Z deszczu pod rynnę

135 13 8
                                    

Siedzieliśmy w ciszy, modląc się o to żeby tutaj nie zajechali. Odgłosy motorów były coraz bliżej aż w końcu cisza. Zamarliśmy, skręcili do nas. Usłyszeliśmy tylko:

-Cholera! Przebiłem oponę!

Jednak moja kolczatka się przydała, lecz nie był to powód do dumy. Wraz z kolejnymi sekundami, słyszeliśmy jak dojeżdżają do bramy. Znów kolejny głos rozproszył ciszę.

-Widzę samochód.

-Brama jest zamknięta na kłódkę. Chcesz przejść przez płot?

-Oszalałeś? Nie widzisz jak się chwieje. Ma chyba 2,5m wysokości.

-To co robimy?

-To co zawsze

Gdy ten głos zabrzmiał, widziałem jak Lara wzdryka się. Domyśliłem się że musi to być ten facet co chciał ją zaatakować.

-Jest tam ktoś?

Nic nie odpowiedzieliśmy

-Jeszcze raz zapytam jest tu ktoś? -głos stawał się coraz bardziej grubszy i dało się wyczuć że się denerwuje

-Jeśli wyjdziecie nic wam się nie stanie, chcemy tylko zobaczyć czy macie coś na zamianę.

-Daj spokój Tag, nikogo tam nie ma.

-Jak nikogo tam nie ma to powiedz mi co robi tam samochód i jakieś gówna na drodze co podziurawiły Masey'owi koło!? - słychać było że sytuacja staje się napięta- muszę znaleźć tą dziewczynę. Nikomu nie odpuszczamy taką mamy zasadę, prawda?!

-No tak ale zauważ że mogło ją zjeść Sztywni.

-Czy ty mi się sprzeciwiaż?

-Ale skąd. Wybacz

-Robimy coś czy mamy tu czekać aż nas zjedzą sztywni? - wtrącił się kolejny

- Spokojnie, Drake. Mam plan

I znów cisza, aż tu nagle usłyszeliśmy 5 wystrzałów z broni. W miedzy czasie każdy z nas wziął broń i szykował się do walki.

-Masey, daj mi mój ulubiony koktajl.

-Martini , Tag?

-Molotova imbecylu.

Po chwili ów ten koktajl uderzył w dach baraku. Pech chciał że w naszego.

-Co robimy?- zapytala Lara

-Jak najdłużej się da nie wychodzimy.-stanowczo odpowiedziałem

-Ale jak już będziemy musieli wyjść to odrazu strzelamy tak?- Zapytał Jeremy

-Oczywiście. Masz automat więc strzelaj na oślep

Znów dało się słyszeć odgłosy tych gburów którzy nazwali się "Vikingowie"

-I co Tag nikt nie wyszedł.

-Spokojnie Drake.

Zaczęło się robić niebezpiecznie. Dałem znak wszystkim. Stanęliśmy przy drzwiach, Jeremy z kopa je otworzył.

-Tag pa... - nie zdążył już tego powiedzieć, prawdopodobnie to był Lary strzał który uśmiercił go.

Po chwili każdy sięgnął do broni i zaczęła się strzelanina. Nie dało się usłyszeć własnych myśli. Zostało ich pięciu. Po kolejnych chwilach Jeremy postrzelił kolejnego. Lara świetnie dawała sobie radę. Prawdziwe sokole oko. Jeremy również byl dobry ale brakowało mu opanowania. Kolejne łuski spadały na ziemie. Podczas gdy przeładowaliśmy oni coś śpiewali. Chociaż śpiewu to nie przypominało. Czyste darcie mordy.

-Kompletni psychole- krzyknęła Lara i wychylila się trafiając kolejnego prosto w głowę. Zostało ich trzech.

-Damien pokaż co potrafisz! - Krzyknęła na mnie

Wychiłem się, trzy strzały posłałem na oślep, ale trafiły w brzuch kogoś. Mieliśmy przewagę, oczywiście pod względem sprzętu. Oni mieli tylko pistolety, a my dobre bronie. Dodatkowo mieliśmy osłonę, a oni musieli się za drzewami chować. Zdobyłem się na odwagę i stanąłem. Wkrótce Jeremy dołączył do mnie. Chwila przerwy i kolejny się wychylił myśląc chyba że się poddaliśmy albo coś w tym stylu. Ktoś wystrzelił flarę. Czerwone światło rozjaśniło pobojowisko.

Nagle Lara krzyknęła:

-Cholera jasna!!!!!!!!!! Patrzcie.- pokazała palcem

Spojrzalem się tam, na poczatku nic nie widziałem. Ale wkońcu zobaczyłem. Cały rząd trupów. Nie dało się ich przeliczyć. Tamci chyba też ich zauważyli, może po to wystrzelili flarę by się upewnić co to. Chcieli uciec ale Jeremi nie dopuścił do tego. Zostali wyeliminowani. Lara mogła odetchnąć, ale nowe niebezpieczeństwo się szykowało.

-Szybko do samochodu Lara daj kluczyki, Jeremy idź otworzyć bramę. Szybko!!!!!!- krzyknąłem

Byli już przy płocie gdy Jeremy wsiadł do samochodu. Ruszyłem z piskiem. W lusterku wstecznym widziałem jak płot upada pod naporem sztywnych.

-Wszystko jest w samochodzie?- zapytałem Lary

-Tak wszystko tu spakowałam w razie czego. Uważaj na drodze są!

Musiałem ich wyminąć. Jednego nawet trafiłem tyłem wozu.

- gdzie teraz?- pytał Jeremy.

-Jak najdalej stąd.

Jechalismy kilka godzin. Aż zaczęło wchodzić słońce. Pierwszy raz widziałem tak bardzo czerwony wschód słońca. Minęliśmy znak "witamy w stanie Georgia" . przejechaliśmy dużo kilometrów. Musieliśmy zacząć od nowa, znów szukać swego miejsca na ziemii.

WędrówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz