Nim rozpocznę tę jakże fascynującą opowieść, przypomnę, że są to działania bardzo amatorskie, dlatego jeśli już udało Ci się tu trafić, będę bardzo wdzięczna, jeśli poprawisz zauważony przez siebie błąd. Ze skruchą przyznaję, że niczego nie sprawdzałam i dałam się ponieść fali szalonego natchnienia.
Zanim stałem się sławny, pracowałem na taśmie w przetwórni rybnej. Była to robota żmudna i słabo opłacalna. Wszystkie moje dni wyglądały tak samo, a ja traciłem już nadzieję na lepsze jutro.
Tamtego dnia jak zwykle o dziewiętnastej trzydzieści wsiadłem do jedynej punktualnej okejki. Byłem bardzo zmęczony, dlatego pozwoliłem sobie przysnąć w trakcie drogi.
Niestety, w połowie trasy obudziłem się, czując na sobie uporczywe spojrzenie. Wnętrze pojazdu było niemal puste, jeśli nie liczyć kierowcy, pochrapującej staruszki z wąsem i dziewczynki kurczowo ściskającej plecak. To właśnie ona wpatrywała się we mnie złotymi oczami.
Wzdrygnąłem się. Mogła mieć około dwunastu lat, choć sprawiała wrażenie starszej i bardziej niż "nastoletnia" kojarzyło mi się z nią słowo "prehistoryczna".
Wychrypiałem ciche pytanie "Kim jesteś?" i mimo, że wydawało mi się absurdalne, koniecznie chciałem poznać na nie odpowiedź.
- Tworzę marzenia, tworzę pragnienia, tworzę historie - chociaż nie poruszała ustami, jej lekko senny, słodki głos rozbrzmiewał w moim umyśle, pozostawiając w nim dziwne drgania.
Uśmiechnęła się w sposób, który nawiedzał mnie w koszmarach do końca życia i odwróciła głowę w stronę okna.W jednej chwili poczułem nieprzemożoną ochotę pisania. Mógł to być wiersz, artykuł, książka - cokolwiek. Ze zdumieniem odkryłem, że w głębi duszy od zawsze chciałem zostać pisarzem. Zdrowy rozsądek zaczął się kłócić z resztą mojego jestestwa. Przecież nigdy wcześniej nie miałem takich myśli.
Walczyłem z tym wiele lat i mimo szczerych chęci, powoli przegrywałem. Najpierw rzuciłem pracę w przetwórni (gdzie nawet rybny smród nie zdołał zniechęcić mojej prześladowczyni i zawsze kątem oka widziałem złoty błysk złowieszczych oczu), by znaleźć kolejną w księgarni.
Obcując na co dzień z książkami, zadałem sobie pytanie "czemu by nie napisać własnej?" i w ten sposób poległem. Właściwie byłem przekonany o klęsce już pamiętnego dnia, gdy wysiadając nadeszło na mnie zrozumienie, że natrętne myśli są sprawką tej niepozornej dziewczynki. Właściwie to Tego Czegoś, co w tamtej chwili nią zawładnęło.Babcia, która mnie wychowała, wielokrotnie snuła opowieści o zwodniczych nimfach lub innych stworach - imitujących ludzi, kuszących wielorakimi dobrami, by ostatecznie zabić. "Czy one zabrały mojego tatusia?" pytałem wtedy, a babcia milkła i nie odzywała się aż do kolejnego posiłku. Raz tylko w złości krzyknęła, że zwiodły go bogactwem za granicą i pięknem "tej fałszywej latawicy" jak to się wtedy wyraziła. Podświadomie jednak czułem, że spotkana przeze mnie istota była znacznie potężniejsza.
W każdym razie zostałem pisarzem i od tamtej pory pozbyłem się tych natarczywych myśli. Któregoś dnia na spotkanie autorskie przyszła do mnie wysoka ciemnowłosa kobieta o złotych oczach. Tym razem się nie bałem.
- To była w miarę dobra historia - powiedziała, a ja byłem pewny, że wcale nie chodziło o moją książkę.Jako genezę tej opowieści dodam zapisanego w dniu jej powstania snapa, który mniej więcej opisuje mój ówczesny nastrój. Wizja statku z herbatą w jednej chwili przekształciła się w przetwórnię rybną, a później to już nawet nie myślałam.
CZYTASZ
Szmira, Czyli Filozofia Według Avesha Rashesha Nona
Short StoryLubię historie, a one wykorzystują to i nawiedzają mnie w najmniej odpowiednich momentach. Większość z nich miga mi przed oczami jako klatki nigdy niepowstałych filmów, niektóre zostają na dłużej. Zazwyczaj też nie mają większego sensu, ale szkoda m...