- Cholera, może ktoś wyłączyć słońce?
Mruknąłem cicho pod nosem, siadając na łóżku. Przetarłem oczy, ziewnąłem i spojrzałem na zegarek. Pokazywał wpół do siódmej, powinienem wstawać. Zaczynamy dzisiaj rok szkolny, mamy też pierwsze zajęcia praktyczne. Ani ja, ani Amadeusz nie mamy pojęcia, co będziemy na nich robić. Lilii nie pytaliśmy, z wiadomych powodów. Przywitałem się krótko ze współlokatorem, wstałem i poszedłem do łazienki. Gdy wróciłem, Amadeusz patrzył na mnie dziwnie.
- Coś się stało? Mam coś na twarzy? - Zaśmiałem się, wyciągając ubrania z walizki. Ciągle czułem na sobie jego wzrok, więc zapytałem jeszcze raz. Wtedy zrozumiałem.
- Cholera, nie mam soczewek.
Miałem wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg, gdy szukałem ich najpierw na szafce nocnej, a potem w walizce. Przekląłem, nie mogąc znaleźć nawet zapasowej pary. Szlag by to trafił.
Wybiegłem do części wspólnej naszego pokoju, małego saloniku z przedpokojem i, po chwili zastanowienia, zapukałem w drzwi sypialni Lilii. Usłyszałem huk, jakby coś rozpadło się o szafę. Swoją drogą, prawdopodobnie właśnie to się wydarzyło. Po chwili stała przede mną, w całej swej wkurwionej okazałości, Lilianna.
- Czego? -Warknęła. Podniosła na mnie wzrok i jej spojrzenie zmieniło się diametralnie w ciągu zaledwie kilku sekund. Zdenerwowanie spłynęło z niej jak za dotknięciem różdżki, brunatno piwne oczy nabrały dziwnego, nienaturalnego dla nich wyrazu. - Oj, czego chciałeś?
- Widziałaś gdzieś moje soczewki? Nie mogę nigdzie znaleźć swoich soczewek. A tak przecież nie mogę pójść, nie do szkoły, nie bez moich soczewek. - Głos lekko mi drżał, przyznaję, ale faktycznie, nie mogłem tak pójść. Co oni o mnie pomyślą, pomyślałem, wyrzucą mnie? A co, jeśli..
- Jess! - Odwróciłem się. Za mną stał Amadeusz, oparty o framugę drzwi. Był już ubrany, podobnie jak wczoraj, w cienki, brązowy golf i ciemnie spodnie. Podeszwy skórzanych butów dźwięcznie stukały o podłogę, gdy do mnie podchodził, w ręku trzymając...
- Moje soczewki! - Krzyknąłem, od razu za to przepraszając. Amadeusz pokiwał tylko głową, dając mi malutkie pudełeczko. Zanim udałem się do łazienki, spojrzałem na niego, niemo dziękując za znalezienie zguby. W jego oczach znalazłem coś, co przypominało zrozumienie - wtedy jeszcze nie wiedziałem, dlaczego tak na mnie patrzył. Tak samo patrzyła na mnie Lilia, gdy chwilę później stanęła tuż obok nas, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nikomu nie powiem. - Mruknęła, wracając do siebie. Amadeusz po chwili także odwrócił się, wracając do naszego pokoju. Drzwi zamknęły się za nimi z ledwo słyszalnym skrzypem.
****
Klasa, w której mieliśmy swoją pierwszą lekcję, była zaskakująco mała. Zmieściłoby się w niej może z dziesięć, maksymalnie piętnaście osób. Była jednak aż zbyt duża, patrząc na to, że było nas w niej tylko pięcioro. Cała trójka z mojego pokoju, a więc ja, Amadeusz oraz Lilia, plus nasz nowy wychowawca, Pan Whitecross z.. córką? Gdy weszliśmy stał przy biurku, opierając się o nie, w jednej ręce trzymając kieszonkowe wydanie jakiejś powieści Kinga. Mała, na oko pięcioletnia dziewczynka, siedziała na fotelu za biurkiem, pewnie malując po jego dokumentach ołówkiem. Pan Whitecross zdawał się nie zwracać na to zupełnie uwagi. Gdy nas zauważył, uśmiechnął się do nas i, po chwili, skinął w stronę ławek. Usiedliśmy, nie do końca wiedząc, co teraz. Żadne z nas nie miało podręczników, żadne z nas nie miało zeszytów. Jedynie Amadeusz miał przed sobą jedno ze swoich ogromnych tomiszczy, na razie jednak zamknięte, z szacunku do nauczyciela. Pan Whitecross odłożył swoją powieść, poprawił włosy tak, żeby nie wpadały mu do oczu i usiadł na biurku, patrząc na nas. Dalej lekko się uśmiechał, gdy zaczął mówić.
CZYTASZ
Pokój nr. 247
AdventureWszyscy rodzą się pod jakimś znakiem - konkrety nie są tutaj aż tak bardzo istotne. Nikt raczej nie będzie cię odtrącać, bo jesteś koziorożcem zamiast bykiem, gdyż liczy się nie sam znak, a żywioł. Żywioły są cztery, podstawowe - Woda, Ogień, Ziemia...