1.3

549 69 79
                                    

Kolejnego dnia Lan Zhan nie czuł się najlepiej. Choć zazwyczaj chodził wcześniej spać, tej nocy nie potrafił w ogóle usnąć i przeleżał w bezruchu kilka godzin. Cała ta noc była dla niego trudna. Brakowało mu Wei Yinga, brakowało mu jego dotyku, jego wieczornej paplaniny, jego planów na kolejny dzień. Bez niego zasypiało mu się ciężko, spało się jeszcze gorzej niż zasypiało, a poranki były bardziej bolesne niż przypuszczał, że mogą być.

Stał w kuchni przy blacie, zalewając ziarna kawy mlekiem. Patrzył, jak wszystko miesza się ze sobą, tłumiąc w sobie ochotę powrotu do łóżka.

Nigdy nie pił kawy zalewanej mlekiem, choć lubił osobno smak mleka i kawy - a do tego nie rozumiał mieszania mleka z wodą. Wei Ying zawsze krzywił się, gdy widział co jego chłopak pije każdego ranka, by się rozbudzić. Lan Zhan nie zawsze pił kawę, ale po tak ciężkiej nocy nie widział innego ratunku, by przetrwać kolejny dzień.

Była sobota, a to oznaczało, że nie miał wykładów i nie musiał pomagać wujkowi w pracy. Ten dzień był taki zwykły, cieszyłoby to go, gdyby spędzał go u boku swojego chłopaka, ale zamiast tego był pogrążony w ciszy ich chłodnego mieszkania.

Odkąd mieszkał z Wei Yingiem respektował jego zasadę: w każdy weekend jesteśmy tylko dla siebie, Lan Zhan.

Oderwał się od kubka w momencie, gdy zapukano do drzwi. Nie zdążył ich otworzyć, usłyszał tylko przekręcanie klucza w drzwiach. Nie miał wątpliwości do tego kto go odwiedził i po chwili w kuchni zjawił się nikt inny, jak sam Lan Huan.

Lan Zhan już przed mieszkaniem z Wei Yingiem dał swojemu bratu zapasowe klucze do mieszkania, gdyby zaszła taka potrzeba, by musiał się w nim zjawić.

Mężczyzna jak zwykle był ubrany całkiem prosto, a zarazem elegancko. Jego włosy były roztrzepane, a szeroki uśmiech nie schodził z twarzy.

Lan Zhan podziwiał go. Nie rozumiał do końca, jakim cudem jego brat może każdego dnia obdarzać każdego takim szerokim uśmiechem, szerzyć wokół dobrą energię i nigdy nikogo nie oceniał. To było coś, czego Lan Zhan nie opanował.

— Wpadłem zobaczyć co u ciebie, przyniosłem śniadanie. Wujek nalegał, żebym cię pilnował. Nie musiał, bo i tak bym to zrobił. — mężczyzna postawił przezroczysty pojemnik na stole. — Jiang Cheng je robił, mam nadzieję, że jest zjadliwe. — ostatnie słowa dodał ciszej, co nie uszło uwadze młodszemu.

— Co to w ogóle jest?

— Naleśniki!

— Nie lubię, a do tego nie wyglądają jak naleśniki. — Lan Zhan odstawił swój kubek na blat i podszedł do pojemnika, zdjął zieloną pokrywkę i spojrzał na jego zawartość. — Ja tego nie zjem.

Lan Huan przygryzł wargę, a lewą dłonią potarł swój kark. Zmieszały go słowa brata, ale ciężko mu było mu nie być stronniczym, gdy chodziło o jego męża.

— No wiesz... może nie wyglądają najlepiej na świecie, ale jestem pewien, że dobrze smakują. Nie możesz twierdzić, że coś nie jest smaczne bez spróbowania tego. — delikatnie przesunął pojemnik w stronę brata.

— Nie zjem tego, bracie. Nie ważne, jak będziesz mnie prosić, nie zjem tego. Jeśli potrzebujesz oddać pojemnik Jiang Changowi, to radzę ci się pozbyć jego zawartości. — był nieustępliwy w kwestii tego, co miał zjeść.

— Okej, wygrałeś bracie. Wszyscy wiemy, że Jiang Cheng okropnie gotuje, ale na jego obronę mogę powiedzieć, że Wei Ying też nie jest w tym najlepszy. Tylko Yanli potrafi świetnie gotować.

— Mhh, racja.

— Jak się czujesz z tym, że już jutro prawdopodobnie znów zobaczysz Wei Yinga w waszym mieszkaniu? — Lan Zhan westchnął, nie chciał, by ten temat znów był poruszany. Był pewny, że brat próbuje wyciągnąć od niego coś więcej, niż wyciągnął wcześniej od niego Jiang Cheng.

Amnesia | WangXianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz