Król Wyrosław Trzeci był wielce niezadowolony. Już od dłuższego czasu siedział na tronie, machał królewską nóżką, podpierał poradlone królewskie czoło królewską piąstką i myślał. Ba, „myślał"! Toż to niedomówienie. Król Wyrosław Trzeci się wręcz zamartwiał. Na swych wątłych barkach dźwigał przecież brzemię zapewnienia dobrobytu dla całego wielkiego narodu, całej Wielkiej Wolski!
– VVateusz! – krzyknął wreszcie władca. – VVateusz, gdzieś ty, mordo zdradziecka?! Ile mam czekać na ten raport?!
– Już pędzę, już biegnę, królu mój złoty! – Dało się słyszeć od strony podwórca.
Minister rzeczywiście pędził, a echo jego kroków odbijały nagie kamienie krużganków, łuków kolumnady i gotyckiego sklepienia. Król Wyrosław poprawił się niecierpliwie na tronie, przełożył ciążącą mu koronę na lewe ucho i czekał... czekał... czek...
– No ileż mam na ciebie jeszcze czekać, kanalio?! – ryknął wreszcie, nie wytrzymawszy.
– Jestem.
Władca Wolski aż podskoczył na głos, który wydobył się z Nienacka tuż zza tronu.
– A skąd żeś się, chytrusku, tam wziął? – spytał zaskoczony Wyrosław, zrywając się na równe nóżki. – Jak filip z konopi mi tu wyskakujesz? Czyś ty jest wariat, czy agent?
– No gdzież tam, agent?! – odparł zmieszany VVateusz. – Toż przecież przez Mierzeję Wiślaną, skrótem, żem przybiegł.
Król Wyrosław zmrużył czujne oczy, pogroził jeszcze czujniejszym paluszkiem i siadając na powrót na tronie rzekł:
– Ty mnie tu nie przekonuj że białe jest białe, a czarne czarne. Ale dość o tym. Gadaj, co z tą Wolską? Mamy już ten dobrobyt, czy nie?
– Mamy! – odparł bez wahania VVateusz. – No pewnie, że mamy. Taki... mamy dobrobyt, że... hej?!
Jego entuzjazm stopniowo topniał pod surowym spojrzeniem władcy, aż nie pozostał z niego nawet maleńki ogarek.
– Ty mi tu prawdę powiedz, jak ojcu na spowiedzi, programy socjalne działają?
– Tak, działają świetnie! – rozochocił się doradca. – Właśnie podnieśliśmy kwotę pięć tysięcy plus na dziesięć! Takie chwytliwe hasełko nawet nam wyszło: „dostaniesz od nas dychę, żebyś nie brał na krychę!" Dobre, nie?
– Jak, „dychę"?
– No, „dychę". Dziesięć tysięcy, znaczy się.
Król nerwowo potarł poradlone czoło. To, co usłyszał ewidentnie nie mieściło się w jego królewskiej głowie.
– Obrachowałem to sobie w pamięci, bo nieźle w pamięci rachuję, i wytłumacz ty mi tutaj: jak nas na to będzie stać?
VVateusz wyraźnie zmieszany, wyjął z kieszeni kiermany mały notesik w czarnej, skórzanej oprawie, wyciągnął z niego mały, czarny, ogryziony ołóweczek, którym przerzucił pierwszą stronę, drugą stronę, trzecią...
– No odpowiesz ty mi wreszcie, czy nie!? – huknął niespodziewanie Wyrosław, aż VVateuszowi ten mały, ogryziony ołóweczek z palców się był wymsknął i potoczył po marmurowej posadzce prosto pod tron.
– Podatki... podniosę? – Bardziej zapytał niż stwierdził minister.
– Jak to „podniesiesz"? – zdecydowanie zapytał władca. – Toż nie rozumiesz, że tak nie można? Nie da się wprowadzić wyższych podatków, bo Wolacy wysokich podatków nie lubią. Co nam zatem pozostaje?
CZYTASZ
Bajki Popromienne
Science FictionKilka szortów - czasem śmiesznych, czasem strasznych, ale o wspólnym mianowniku: "co się z nami stanie, gdy świat się skończy?". 1. Czerwony Kapturek 2. Stumilowy Las 3. Dorotka i blaszany D.R.W.4L 4. Śnieżka 5. Wolska i Smok