Opuszczeni przez Ludzkość

19 3 2
                                    

- Wróciłem, Ojcze!

Mieszkaniec małej chatki usłyszał głos swego syna, który wrócił z dość długiego wyjazdu do stolicy. Nie widział go kilka tygodni, zrozumiałe było więc, że leśniczy się za nim stęsknił. A działo się to dawno, dawno temu. Wówczas, gdy nasza rasa dopiero się rozwijała, a ludzie widzieli na co dzień przeróżne istoty, jak na przykład smoki, elfy, krasnoludy, czy w końcu Wūshi. Praktycznie wszystkie rasy mówiły na nich „czarodzieje" albo (nieco bardziej obraźliwie) "bezpłciowi czarnoksiężnicy". Jak możecie sobie wyobrazić, nie byli dobrze traktowani w owej krainie. A to z powodu pewnego wydarzenia z przeszłości, które teraz nie jest istotne...
Możecie się zastawiać, jak wyglądali przedstawiciele tych ras? Pozwólcie, że wam opowiem, zaczynając od ludzi. Nie byli wcale inni od nas. Ich ubiór zależał od miejsca zamieszkania oraz oczywiście ich reputacji. Włosy w przeciwieństwie do naszych mieli długie, co najmniej do barków. Nie przejmowali się zbytnio kłótniami innych gatunków, mając największe zaufanie do elfów. Ci natomiast, oszczędzali materiał na ubrania, ich styl był całkowicie inny od np. naszego. Każdy dorosły osobnik nosił długie włosy, ubierali się zazwyczaj w kolorach zieleni i brązu, rzadziej w szarości. Ich szczególną cechą były spiczaste uszy oraz nieśmiertelność, a dokładniej wiek. Naturalne u nich było, by przy wieku 2000 lat wyglądać jak nastolatek. Od niepamiętnych czasów nienawidzili krasnoludów. Oczywiście ze wzajemnością.

- Witaj w domu - rzekł Sam, nieco zajęty w kuchni.

Jego głos sugerował, iż trochę nie obchodzi go powrót syna, jednak prawda była taka, że po prostu miał ciężki dzień. W dodatku musiał jeszcze pójść narąbać drewna do pieca.

- Siadaj do stołu, Tamiel. Właśnie miałem wołać twoją siostrę.
Nastolatek podążył za prośbą, siadając przy drewnianym blacie, który pełen był już przeróżnych papierów, map, a po chwili znalazły się na nim jeszcze dwie miski z prostą strawą.
- Ojcze, mam pewną istotną sprawę do obgadania - młodzieniec zwrócił się do dorosłego. Chciał wymienić z nim parę zdań na temat bieżącej sytuacji w stolicy.

- Słucham cię, synu. Mów, cóż to za sprawa?

- Ostatnio w centrum kraju zjawia się więcej elfów, pomimo faktu, że to ludzkie miasto. Ponadto słyszałem, iż tamtejsze istoty z północy odchodzą i nigdy już nie wracają.

- Ciekawe... Dokąd zmierzają?

- Za Morze. Nie wiem gdzie dokładnie, jednak wiadomo mi od samego władcy, iż opuszczają tę ziemię.

- Hm... -zamyślił się przez chwilę, próbując przypomnieć sobie cokolwiek na temat elfów. -Nie znam się na tym zbytnio. Pójdę teraz jednak do lasu, zajmij się Delyth.

Po wypowiedzeniu tego, skierował się do lasu. Pomimo zmęczenia, ochoczo ruszył w głąb gąszczu leśnego. Bardzo przepadał za spacerami między drzew, wśród cichej fauny. Zatracał się wtedy w swoim własnym, wymyślonym świecie.

Nucąc powolną melodię, nie zauważył, że zbacza ze ścieżki. Nie wiedział także, iż był śledzony przez pewną osobę. Owa postać nosiła brązowo-zieloną szatę, oczywiste było więc, że była niemalże niewidzialna. Podążała za nim od drzewa do drzewa, z każdym krokiem żałując wyprawy ciemnowłosego, dopóki na horyzoncie nie zobaczyli starego, dawno uschniętego drzewa. Wiedział bowiem, do czego posunie się nasz protagonista.

- Na litość bogów, nie... - pomyślał niebieskooki, łamiąc sobie głowę, jakby tu go odciągnąć. Próbował przeróżnych zaklęć, jednak i to nie zmieniło dążenia upartego człowieka. Samiryll, bo takie miał pełne imię, zaczął przybliżać się do drzewa, nie zważając na powłokę ochronną rośliny.
Niespodziewanie, jego oczom ukazał się nie tylko wyrośnięty, suchy pień. Nie do końca wiedział, czy to iluzja, czy nie, aczkolwiek miał wrażenie, że widzi planety, zwierzęta, gdzieniegdzie nawet rośliny. Był teraz całkowicie świadomy tego, przed czym stał.

Moje nieudane pisarskie wypocinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz