Część druga: Nowy początek

133 11 5
                                    

Kreciliśmy się w kółko, coraz więcej było czerwonych stref czyli takich gdzie było coraz więcej gnijących. Lara wielokrotnie tnie powtarzała żebyśmy ruszyli na południowe wybrzeże. Była by to długa podróż. Obiecałem jej że jak nie znajdziemy tu nic ciekawego to ruszymy tam. Do miasteczek ruszaliśmy tylko w ostateczności. Zbyt dużo sztywnych tam się kręciło . Odwiedzaliśmy opuszczone farmy i sprawdziliśmy czy jest tam coś co nam się przyda . Pewnego dnia jadąc sobie drogą, wyleciała nam na drogę młoda kobieta. Krzyczała:

-Pomocy!! Proszę mi pomóc!

-Co się stało??

-Mój mąż upadł i leży nieprzytomny.

-Gdzie leży?

-W starej szopie na farmie.

-Proszę chwile poczekać.

Zamknąłem drzwi samochodu. Zapytalem się co myślą o tym

-Mamy mało leków. Mamy pomagać nieznajomym?

-Sam Niewiem ale wy mi pomogliscie.-powiedział Jeremy.

-Ale pamiętajcie że nie znamy nich. Mogą nas zaatakować lub nie wiadomo co innego.-Wtrąciła się Lara

-Macie przygotowaną broń?

-Jak zawsze.

-Jak tylko się zrobią podejrzany ruch, nie wahajcie się jej użyć.

Wysiedliśmy z samochodu.
-Dobrze, pomożemy Ci ale powiedz co się stało. - stanowczo powiedziałem
-Ale się pospieszmy! - krzyknęła - Mój mąż poszedł do szopy i upadł, teraz leży nieprzytomny. Chciałam go stamtąd wynieść ale zjawili się sztywni. Zamknęłam szopę i przebiegłam tutaj. Mój syn i nasz znajomy poszli na zwiady w tym kierunku. Myślałam że gdzieś ich tutaj znajdę ale usłyszałam że jedzie samochód. Bóg mi was zesłał! Gdybym miała broń, sama bym ich wybiła
-Daleko jeszcze ta farma? - wtrąciła się Lara.
-Już niedaleko.
Pięć minut później już byliśmy na farmie. Wokół szopy kręciło się pięć sztywnych. Postanowiliśmy że nie użyjemy broni ze względu na to że nie mamy za dużo amunicji. Cicho rozprawilismy się z nimi.
Kobieta podleciala do drzwi szopy, otwierając je krzyczała : Derek!
Mężczyzna leżał na stogu siana, był przytomny ale chyba stracił świadomość . Cały był zalany potem. Oczy zaczęły mu nachodzic krwią. Był gorący jak piec. Czytając prace doktora Smitha, wiedziałem już co się świeci. Zapytałem prosto z mostu :
- Został ugryziony przez nich?
-Nie. Bym widziała!
Rzuciłem okiem, zauważyłem drobną ranę na ramieniu, miał obrzęk wokół niej. Sączyła się z niej wydzielina podobna do krwi ale bardziej czarna i gęstsza.
-Nie chce obijac w bawełnę ale sprawa jest poważna. Zmienia się w jednego z nich.
-To nie prawda, ciekawe jak! - krzyczała
-Wystarczy zadrapanie przez nich i już.
Pokazałem jej owe zadrapanie. Nadal mówiła że to nie prawda. Wtem do szopy weszło dwóch mężczyzn. Jeden miał około 20lat, miał długie blond włosy a drugi wydawał się mieć około 50 lat i urodą przypominał Rosjanina.
-Mamo co się stało - krzyknął ten młodszy
-Kto to jest - z kolei krzyknął ten starszy i już miał wyjąć broń ale Lara go ubiegla i pokazała że nie warto.
-Kurt, nic się nie stało, ojciec poprostu zemdlal.
-Co to za ludzie - powtórzył
-Anton, spokojnie. Oni mi pomogli go uratować.
Chłopak o imieniu Kurt klęknął obok swej matki.
-Carol, znaleźliśmy tylko jakieś środki przeciwbólowe - powiedział Rusek
-Czyli już wcześniej miał gorączkę? - zapytała Lara
-Tak... Musiał się gdzieś przeziębić. - Carol
-Posłuchajcie, on niedługo umrze...
-Nie umrze!!!!! - przeszkodziła mi
-Ja wiem że to jest trudne ale potem wróci i lepiej żebyście nie byli tak blisko niego.
-Lepiej już idźcie - powiedział grubym tonem Anton - my się nim zajmiemy, dziękujemy za pomoc.
-Co?! - skrzywiła się Lara - powiedzcie mi co wy wiecie? Ilu zabiliscie Sztywnych? Ilu innych ludzi widzieliście.
-Nie wielu zabilismy. Głównie unikalismy ich jak ognia, a ludzi również unikalismy. - powiedział Kurt
-No właśnie, tak myślałam - powiedziała Lara
-Co Właśnie!? - oburzyl się Anton - jakoś przeżyliśmy.
-Ale nie wiecie co się dzieje! - zaczęła się kłócić Lara. W ciągu kilku najbliższych sekund rozpoczęła tak głośna kłótnia że Sztywni w promieniu 250m to usłyszeli. Nagle Carol krzyknęła jeszcze głośnej niż oni. :
-Przestał oddychać!!!!
Kurt próbował jeszcze przeprowadzić masaż serca ale to był już koniec.
Carol lamentowa w niebo głosy. Kłótnia ustala. Siedzieliśmy tam w ciszy przez godzinę. W końcu co było nie uniknione, usłyszeliśmy ciche jęki. Odsunąłem Carol od niego. Próbował wstać ale Lara go powstrzymala. Upadł tak jak leżał.
Anton coś powiedział po rosyjsku i poszedł w stronę Lary ale Jeremy go powstrzymał.
-To było nie uniknione! - Krzyknąłem.
-Wynoście się - powiedział Anton
-Jak chcesz.
Już kierowalismy się do wyjścia ale powstrzymała nas Carol.:
-Zostańcie .
-Ale... - Już chciał się zprzeciwić Anton
-Żadne ale , pomogli mi. Mimo wszystko że to miało taki skutek. Bez nich bym sobie nie poradziła. Pomóżcie mi go pochować, potem pójdziemy do domu, nakarmimy was i dopiero pójdziecie. Tak tylko mogę się odwdzięczyć.
-Dobrze ale to niepotrzebne.

Wykopalismy dół, zrobiliśmy krzyż i pochowalismy go. Mimo że go nie znałem zrobiło mi się smutno. Straciliśmy człowieka. Populacja przetrwalych ludzi zmniejszyła się. Chwilę w ciszy przeplatanej szlochami staliśmy tam. Po wszystkim Carol zaprowadziła nas do domu. W myślach myślałem że nie ma bezpiecznego miejsca na ziemi, bo to cholerstwo zawsze nas dorwie. A może się mylę. Tego nikt nie wie. Pożyjemy, zobaczymy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 11, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WędrówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz