Penelopa Grindelwald krzyknęła rozdzierająco, uniosła dłonie odziane w czarne rękawiczki i chwyciła niemal białe włosy przy skroniach, rwąc je. Jej nieskazitelnie blada cera była zabrudzona krwią i błotem. Perłowe włosy spięte w drogie, szafirowe i szmaragdowe spiny, były mokre od potu i deszczu, który rzęsiście lał. Suknia, w którą była ubrana, niegdyś w kolorze głębokiej, krwistej czerwieni, z mnóstwem zdobień i falban, teraz popruta w wielu miejscach i nieczysta od lepkiej ziemi. Jej dłonie były zasłonięte przez rękawiczki skórzane koloru kruczych piór. W lewej ściskała jasny, misternie rzeźbiony, dość długi patyk. Prawą chwyciła poły spódnicy, by ta nie plątała się jej pod nogami i zaczęła biec przez błoto.
Krajobraz w miejscu, w którym się znajdowała był brzydki i jednolity. W okolicy nie rosły niemal żadne drzewa, niekiedy pojawiał się wyrośnięty krzak, lecz nic po za tym. Na ziemi wprawdzie była trawa, ale zżółkła i twarda, niezdrowa. Kozaki Penelopy zostawiały widoczne ślady na mokrych bajorach. Ona jednak nieprzerwanie biegła, nie przeszkadzał jej ani deszcz, ani zimno, ani nienawiść, która buzowała w jej krwi.Przyśpieszyła, gdy na horyzoncie pojawiła się sylwetka wysokiej postury mężczyzny. Wpierw jej nie widział, ale jej czerwona suknia pozostawała widoczna pośród szarych odcieni otaczającego ich krajobrazu. Zaśmiał się szyderczo i kopnął coś co leżało przy jego nogach. W zasadzie kopnął kogoś... Kobietę bardzo podobną do Penelopy, jej włosy były w tym samym odcieniu co jej włosy. Jej rysy twarzy tak arystokratyczne jak jej. Tylko, że wykrzywione w agonii. Jej cera była jeszcze bledsza, a nawet można posunąć się do określenia błękitna. Była martwa.
- Nieee - nieludzki jęk wydobył się z ust Penelopy, gdy upadła na kolana przy nieżyjącej siostrze - Pandora, wstań - wycharczała, przykładając swoje czoło do jej. Zimnego tak, że przyszły ją ciarki. - Więc nadejdzie zemsta - wyszeptała pochylając się nad uchem siostry, jakby szeptała te słowa wprost do niej. A potem uniosła głowę, jej zielone oczy mignęły i naraz ich barwa jakby uległa zmianie. Czerwone, jak jej suknia, błyski złości i nienawiści połyskiwały na tle szmaragdu. Wyglądała przerażająco. Zabójcze piękno. Wyciągnęła przed siebie rękę, w której dzierżyła różdżkę.
- Umrzesz - zapowiedziała, a jej głos był zadziwiająco spokojny. Mężczyzna o przystojnej, lecz niemłodej twarzy, o włosach koloru pnia dębu, o oczach błyszczących szaleństwem miał zginąć. - Ale nie tylko ty - mówiła dalej, a z jej różdżki wystrzelił płomień tak potężny, że jej wróg nie zdołał go odbić. Mimo ognia liżącego jego ciało wyraźnie słyszał jej melodyjny, przerażający głos - twoja rodzina, twoja żona, twoje dzieci, twój ojciec, twoja matka - wymieniała - wszyscy zginą za twoje błędy - prawy kącik jej fioletowych ust drgnął lekko - Avada Kedavra! - precyzyjnie rzucone zaklęcie minęło cel o kilka cali. Furia zagorzała we wnętrzu Penelopy. Jak śmiał z nią walczyć! Coraz to nowe klątwy śmigały, wysyłane przez rannego od płomieni, przez wiedźmę o perłowych włosach. Ale Penelopa nie rzucała słów na wiatr, Smith musiał zginąć, umrzeć marnie. Kolejna klątwa trafiła go prosto w serce.
†ī†
Szybkim ruchem różdżki związała długie perłowe włosy w perfekcyjny kok na środku głowy. Magią bezróżdżkową przywołała kilka szmaragdów, by wpleść je w fryzurę. Czarna suknia, którą włożyła, nie zakrywała jej ramion, mleczna cera mocno kontrastowała z ciemnym odcieniem materiału, rękawy były przyległe, gorset mocno podkreślał jej idealne wręcz kształty i wszystkie atuty jakimi kobieta mogła się poszczycić, spódnica była lekko rozkloszowana, uszyta z kilkunastu warstw bardzo lekkiego i cienkiego materiału.
Była pewna, że jej uroda, a w zasadzie strój, bo Chefsiba Smith widziała ją już kilkukrotnie, zrobi na tej kobiecie wrażenie. Uśpi jej czujność. Uśmiechnęła się, lekko a jej matowofioletowe usta wygięły się. Była piękna i przerażająca tym pięknem.
CZYTASZ
Czort †ī† t.m.r
FanfictionTOMELOPA On był szatanem, Ona potrzebowała szatana. On był królem, Ona królową. Idealne uzupełnienie, nieprawdaż?