśmieszkiem, na co kilka osób entuzjastycznie pokiwało głowami. Ukai w tym czasie rozważał wszystkie za i przeciw, chociaż odpowiedź wydawała się być oczywista
- Jeżeli mówisz poważnie to przyjmiemy wszystkie rady. Jednak jeśli planujesz odstawiać jakieś cyrki jak z notesem to lepiej od razu wyjdź. Nie będę kłamać mówiąc, że kilka osób chciałoby rzucić w ciebie piłką i raczej nie będę ich powstrzymywać
- Nic dziwnego, że Tobio stał się nieco bardziej agresywny - burknął Toru
- Mówię poważnie - naciskał Ukai
- Ja również... lecz prawda jest taka, że wiele zależy od was. Mogę nakierować, ale nie jestem waszym biletem stu procentowej gwarancji na wygraną. By było jasne
- Nie możesz nas po prostu nauczyć zagrań które miałeś przygotowane dla swojej drużyny? - spytał Hinata, po czym od razu dostał lekkiego plaskacza w tył głowy od Kageyamy
- Nie gadaj głupot idioto!
- Nie mamy całych dekad do dyspozycji. Dla twojej informacji krasnalu, jest różnica między znaniem planu i jego sprawną modyfikacją w razie potrzeby... a na pewno będzie zdarzać się to dość często - Oikawa zamyślił się na chwilę - myślę, że sami na własnej skórze przekonacie się o co mi chodzi, gdy tylko wejdziecie z nimi na boisko. Ewentualne pytania i część praktyczna jutro. Padam na twarz i wy pewnie też - po tych słowach Ukai spojrzał na zegarek
- Faktycznie, już dość późno. W każdym razie witamy w zespole - zażartował
CZYTASZ
Jesteś mój.... lecz zwycięstwo jest nasze
FanfictionKontynuacja Jesteś mój Po wygranej z Aoba Johsai, Karasuno musi zmierzyć się z jeszcze silniejszym przeciwnikiem. Dawni rywale postanawiają połączyć siły, by pokonać wspólnego przeciwnika. Oczywiście wszystko ma swoją cenę...