Ciche miejsce

138 6 39
                                    

Iskender powoli otarł łzy spływając po jego twarzy, nerwowo przesuwając dłonią po brodzie.

Uciekła.

Właśnie pocałował kobietę, którą uważał za miłość swojego życia, a ona uciekła. Miał rację, że nie było dla niego miejsca w jej sercu. W jej oczach brakowało tego ciepła. Choć czasami miał wrażenie...

Ale to było tylko złudzenie. Odbłysk światła. Coś, co prawdopodobnie tylko chciał zobaczyć i uwierzyć.

Uwierzyć w coś, co tak naprawdę nie istniało.

Było tyle przesłanek. Tak bardzo chciał wierzyć, że coś się za nimi kryje, że wyolbrzymił ich znaczenie.

A teraz sprawił, że uciekła.

Porzucając myśl o powrocie do samochodu, obrócił się na pięcie, pozostawiając Cicek w samochodzie. Tam, gdzie należała - z dala od niego.

Do jego świadomości dotarł dźwięk komórki. Odrzucił połączenie i przyspieszył kroku. Musiał się odciąć, znaleźć spokojne miejsce i przetrawić sytuacje.

Musiał zniknąć. Choć na chwilę. Choć na moment spróbować odciąć się od jej spojrzenia, jej wpływu.

Musiał znaleźć własne ciche miejsce.

Musiał się odciąć, zanim zrobi coś głupiego.

Poruszając się szybkim krokiem, jak w amoku, pokonywał kolejne metry, aż w końcu prawie wpadł na stojącą przy ścieżce ławkę. Przesuwając dłonią po twarzy otarł kolejne łzy, które przysłaniały mu obraz i dostrzegł siedzącą na tej samej ławce dziewczynę.

Skulona, obejmowała ramionami nogi, ukrywając twarz w kolanach. Trzęsły się jej ramiona.

Płakała.

Iskender zamrugał i zanim się obejrzał, zajmował miejsce tuż obok niej. Nie wiedział, co go do tego popchnęło, ale nie chciał być sam.

Nie teraz, nie w tej chwili.

Nie wiedzieć czemu, dziewczyna uniosła głowę w tym samym momencie, w którym on opadł na miejsce obok niej.

Miał rację, płakała.

Była młoda, młodsza od niego. Nie wiedział jak dużo, ale nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia jeden, może dwadzieścia dwa lata. Nie sądził, żeby była młodsza, ale nie mógł być pewien.

I wyglądała, jakby ktoś właśnie złamał jej serce.

Przez chwilę patrzyła na niego nieprzeniknionym wzrokiem, a jej łzy powoli zaczynały wysychać. O swoich już nawet nie pamiętał.

- Nie wyglądasz, jakbyś potrzebował towarzystwa - odezwała się pierwsza, a jej głos brzmiał, jakby przepłakała wiele godzin. Był zachrypnięty i mokry, jakby płacz zwilżył jej struny głosowe.

- Ty również - stwierdził wpatrując się w nią z tą samą intensywną uwagą. Na jej twarzy niespodziewanie pojawił się cień uśmiechu, a po chwili chichotała już histerycznie.

- Współlokatorka podrzuciła marihuanę do mojej szafki, gdy władze akademika zrobiły nalot. Właśnie wyrzucili mnie ze stancji - wydusiła z siebie na wdechu, gdy już była w stanie opanować swój nienaturalny śmiech.

Wtedy to dostrzegł - torbę sportową i walizkę stojącą obok ławki. Zapewne cały jej dobytek.

- A jaka jest twoja historia? - Zapytała po chwili, gdy sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął papierosy, częstując ją jednym.

Palił rzadko. Uważał, że używki to oznaka słabości, ale wydawało mu się, że to odpowiednia chwila, by sobie pofolgować. Dziewczyna zawahała się przed sięgnięciem po papierosa i gdy usłyszał jej kaszel, zrozumiał dlaczego. Nie wydawała się być nawykła do dymu, więc jej historia mogła nosić znamiona prawdy.

- Właśnie straciłem złudzenia, że kobieta, którą kocham kiedykolwiek odwzajemni moje uczucie - dziewczyna uniosła brwi i wyrzuciła do kosza spalonego do połowy papierosa. Iskender zaciągnął się dymem i spojrzał w niebo. Gwiazdy były dzisiaj takie piękne.

- Przykre - westchnęła dziewczyna, obracając się w jego kierunku całym ciałem. Miała na sobie podarte czarne jeansy i szary sweter. Wyglądała na osobę, za którą się podawała - na studentkę mieszkającą w akademiku. Podejrzewał, że pracowała na podrzędnej posadzie - jako barista, czy sprzedawczyni w sklepie odzieżowym. Wcześniej nie zwróciłby na nią uwagi.

- Chociaż nie wyglądasz na kogoś takiego... - stwierdziła po chwili namysłu, wywołując u niego śmiech. 

- Na zakochanego idiotę? - Zapytał dla pewności, dopalając papierosa.

- Na kogoś, kto żywi się złudzeniami - odpowiedziała beznamiętnie, zmuszając go do przemyśleń.

Miała rację. Nigdy nie żył marzeniami, nie śnił o rzeczach niemożliwych. Zakotwiczył się w tu i teraz. Był realistą.

A Cicek była mrzonką, teraz widział to jasno i wyraźnie. Nie powinien był roić marzeń nie do spełnienia, powinien był wiedzieć, że nie ma przed nimi przyszłości. Nigdy nie było.

- Myślę, że przydałby nam się drink - stwierdził po chwili, skupiając całą swoją uwagę na delikatnych rysach twarzy nowo poznanej dziewczyny. Nie przypominała Cicek, nie przypominała też Arzu.

Właściwie nie przypominała żywej istoty.

Jej uroda przywodziła mu na myśl elfią księżniczkę, jakby zstąpiła na ziemię prosto z kart powieści Tolkiena. Podobało mu się to.

- W tej chwili stać mnie jedynie na tanie piwo w przydrożnym barze - stwierdziła, unosząc oczy do gwiazd z ironicznym uśmiechem na ustach.

- Piwo w przydrożnym barze, umowa stoi - skwitował Iskender, podnosząc się z miejsca i wyciągając dłoń w jej kierunku. - Iskender - przedstawił się z czarującym uśmiechem, na który udało mu się zdobyć.

Dziewczyna popatrzyła na niego przez chwilę, jakby zastanawiała się do czego to może doprowadzić, ale po namyśle podała mu rękę i skoczyła na równe nogi. 

- Inci - podała mu swoje imię, zaciskając palce na jego dłoni w mocnym uścisku.

Być może nie był to najlepszy dzień jego życia, ale wciąż miał życie.

Być może dla niej ten dzień również był porażką, ale chociaż wieczór był do uratowania.

Być może...

Ciche miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz