[zakończone]
Jeongguk jest spartaninem, który po zakończonej wojnie korynckiej osiedlił się w Koryncie by mieć pieczę nad wypełnianiem postanowień pokoju królewskiego.
Pewnej nocy w trakcie patrolu dostrzega młodzieńca o nieziemskiej urodzie, który...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Taehyung rozchylił powieki wyrwany z głębokiego, lecz krótkiego snu. Niechętnie podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając zaspane oczy. Rozejrzał się zamglonym wzrokiem po świątyni, która pogrążona była w mroku i przejmującej ciszy. Chłód panujący w jej murach przenikał go do szpiku kości, pokrywając jego nagie ciało gęsią skórką. Sięgnął po biały materiał, leżący u jego stóp, i pociągnął za niego chcąc okryć nim swoje zmarznięte ramiona, jednak ten ani drgnął. Młodzieniec przeniósł swoje spojrzenie w bok i dostrzegł, że tym co przytrzymywało tkaninę w miejscu było muskularne, nagie ciało śpiącego spartanina.
Mężczyzna spał na brzuchu z głową zwróconą w stronę Perły, którą miał ułożoną na swoim silnym ramieniu. Na jego ustach widniał delikatny uśmiech wywołany marzeniem sennym, a długie czarne włosy opadały na jego zamknięte oczy. Wyglądał tak spokojnie, że Taehyung nie miał serca wyrwać go z krainy, do której zabrał go Morfeusz. Postanowił dać mu jeszcze pospać i wyjść przed świątynię, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ale nim to zrobił przysunął się do niego i, wyciągając dłoń w jego stronę, odgarnął mu włosy z twarzy, zakładając je za ucho. Westchnął rozmarzony, podziwiając piękno swojego wojownika, i pochylił się, by złożyć czuły pocałunek na jego ustach. Ciepło, które poczuł na swoich drżących wargach, zalało jego wyrywające się z piersi serce, rozgrzewając zmarznięte mięśnie. Przeniósł swoją dłoń na plecy Jeongguka i, wciskając opuszki palców w każde najmniejsze wgłębienie, zaczął badać ich fakturę. Zjechał do jędrnych pośladków i zacisnął dłoń na jednym z nich, przez chwilę go masując, by następnie sięgnąć po skotłowany między jego nogami materiał i okryć jego ciało. Ucałował jego skroń, po czym z ciężkim westchnieniem podniósł się, biorąc w dłonie tkaninę, na której leżał. Narzucił ją na swoje ramiona, na których wciąż wisiały sznury pereł zdobiące jego tors. Okrył się nią szczelnie i ruszył w stronę wyjścia ze świątyni, po chwili opuszczając jej mury.