Gdzieś daleko...
Dalej niż myślisz...
W Republice Islamskiej, Afganistanie...
Zostałem wyrzucony z helikoptera na niezbadane dotąd dla Polskich żołnierzy ziemię (wyrzucony, bo wbrew moich protestów wyleciałem z niego z odciśnietym na dup... butem naszego dowódcy).
Chociaż był to już jeden z wielu skoków, których w mojej desantowej karierze oddałem kilkanaście i tak budził we mnie lekką obawę.
Gdy już "wyskoczyłem" zaczął się powtarzany przez kilkanaście miesięcy rytuał.
121...
122...
123...
Uchwyt!
124...
125...
Czasza!
Ii...
Lecę!
Udało się.
Po rozłożeniu czaszy następuje najlepszy moment skoku spadochronowego... lot.
Widzę wszystko dookoła...
Spaloną od słońca ziemię...
Gdzieś w oddali budynki naszej kompanii...
Szare kolczaste krzaki...
Podziwiam WSZYSTKO.
Lecę i nic nie myślę...
Ale chwila euforii nie trwa wiecznie.
Uświadamiam sobie że przyszedł czas lądowania.
Powrotu do szarej rzeczywistości...
Do walki ze znienawidzoną AlKaidą.
Zbliżam się do ziemi...
Już prawie...
Już blisko...
.....
....
...
..
.
JEB.
Twarde lądowanie to w końcu też lądowanie.
Podnoszę się szybko na nogi i zwijam czaszę...
Sądząc po sile wiatru i ukształtowaniu terenu porwanie przez spadochron i poturlanie po takim gruncie nie wróżyłoby dobrze dla moich i tak obolałych kości...
No nic.
Chowam spadochron do torby, otrzepuje się z kurzu i ruszam...
Przede mną kilka kilometrów żwawego marszu a przydałoby się dotrzeć do bazy przed nocą.
Z wiadomości od mojego dowódcy jestem gdzieś między Kandahārem a Ghaznī i mam się udać na północ.
Mapy nie brałem bo chciałem oszczędzić na i tak bardzo skąpym bagażu.
Zresztą i tak by się nie przydała.
Żadna mapa nie obejmuje tego terenu (z wyjątkiem map sztabowych do których aktualnie nie miałem dostępu).
Idę i idę.
Gorąco jak w piekle.
Ja w całym rynsztunku wojskowym.
Jedynym pocieszeniem jest manierka z wodą, która dodaje otuchy w tym upalnym dniu.
Odciski na stopach od biegania na poligonach już dawno pękły i poszły w zapomnienie, zostawiając po sobie tylko blizny.
Teraz wiem dlaczego starsi wojskowi katowali nas tysiącami brzuszków, przysiadów, pompek...
Teraz wszystko się zwraca.
Ludzie, którzy przyjeżdżają do wojska na kilka miesięcy obowiązkowej służby mogą być zadowoleni. Poćwiczyć i wyjechać. Ci, którzy robią to zawodowo muszą dawać z siebie więcej niż wszystko.
Przyjechać i opuścić to miejsce jest fajnie.
Zostać na dłużej, może być tylko pokutą.
...
Zastanawiacie się więc po co ludzie chcą z własnej woli w tym uczestniczyć.
Szczerze, sam nie wiem.
Chyba smak przygody i chęć bycia lepszym jest silniejsza niż wszystko...Szszsz...
Szelest zarośli wytrącił mnie z rozmyśleń...
Automatycznie przeładowałem mojego Mausera...
Celownik jakby sam ustawił się na kolczastych zaroślach...Czekałem...
Wyleciało z nich jakieś zwierzę podobne do antylopy, sam nie wiem...
Chyba wytrenowane przez lata opanowanie uchroniło mnie od strzału i zdradzeniu przedwcześnie swojej obecności...
Uspokojony już, spojrzałem w kierunku mojego marszu.
Widziałem wyraźne rysy wieżyczek snajperskich i przenośnych namiotów.
W oddali jechał w moją stronę opancerzony wóz eskortowy.
Wiedziałem co to znaczy.
Zmęczony ale szczęśliwy.
DOTARŁEM!