Sicheng czekał, ale jego wytrwały jak dotąd wielbiciel nie przychodził. Początkowo sądził, że zwyczajnie się spóźnia – dotychczas nie przepuścił ani jednego weekendu wizyt, więc dlaczego nagle miałby to zrobić? Po kilku godzinach ćwiczeń Dong miał już jednak zwyczajnie dość. Coś jakby na kształt niepokoju powoli brało jego serce w objęcia, choć nie był do końca pewien, dlaczego. Ot, mała mucha w końcu dała sobie spokój z bzyczeniem obok niego, przecież powinien się cieszyć! A jednak nie cieszył się w ogóle, dodatkowo karcąc się w myślach za nazwanie mężczyzny muchą, kiedy Ten więcej miał wspólnego z motylem.
Ciężko było mu się przyznać przed samym sobą, jak bardzo polubił wizyty gadatliwego księgowego i że właśnie czuł się zawiedziony jego brakiem odwiedzin. Wiedział, że ze strony drugiego był to po prostu flirt, a nie chęć zawiązania głębszej relacji. Nie winił go; ludzie potrzebują i tego typu kontaktów. Po prostu większość osób była zazwyczaj zainteresowana jego ciałem i tym, co potrafił z nim robić, a nie samym Sichengiem i być może gdzieś podczas przekomarzania się z towarzyskim mężczyzną najzwyczajniej wyrobił sobie jakieś strzępy nadziei.
Nie dziwił się Tenowi, jeśli po prostu mu się to znudziło. W końcu ile można być odrzucanym? Na tę myśl, jak nigdy, zachciało mu się odwiedzić bar w głównej sali. Szybko zebrał swoje rzeczy i skierował się pod prysznic, skąd, już odświeżony, udał się do swojego niewielkiego lokum. Nie chciał straszyć klientów Qian przepoconym strojem do ćwiczeń.
Wkrótce już siedział na stołku przed kontuarem, a Yibo z nieco złośliwym uśmieszkiem podawał mu szklankę whiskey.
— Rzadki widok, żebyś tu przesiadywał — skomentował.
Sicheng jedynie zmierzył go spojrzeniem i wychynął całą zawartość jednym haustem.
— Lej następną.
— Wyglądasz na niezadowolonego — stwierdził Yibo, zabierając szklankę. — Twój wielbiciel odpuścił?
— Po pierwsze: nie mam żadnego wielbiciela. Po drugie: co cię to obchodzi? — odparł Sicheng, unosząc brew.
— Jesteśmy przyjaciółmi, idioto. Myślisz, że jestem głupi albo cię nie znam? On leci na ciebie, to jasne jak słońce, ale skoro ty do tej pory pozwalałeś mu przesiadywać u siebie, to znaczy, że go lubisz.
Dong nie odpowiedział. Obracał szklankę w dłoni i obserwował ruch alkoholu po ściankach naczynia.
Tak, lubił go. Ale co to zmieniało, jeśli drugi już zdążył się znudzić? Każdy normalny człowiek by się znudził.
— To moja dobra rada — dodał szatyn, kiedy kilkanaście minut później lał Sichengowi następną szklankę — powinieneś chociaż spróbować się otworzyć na innych ludzi. Nie każdy zainteresowany jest jak Yuta.
Sicheng skrzywił się na to imię.
— Pewnie tak.
Godzinę później był już przyjemnie wstawiony – nie pił często, ale całkiem lubił uczucie, jakie dawał krążący w krwioobiegu alkohol. Czuł się lżejszy i nieco bardziej w humorze na socjalizowanie się – nawet przez chwilę posłuchał plotek, które zebrał Yibo, obserwując ludzi przy barze, co raczej rzadko miało miejsce.
CZYTASZ
Killshot | tenwin
FanfictionTen chciał tylko na nowo się kimś zainteresować. Pech, że padło na równie seksownego co niedostępnego tancerza. lub Krótka historia rosnącego napięcia seksualnego w akompaniamencie cichych rozmów przy barze i ulubionego alkoholu. tenwin; smut; top!S...