Czułam jak coś łaskocze mnie po nosie. Pomyślałam, że to jakaś mucha, albo jakiś robak więc zaczęłam próbować szczepywać to z mojego nosa. Jednak na marne. Dlatego otworzyłam oczy, żeby spróbować zobaczyć co to takiego. I nie uwierzycie kto to był. To był David z różowym piórkiem w ręce.
- No wreszcie kochanie. - mówił seksownym głosem.
- Co? - mówiłam zaspanym głosem.
- Myślałem, że będę cię musiał łaskotać ciągle. - zaczął się delikatnie śmiać. Uwielbiam jego śmiech. To muzyka dla moich uszu. Mogłabym go słuchać godzinami. - Chodź do kuchni. Śniadanie gotowe. - mówił wstając z łóżka i kierując się w stronę drzwi. Gdy był już przy drzwiach oberwał ode mnie poduszką. - A więc chcesz się znowu wygłupiać? - ja tylko kiwnęłam głową dając mu w odpowiedzi, że tak. - No to się szykuj. - znów zaczął się śmiać.
Rzucił we mnie poduszką którą przed chwilą oberwał i wskoczył na łóżko. Lubiłam z nim bitwę na poduszki. Rzucaliśmy w siebie chyba z 15 minut. Następnie David przygwoździł mi ręce do łóżka. A ja zaczęłam się śmiać. No dobra. Przyznaje się. Od samego początku się śmieje.
- I co teraz, przyszła pani Malyp?
- Hmm. Ja nie wiem. To pan mnie trzyma.
- No dla mnie sprawa jest jasna, albo mnie pani przeprosi za rzucenie we mnie poduszki,... albo...
- Albo?...
- Naprawdę pani nie przeprosi?
- Naprawdę.
Przybliżył twarz do mojej i już wiedziałam, że chce mnie pocałować, więc zamknęłam oczy i... Po chwili zamiast pocałunku poczułam jak mnie łaskocze. Zaczęłam się mocno wić na łóżku. Trwało to z jakieś pięć minut. Ponieważ zadzwonił telefon Davida. Wstał i poszedł do łazienki skąd grała melodia jego telefonu. Gdy on poszedł odebrać telefon, ja wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Na ladzie kuchennej czekała herbata z kanapkami (szynka, ser i ogórki). Po około 10 minutach usłyszałam głos Davida.
- Van... Van... Vanessa.
- W kuchni.
- Widzę, że ktoś zgłodniał. - powiedział do mnie następnie całując mnie w usta.
- Aha. Kto dzwonił?
- Moi rodzice. Zapraszają nas na obiad.
- Fajnie. Na którą?
- Na 13:30.
- A która jest?
- 10:42, dlatego mamy mało czasu.
- E... Spokojnie. Zdążymy.
- No nim ty się ubierzesz...
- Hahaha. Zaraz ci coś zrobię.
- Też cię kocham. - pocałował mnie w usta i zabrał mi ostatnią kanapkę z talerza.
- Ej.
- Co? Kto zrobił kanapki? Ja. To chyba mi się należy trochę z twojego talerza?
- Niech ci będzie. Idę się umyć.
- Mogę iść z tobą?
- Nie. Bo tak to nigdy byśmy nie wyszli z domu.
Poszłam się umyć, ubrać, umalować i zrobić resztę.
- Wychodzisz?... Bo jest 12:07.
- Już. Łazienka wolna proszę pana. - powiedziałam otwierając drzwi.
