~Akcja rozgrywa się pomiędzy sezonem 3, a 4~
Po skończonym dniu pracy postanowiłam opuścić dom Agreste'ów i udać się do ogrodu. Wyszłam z posiadłości i zaczęłam iść alejkami. Przechadzając się podziwiałam piękne krzaki pełne róż oraz mnóstwo bujnej zieleni. Stanęłam przed dobrze znajomą mi postacią- Emilie, jej posągiem. Usiadłam na marmurze i zaczęłam wpatrywać się w kobietę.
Było mi okropnie. To ja po części doprowadziłam do tego wszystkiego. Z zamyśleń wyrwało mnie uczucie ciepła na swoich ramionach- był to Gabriel, który otulił mnie, powodując u mnie niepohamowany dreszcz.
-Och, szefie, co Pan tu robi?- zapytałam, a mężczyzna odsunął się i wziął mnie za rękę odciągając od posągu jego żony. Gdy byliśmy już za rogiem, powiedział:
-Cóż, domyśliłem się, że tu jesteś, tak więc przyszedłem.
-Tak? To już czasami nie mogę pobyć sama?- zapytałam, kiedy on przytulił mnie do siebie.
-Och, spokojnie. Oczywiście, że możesz, mój piękny pawiu.
-Motylku.- powiedziałam próbując pohamować śmiech.
-Hm, czy ja dobrze słyszałem, moja droga?- zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
-Myślę, że tak.- powiedziałam, a Gabriel złożył na moich ustach lekki pocałunek. Objęłam go i usłyszałam jego cichy głos, gdy wtulił głowę w moje ramiona.
-Jesteś cudowna, Nathalie.
Moja twarz przybrała rumieńców, po chwili objęłam mężczyznę jeszcze mocniej i zaczęłam głaskać jego kark. Staliśmy w ogrodzie wtuleni w siebie, opuścił już nas dawno profesjonalizm. Ludzie, którzy by nas nie znali widząc nas w tak nieformalnej sytuacji, uznaliby nas pewnie za ,,szczęśliwą i zakochaną parę" lecz rzeczywistość i los był bardziej okrutny, bo parą nie byliśmy, a w naszym życiu nie było miejsca na miłość. Przecież... Gabriel nadal miał chęć przywrócenia Emilie do życia. To po co on mi robił tą cholerną nadzieję? Nie... Po co ja robiłam sobie tą cholerną nadzieję? Najgorsze było to, że bez nadziei na wspólną przyszłość z Gabrielem nie mogłam żyć i nie potrafiłam jej w jakikolwiek sposób się pozbyć. Wiedziałam, że Gabriel wykonując te wszystkie gesty wobec mnie nie myślał racjonalnie i wcale nie było to na poważnie, bo oczywistym faktem było to, iż kochał swoją żonę. Tak, to była po prostu jego chwila słabości. Chwila, która pewnie mogłaby być piękna, ale również okropna, potrafiąca wszystko zrujnować. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że u mnie przeważała ta druga opcja. Znów mam tą nadzieję... O wiele większą nadzieję na ,,coś więcej", ale przecież to ,,coś" nigdy nie istniało i nie miało prawa istnieć.
Zdałam sobie sprawę, że gdy ja wraz z Gabrielem trafimy za mury rezydencji i przyjmiemy formę profesjonalizmu ta cała sytuacja, która wydarzyła się w ogrodzie będzie dla nas bardzo niezręczna. I nie myliłam się, mężczyzna podniósł głowę z mojego ramienia i smutno spojrzał na mnie, poczym odszedł zostawiając mnie bez słowa. Czułam juz tą niezręczność, to całe zażenowanie, bałam się przekroczyć próg jego domu. Błądziłam myślami w głowie szukając jakiegoś wyjścia, czułam się jak na jakiejś huśtawce emocjonalnej. Nie wiem, ile czasu mi to zajęło, ale wstałam i skierowałam się ku drzwiom. Szybko przeniknęłam do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz, poczym rzuciłam się na łóżko. Byłam i jestem idiotką, która myśli, wyobraża i wierzy w niewiadomo co.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, postanowiłam nie otwierać, ponieważ nie chciałam widzieć obrazu Gabriela na chwilę obecną. Ale, co jeśli to jest Adrien? Ruszyłam w stronę drzwi i zapytałam:
-Słucham?
Po sekundzie usłyszałam głos nastolatka i odrazu go wpuściłam. Jego widok mnie rozczulił, przyszedł do mnie z filiżanką ciepłej herbaty i postawił ją na stoliku.
-Witaj, Nathalie. Jak się czujesz?- odezwał się blondyn.
-W porządku, dziękuję. A Ty, Adrienie?- powiedziałam i przeklęłam w myślach swoją głupotę, ponieważ nie umiałam zatuszować w jakikolwiek sposób swojego smutku, mimo że uśmiechałam się szczerze wobec chłopaka. Jest on kochanym dzieckiem.
-Widzę, że nie jest dobrze, Nathalie, ale nie będę Cię zmuszał do rozmowy. Jeśli będziesz miała siłę i czas, to ja chętnie przyjdę i Cię wysłucham. Do widzenia, Nathalie!- powiedział radośnie.
-Dziękuję mój drogi, do zobaczenia.- powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się i wyszedł. Wzięłam do ręki filiżankę i napiłam się kilka łyków, ale resztę musiałam odstawić ze względu na dziwne uczucie w gardle uniemożliwiające dalsze połykanie cieczy. Bolało mnie serce fizycznie ale również duchowo. Moje serce było podzielone na pół- jedna część pragnęła Gabriela, a druga wręcz przeciwnie, zabraniała jego bliskości. Umową lojalności była Emilie. Nie mogłam złamać tej przysięgi, już i tak częściowo ją złamałam całując szefa...
Uwielbiałam bliskość Gabriela nawet, jeśli ograniczała się ona do położenia dłoni na ramieniu, przeniesieniu mnie na rękach bezpiecznie na fotel po każdej nieudanej akcji pod postacią Mayury. Natomiast z drugiej strony, cały ten jego dotyk sprawiał mi cholerny ból, mając na uwadze Emilie, nie mogłam odebrać jej szczęścia.***
Kocham Cię, Gabriel. Tak bardzo Cię kocham. Czułam pod powiekami wilgoć, uśmiechając się smutno oparłam głowę o poduszkę i usnęłam.
Cześć, moi drodzy! Tak więc, oto pierwszy rozdział mojej książki. Mam nadzieję, że się spodobało, do zobaczenia! ;)
CZYTASZ
Zawsze będę przy tobie (GABENATH)
Fanfiction"-Przecież zawsze byłam bez serca.- odparła powoli zsuwając się na ziemię.- Zawsze byłam bez uczuć, prawda?! Kochanie Ciebie, Gabrielu było tylko wymysłem, tak?- dodała po chwili, a z jej oczu popłynęły łzy. -Nie opuszczaj mnie Nathalie, proszę..."