I

1.3K 24 3
                                    

Grudzień 1939

- Marylka! - Usłyszałam krzyk mamy z kuchni, jakby była czymś przerażona. Pobiegłam do kuchni rzucając torebkę którą miała ze sobą, wyładowała ona na podłogę. Pierwsze co mnie trafiło to mama która była zalana łzami.

- Co się stało? - Zapytałam i obok zauważyłam kartkę zalaną łzami. Mama nic nie odpowiedziała, po prostu zakryła twarz swoimi rękoma. Złapałam za kartkę, i zaczęłam czytać co było na niej napisane. Także zaczęłam płakać, choć starałam się nie pokazywać emocji to tym razem po prostu nie mogłam ich powstrzymać.

Z przykrością informujemy panią Szpila że Henryk Szpila poległ w obronie wybrzeża.
Nasze kondolencje

- Mamo, nie martw się - Powiedziałam i przytuliłam ją do siebie. Przez długi czas nie było wiadome co się z nim stało... Teraz przynajmniej wiemy...
Straciła męża, jeszcze teraz syna czy mogłoby się zdarzyć coś gorszego? Z drugiej strony wiedziałam że słowa nie martw się nie pomogą, ale coś musiałam powiedzieć.

- Ile osób musi jeszcze zginąć? - Zapytała załamana mama a ja po prostu pokręciłam głową, nie wiedziałam. Nie wiem i nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Mam nadzieje że to się zaraz skończy.

- Ja się zajmę młodym, idź się połóż i odpocząć - Powiedziałam i jak powiedziałam tak zrobiła, poszła do pokoju zalana łzami a ja poszłam do mojego brata. Miał dopiero trzy lata, między nami była duża różnica wieku aż czternaście lat, ale tak naprawdę to niczego nie zmieniało. Był moim bratem, oczkiem w głowie. Bartek był tak szczęśliwym dzieckiem, zawsze w rodzinie mówiliśmy że jest podobny do Henryka jak był mały. Teraz to nabiera innego znaczenia. Henryk miał dopiero dziewiętnaście lat, on miał wrócić do domu. Do mnie, do mamy... To nie tak miało wyglądać...

Ktoś zapukał do drzwi, wzięłam Bartka na ręce, który coś już ważył i poszłam otworzyć drzwi. Wiedziałam że mama ich nie otworzy, nawet nie jest w stanie tego zrobić. Nasze mieszkanie nie jest wielkie, ale mamy dach nad głową to najważniejsze.

- Serwus Marylka - Powiedział Alek z uśmiechem, mi nie było do śmiechu. Po prostu wpuściłam go do domu, przyjaźnił się z moim bratem. Jak ja mam mu powiedzieć że Henryka już nie będzie?

- To Marysia - Poprawił go Bartek, Alek się lekko zaśmiał. To skomplikowane... Mam tak naprawdę na imię Maria Szpila, lecz duża ilość osób nazywa mnie Marylka. Jest to dlatego że mój tata mnie tak nazywał, a że Henryk lubi mi robić pod górkę to zaczął mnie tak nazywać przy swoich znajomych, więc tak... Nie że mi się to jakoś podoba, ale muszę to przeboleć. I tak nic z tym nie zrobię.

- Wiesz kiedy przyjedzie Henryk? - Zapytał Alek i usiadł na kanapie. Posadziłam Bartka obok Alka i usiadłam na fotelu na przeciwko. Po porostu mnie zatkało, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa.

- Henia nie będzie - Powiedziałam i zagryzłam zęby, poczułam jak poleciła mi łza. Alek odrazu wstał i poszedł do mnie, objął mnie mocno.

- Tak mi przykro - Powiedział czułam jak serce zaczęło mu mocno bić.

Proszę... nie zostawiaj mnie | Kamienie na szaniec Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz