Matteo siedział na krawędzi drewnianej ławki, trzymając w dłoniach słoik z motylem. Czuł, jak jego serce bije szybciej niż zwykle, a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Obserwował, jak złociste skrzydła motyla poruszają się z każdą próbą ucieczki. W głębi duszy wiedział, że motyl powinien być wolny, ale pragnienie droczenia się z Isabelle było silniejsze.
Charlotte Rossi stała kilka kroków od niego, z zaciśniętymi pięściami i miną pełną determinacji. Była brązowowłosą, nieco zamyśloną dziewczynką, ale gdy chodziło o motyle, stawała się niezłomna i pełna pasji. Motyle były dla niej czymś więcej niż tylko owadami – były symbolami piękna i delikatności, których nie wolno było niszczyć. Charlotte miała do nich niemal dziecięce przywiązanie i znała o nich niemal każdą drobnostkę.
– Matteo, wypuść go – powiedziała spokojnie, ale w jej głosie dało się wyczuć nutę groźby.
Matteo spojrzał na nią, próbując ukryć rozbawienie, choć z trudem powstrzymywał śmiech.
– Dlaczego miałbym? – zapytał z szelmowskim uśmiechem, unosząc słoik tak, aby Charlotte nie mogła do niego dosięgnąć. – To tylko motyl, Char. Nawet nie zauważy, że tu jest.
Charlotte zacisnęła zęby i podeszła krok bliżej, jej oczy błyszczały gniewem.
– Dla ciebie może to tylko motyl, ale dla mnie to coś więcej! Każdy z nich jest wyjątkowy. A poza tym, ten motyl nazywa się litolistek cytrynek i wcale nie jest taki zwykły! To jeden z niewielu, który potrafi przetrwać zimę w opadłych liściach – dodała, wyciągając dłoń w stronę słoika.
Matteo tylko wzruszył ramionami, przewracając oczami. Nie rozumiał tej jej fascynacji. W jego oczach motyle były zwykłymi stworzeniami, które przemijały z nadejściem chłodów. Jednak Charlotte patrzyła na niego z takim zapałem, że nawet on, choć nie lubił tego przyznawać, zaczynał zastanawiać się, czy może coś mu umyka.
– Powiedz mi, Char – zaczął powoli, zadziornie się uśmiechając – co takiego jest w tych twoich motylach? Dlaczego są dla ciebie takie ważne?
Charlotte spuściła wzrok na chwilę, jakby szukała odpowiednich słów.
– Motyle są delikatne, ale mają w sobie siłę. Przetrwają nawet najgorsze zimy. Wydają się takie kruche, a jednak potrafią przeżyć tam, gdzie inne stworzenia by zginęły. Tak jak ten litolistek cytrynek – powiedziała z ciepłem w głosie, wyciągając rękę do Matteo. – Proszę, wypuść go. To nie jest zabawka.
Przez chwilę na twarzy Matteo malowało się zawahanie. Choć uwielbiał drażnić się z Charlotte, coś w jej słowach go poruszyło. Może naprawdę ten motyl zasługiwał na wolność? Przez ułamek sekundy poczuł, jakby rozumiał jej pasję. W końcu jednak westchnął ciężko, a jego twarz przybrała udawany wyraz obojętności.
– Dobra, dobra, jak sobie chcesz – mruknął, odkręcając słoik.
Motyl wzbił się w powietrze, rozpościerając złociste skrzydła i unosząc się nad nimi. Charlotte patrzyła na niego z zachwytem, a jej twarz jaśniała. Dla niej była to mała chwila szczęścia – chwila, której nikt inny nie rozumiał tak dobrze, jak ona.
Pięć lat później
Charlotte i Matteo dorastali razem, choć ich relacja wcale nie stała się prostsza. Wciąż byli jak woda i ogień, nieustannie się przekomarzali i nie potrafili dogadać. A jednak coś ich do siebie przyciągało, nawet jeśli oboje starali się tego nie przyznać.
Matteo z czasem przestał być chłopcem ciekawym tylko psot, choć nadal miał w sobie nutę buntownika. Teraz, jako nastolatek, szukał swojej drogi i próbował odnaleźć się w świecie, który nie zawsze był dla niego łatwy. Charlotte natomiast jeszcze bardziej pogłębiła swoją pasję do natury i zaczęła marzyć o podróżach i odkrywaniu nowych miejsc, gdzie mogłaby poznawać nieznane gatunki motyli. Była coraz bardziej zdeterminowana, aby iść własną ścieżką, a jej marzenia stawały się coraz bardziej ambitne.
Pewnego letniego popołudnia Matteo i Charlotte spotkali się przypadkiem nad rzeką, gdzie często się bawili jako dzieci. Słońce schylało się ku horyzontowi, a powietrze było przepełnione zapachem polnych kwiatów. Charlotte ostatni raz siedziała na brzegu, wpatrując się w wodę, jakby szukała tam odpowiedzi na jakieś głębokie pytanie.
Matteo przyszedł cicho, bez słowa, i usiadł obok niej. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, obserwując, jak ostatnie promienie słońca odbijają się od powierzchni wody.
– Char... – zaczął w końcu, przerywając ciszę.
Charlotte spojrzała na niego, unosząc brwi w zdziwieniu.
– Hm? – spytała, czekając na jego słowa.
Nathaniel wydawał się przez chwilę zakłopotany, jakby nie wiedział, co chciał powiedzieć. W końcu jednak westchnął i wyrzucił z siebie:
– Czy ty naprawdę myślisz, że te wszystkie motyle, które tak kochasz, mogą dać ci coś więcej niż tylko chwilę zachwytu? Czasem się zastanawiam... czy nie tracisz czasu na coś, co jest takie nietrwałe.
Charlotte spojrzała na niego z powagą, jakby jego pytanie rzeczywiście ją poruszyło.
– Może motyle są nietrwałe – odparła cicho. – Ale to, co czuję, gdy je obserwuję, pozostaje na zawsze. One przypominają mi, że życie, choć krótkie, jest piękne. I że nie warto go zmarnować.
Matteo patrzył na nią przez chwilę w milczeniu. W jej oczach widział pasję, której sam nie do końca rozumiał, ale zaczynał doceniać. Czuł, że Charlotte zawsze była inna niż reszta, że żyła w zgodzie z własnymi marzeniami, nawet jeśli inni tego nie rozumieli.
Ich rozmowa tego dnia była inna niż wszystkie wcześniejsze. Choć nadal byli różni, zaczynali dostrzegać w sobie nawzajem coś więcej niż tylko irytującego sąsiada z dzieciństwa. Być może los miał dla nich inne plany, a ich drogi, choć często się rozchodziły, były skazane na to, by się krzyżować.
CZYTASZ
𝕋𝕣𝕒𝕡𝕡𝕖𝕕 𝕚𝕟 𝕪𝕠𝕦𝕣 𝕨𝕠𝕣𝕝𝕕
Teen FictionWystarczyła jedna noc, żeby świat Charlotte stanął na głowie. Impreza, na której miała się bawić i odreagować, przerodziła się w coś więcej, gdy los zderzył ją z kimś, kogo znała od dzieciństwa - nieprzewidywalnym, tajemniczym chłopakiem, z którym k...