George siedział w aucie i co chwilę wyglądał przez szybę. Zacisnął ciasno skrzyneczkę którą trzymał na kolanach, a jego dłonie pociły się niemiłosiernie. Stresował się jak nigdy. Może nie było to nic złego. Ale i tak. To było przytłaczające że znowu jechali pod te same drzewo. Brunet, przypomniał Sobie ten pamiętny dzień.
By jakoś się rozluźnić, i wydostać z tych tlących się wspomnień w jego głowie, włączył radio i podgłośnił delikatnie.
Loving you (Always forever love you) is the thing that I've planned
For a very long time (Always forever love you)
Me with you, you with me, we as one
Pamiętał tą piosenkę. Pamiętał zbyt dobrze. Zmarkotniał, przypominając Sobie wszystko mimo że próbował odeprzeć te wspomnienia.Poczuł dłoń na swojej. Podniósł wzrok, by spojrzeć na jego twarz. Natychmiast, rozluźnił się co nieco.
W końcu obiecali Sobie, i brunet na prawdę wierzył że ta smutna styuacja z przeszłości która odbiła piętno na jego psychice, już nigdy się nie powtórzy. A rana powoli goi się z każdym dniem spędzonym z jego narzeczonym. Widząc jego spokojną twarz i leniwy uśmiech, nabrał spokoju.
Odetchnął, i znowu spojrzał na drogę, pewniej trzymając skrzyneczkę z oczyszczonym umysłem, wsłuchał się w muzykę
Love together (Always forever love you) for a very long timeLoving you...
* * *
Słońce grzało niemiłosiernie. Można by zgadywać że było aż 34 stopnie w słońcu, a niebo było niebieskie bez żadnych białych plam na nim. Po prostu idealna pogoda by wyjść na świeże powietrze.
-Hej, chodźmy tam! - Mały chłopiec podbiegł do bruneta i pociągnął go w stronę na którą wskazywał palcem.
Pole zboża mieniło się w słońcu, dając złudzenie, jakby było ze złota. Chłopcy wskoczyli, kładąc się na ziemi i śmiejąc się głośno. George uśmiechnął się leniwie, i podniósł do siadu, odwracając się w stronę kolegi. Gdy ujrzał jego uśmiech, jego serce zakuło delikatnie. Był on jedynym jego przyjacielem, lecz wydawało mu się niemożliwe by zatrzymać go przy Sobie na zawsze, prawda..?
Spuścił lekko głowę, i poddał się dzielonym wspomnieniom. Brunet poznał Clay'a w pobliskim przedszkolu, około 6 miesięcy temu. Clay był jedyną osobą która do niego podeszła i zaczęła rozmowę. Już od początku świetnie się dogadywali, i pomagali Sobie nawzajem. Bawili się razem. Czasem nawet spędzali czas poza przedszkolem razem. Wydawali się nierozłączni. Jak bratnie dusze, które były stworzone idealnie dla Siebie. Ostatnio ich rodzicielki złapały lepszy kontakt, widząc ich rozkwitającą przyjaźń. Mama Georga była szczęśliwa, gdy syn wrócił z przedszkola z podekscytowaniem opowiadając swój pierwszy dzień, i to jak zaprzyjaźnił się z blondynem. Było im razem dobrze. Wręcz idealnie, jak na przyjaciół przystało.
-Hey Gogy, nie odlatuj mi tu jak coś do Ciebie mówię. - Clay właśnie machał mu swoją małą rączką przed twarzą by wyciągnąć go ze wspomnień.
Czekaj, jak on go nazwał? Gogy? Przecież tyle razy mu mówił żeby tak go nie nazywał! Kilka dni później, po pierwszym spotkaniu, nadali Sobie ksywki które tylko oni mogą wypowiadać do Siebie. Chociaż brunetowi nie spodobała się myśl że on będzie nazywany ,,Gogy''. Co to, to nie! Według niego było to głupie, i już wolał by mówił mu po imieniu. Bez wahania pacnął go lekko w głowę.
-Ała! A to za co było?!- Krzyknął blondyn oburzony, i pomasował się po głowie. -Ile razy mam ci mówić, żebyś tak na mnie nie mówił? -
-Ale jak ty mówisz do mnie Dream, to jest okej? - Zielonooki podniósł lekko głos i naburmuszony, odwrócił się plecami.
No co. Dream, idealnie pasowało do niego, więc George nie wiedział co jest w tym tak złego. Sam nie wiedział czemu wymyślił mu akurat taką ksywkę, ale jakoś tak wyszło.
-Dobra dość, co chciałeś mi powiedzieć?- George szybko zmienił temat, wiedząc na co stać przyjaciela kiedy się już rozkręci, i to na dobre.
-Że mam dla Ciebie prezent, ale jak zwykle musiałeś odpłynąć- Burknął, i odwrócił się do swojego plecaka. Brunet na wzmiankę ,,odpłynąć'' pokręcił tylko oczami, i skupił się już na rozmowie.
Clay wyciągnął małą, drewnianą skrzyneczkę. Gdy ją otworzył, wyjął z niej dwa breloczki. Jeden, w kolorze ciemnego granatu z zawieszką w kształcie księżyca, i drugą złotą, z zawieszką w kształcie słońca. Podniósł nadgarstek Georga, i zapiął tą ze słońcem. Brunet od razu skojarzył słońce właśnie z Dream'em. To on był takim jego małym słoneczkiem, które dało mu nadzieje i rozjaśniło jego życie. Bodajże drugi breloczek miał być symboliką księżyca ponieważ bez słońca, nie było by księżyca. Inaczej... bez Dream'a nie było by Georga. Wracając do rzeczywistości, brunet natrafił na bardzo dziwny widok. Widząc Clay'a który uporczliwie stara się samemu zapiąć bryloczek, był przekomiczny. Brązowooki nie mogąc już dłużej znieść tego widoku, litościwie podał pomocną dłoń. Przejął breloczek i sprawnie zapiął na nadgarstku przyjaciela. Blondyn spojrzał z wdzięcznością, i wrócił wzrokiem do swojej bransoletki myśląc nad czymś intensywnie. Po chwili podniósł wzrok, i spojrzał mu w oczy.
-George, złóżmy obietnicę...- Złapał go za rękę na której miał bransoletkę, i mówił dalej. -...że ty, i ja, będziemy już przyjaciółmi na zawsze, w każdej chwili pomożemy Sobie nawzajem, i nigdy nie opuścimy nie ważne z jakiego powodu. - Clay, uśmiechnął się z uczuciem widząc jak brunetowi zaszklił się oczy. Tak. Obietnica to był świetny pomysł.
-O-Obiecuje..- Powiedział załamanym głosem, i otarł drżącą ręką łzy szczęścia. To był chyba jego najcudowniejszy dzień w życiu, o którym już nigdy nie zapomni. Siedzieli w ciszy, z wielkimi uśmiechami na twarzy, i zalani łzami szczęścia. Było idealnie, że nie mogło już być lepiej. I to szczęście będzie trwać już na zawsze. Bo będzie.
Prawda..?
Nie zdając Sobie sprawy jakie mogą być tego skutki.
Połączeni obietnicą,
Nie zdając Sobie sprawy jak silna więź ich łączy,
Obiecali Sobie,
Być ze Sobą razem na zawsze.
