Prolog

5 0 0
                                    

Londyn 2019

TARDIS szybował wysoko nad Londynem. Doctor stał w nim i kończył swoją pożegnalną mowę. Czuł silne bóle przedregeneracyjne. To już było tuż tuż. Następny Doctor nadchodził. Już był blisko... 14 Doctor - siwy Szkot - już go czuł.

- Doctorze... Pozwalam ci odejś...

W tym momencie statkiem wtrząsnęło. Doctor zatoczył się na konsolę i ledwie utrzymał równowagę. Następnie przez statek przeszła niebieska fala energii. Następne co pamiętał, to ciemność...

¤¤¤

Rose właśnie wyszła z domu. Planowała spędzić ten dzień ze swoim mężem - który powstał z ręki jej ukochanego - ale nie mogła. Miała dziwne przeczucie. I po prostu czuła, że mimo wszystko to nie był on. Może to było samolubne. Byli już ze sobą kilka dobrych lat... z 9. I mieli 8-letniego syna, Johna. Mieszkali u jej rodziców, jako jedna rodzina. Ale to jej nie wystarczało. Niby wyglądał i mówił jak on, ale to nie w nim się zakochała. I do tego czuła się tu zasiedziała. W tym wymiarze nie było Doctora. A co za tym idzie, nie było również i podróży TARDIS, których jej tak brakowało.

- Co jest ze mną nie tak? - zapytała samą siebie, idąc chodnikiem.

Zanim zdążyła znaleźć odpowiedź na to pytanie, poczuła coś dziwnego. Ziemia pod jej stopami zaczęła się trząść. Na niebie pojawiła się nagle wyrwa, przez którą wyleciała - wypchnięta przez niebieską falę energii - TARDIS.

- Co do...? - Rose zaniemówiła z wrażenia i śledziła teraz tylko niemo wzrokiem krzywy lot niebieskiej budki telefonicznej.

Traf tak chciał, że TARDIS uderzyła o ziemię akurat kilka metrów od niej i zaryła w asfalt. Tworząc jeszcze kilkumetrowy na długość pas w drodze i przeciwległym chodniku, zatrzymała się na kwiaciarni.

Rose musiała poczekać chwilę aż opadnął pyłki, po czym podbiegła do maszyny i dotknęła drzwi. Poczuła delikatne drżenie i usłyszała jakby radosny pomruk. Uśmiechnęła się.

- A więc pamiętasz? - zapytała. Z jej oczu pociekły łzy wzruszenia. - I jeszcze mnie lubisz.

TARDIS wydała kolejny pomruk, który Rose odebrała jako potwierdzenie jej słów. Nagle drzwi się otworzyły... do środka. Klasyk. Rose niepewnie weszła do tej niezwykłej maszyny czasu.

□□□

Doctor zaczął się budzić. Leżał na podłodze. Czuł pulsowanie w głowie. Był poobijany. Najpewniej miał też złamane kilka żeber...

- Ała... - jęknął.

- Doctor? - usłyszał niepewne pytanie.

Kiedy dotarło do niego, czyj to głos, zamarł z niedowierzaniem. Powoli otworzył oczy... I zobaczył znajome blond włosy, przy wejściu. Coś mu się poruszyło w sercach. Nie widziała go. Ale usłyszała.

Mimo wszechobecnego bólu, zdołał się podnieść na tyle, żeby usiąść. Oparł się plecami o konsolę i poprawił sobie włosy.

□□□

Rose zaczęła niepewnie iść w kierunku, z którego dobiegł ją głos. Bała się tego, co tam ujrzy. Samo wnętrze TARDIS wyglądało inaczej. Więc czego mogła się spodziewać po nim?

Wreszcie okrążyła konsolę... I stanęła jak wryta. Nie miała przed sobą radosnego, tętniącego życiem młodzieńca, tylko starszego, zmęczonego ciągłą ucieczką człowieka. Nie wiedziała co powiedzieć. I nie musiała mówić nic. To on przemówił pierwszy.

□□□

- Witaj, Rose... - spojrzał na nią i spróbował się uśmiechnąć, mimo bólu. - Żeby było jasne... Podczas naszego pierwszego spotkania wypowiedziałem tylko jedno słowo. "Biegnij".

W tym momencie podbiegła do niego i przykucnęła przy nim. Na jej twarzy dojrzał troskę.

- Co się z tobą działo? - zapytała przez łzy.

- No cóż... dwa razy się już zregenerowałem od tamtego czasu... - powiedział to ze spuszczonym wzrokiem, ale teraz spojrzał jej prosto w oczy - I będzie trzeci - pokazał swoją dłoń. Zaczęła się jarzyć na pomarańczowo. Po jego policzkach popłynęły łzy. - Ja nie chcę cały czas się zmieniać, odchodzić... Chcę w końcu móc się zatrzymać. I odejść. Przeżyć jedno życie i odejść. Myślałem, że już będzie koniec. Poprzedni miał być ostatni. Władca Czasu nie może mieć więcej niż 13 twarzy. Poprzedni był już trzynastym. Ale i tak się stało. Nie wiem teraz ile będę się regenerował. Może nawet w nieskończoność... Czułem już że umieram. Ale dostałem swego rodzaju doładowanie. I się stało... I nie wiem jakim cudem tutaj trafiłem, ale... Chcę ten dzień spędzić z tobą, jeśli to możliwe. Wiem, że jesteś i z nim i pewnie jesteś z nim szczęśliwsza niż kiedykolwiek ale chciałem ten jeden jedyny raz pomyśleć o sobie. Zrobić sobie dzień wolnego. Żebym miał też jakieś wesołe wspomnienie na świerzo przed regeneracją. I żeby nie odchodzić samemu, tak jak dziesiąty. Ten w płaszczyku - puścił do niej oko. Ona się uśmiechnęła. On również, na wspomnienie siebie z tamtych lat. - To były czasy... - westchnął, po czym spojrzał jej głęboko w oczy. - Brakowało mi ciebie. - Spuścił wzrok. - Wiesz już co chciałem ci wtedy powiedzieć... On to zrobił. - Uśmiechnął się smutno, po czym znowu spojrzał jej w oczy. Zobaczył w nich łzy. - Ale chcę ci to powiedzieć samemu. Rose Tyler... Kocham cię.

Po tych słowach go pocałowała. Trwali tak w namiętnym pocałunku pośród iskier z naruszonej konsoli. I w tym momencie...

□□□

- Rose? - usłyszała głos. Tak dobrze jej znany. Oderwała usta od ust Doctora i odwróciła się gwałtownie. Poderwała się z ziemi i spojrzała prosto w jego oczy... pełne gniewu i bólu. - A więc wrócił, tak? Super.

Jej mąż odwrócił się na pięcie i opuścił TARDIS. Został tylko ich syn, który wszedł z nim tutaj i obserwował niepewnie całą systuację. Teraz na przemian patrzył na nią pytająco i podziwiał wnętrze TARDIS. Nagle z zewnątrz dało się słyszeć wołanie:

- Chodź tu, John! Chodź do taty!

John popatrzył pytająco na Rose. Ta wzięła głęboki oddech i poprosiła:

- Podejdź tu na chwilę. Chcę cię komuś przedstawić.

John podszedł niepewnie.

□□□

Doctor zebrał się w sobie i spróbował wstać. Najpierw podniósł się na rękach, następnie złapał prawą dłonią za konsolę i ostatecznie podciągnął się na niej. W końcu stanął obolały, ale wyprostowany.

- Witaj, młody człowieku - powiedział z uśmiechem.

- Witam - odparł John.

- John, poznaj Doctora - powiedziała Rose do chłopaka. - Doctorze, to mój syn.

- Spójrzcie tylko... Kawał mężczyzny. Miło mi cię poznać...

Doctor podał Johnowi dłoń. Ten ją uścisnął. I wtedy coś się zaczęło dziać.

Doctor patrzył w osłupieniu jak energia regeneracyjna przechodzi z niego na Johna. Jak łączy ich razem. I jak chłopak ją wchłania. Następnie poczuł silny ból, związany z regeneracją. "Nadchodzi", pomyślał. John w tym czasie złapał się drugą dłonią za serce. A raczej obok serca... Nagle obaj "eksplodowali" pomarańczową energią. Doctor i John się... zregenerowali.

Doctor Who: DziedzictwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz