Poprawiałam gumkę która trzymała ciasny kok, na który zostały założone duże warstwy żelu i lakieru by żaden kosmyk w czasie tańca nie mógł się wydobyć. Po lekcjach moją twarz pokrywały warstwy potu, rozmytego makijażu który pozostał. Zarzuciłam kurtkę i powędrowałam ku wyjściu z budynku.
Na ścianach widniały zdjęcia wielu sławnych absolwentów szkoły. Każdy z nich zasłynoł w świece baletu. Niektórzy jako tancerze w teatrze, założyciele prestiżowych szkół baletowych, twórcy spektakli. I pośród tych wszystkich twarzy była ona
Jean Argent
Primabalerina teatru Bolszoj. To dzięki niej tak naprawdę nie porzuciłam życia w balecie.Wychodząc zetknełam się z różnicą temperatury która panowała na dworze. Poszukałam wzrokiem czarnego sportowego auta które miało mnie zawieść do domu.
- dzień dobry- powiedziałam.
Pan Whitemore odwrócił się do mnie odpowiadając mi tym samym a następnie ruszył z parkingu.***
Narzuciłam na siebie szary polar i poszłam w kierunku basenu. W ogrodzie zmieniłam kolor światła na lekki błękitny a następnie ścieżką poszłam w kierunku alkoholu. Wraz z szklanką whisky usiadłam na brzegu mocząc nogi w wodzie. Na dworzu było już ciemno połowa domów w okolicy miała pogaszone światła. Widziałam w oddali światła dochodzące z jednego z domów z sąsiedztwa. Połowa nastolatków spędzała właśnie tam czas pijąc za zdrowie Jennifer. Ja za to siedziałam pośrodku pół mroku paląc jednego papierosa oraz popijając to alkoholem. W każdym momencie mogę tam pójść, jednak nie potrafię porzucić szansy samotności którą rzadko mogę zasmakować. Wypuściłam dym z ust wpatrując się w niego jak najcenniejszy skarb. Poczułam wkońcu spokój, ciało przestało się spinać odczuwać stres. Bo byłam tylko ja pośrodku ciszy oraz samotności i mogłam poczuć się bezpieczna.