2. "Będziemy razem piec bananowe ciastka!"

233 33 6
                                    

Siedzieli na kanapie w miniaturowym saloniku, sącząc jagodową herbatę, pochrupując bananowe ciasteczka i trawiąc wszystko, o czym gadali przez ostatnie pół godziny. Oboje nie mogli uwierzyć w przypadkowe spotkanie po niespełna dziesięciu latach rozłąki. Najbliższe osoby zostały "odizolowane" od siebie i tylko szczęśliwy los sprawił, że spotkali się na nowo.

- Naprawdę myślałeś, że nie żyję? - przerwała ciszę Clarissa.

- No mówię ci, przecież. - Calum westchnął głęboko, jakby nadal nie wierzył, że siedzącą koło niego osobą jest właśnie ta, za którą tak bardzo tęsknił przez ostatnie lata, dla której pisał piosenki, której tak bardzo potrzebował. - Zabrali cię do szpitala i nie pozwolili mi cię odwiedzać. Uważali, że to wszystko moja wina. Chodziłem pod szpital, szukałem okna od twojej sali, pisałem do ciebie listy. Po trzech tygodniach babcia oznajmiła mi, że przeniesiono cię do szpitala w Sydney, bo pogorszył się twój stan.

- Tak, to wszystko prawda, ale... - zaczęła niepewnie dziewczyna, ale urwała, widząc, że Calumowi trudno jest rozpamiętywać tamte dni. Czekała więc, kiedy sam zacznie kontynuować historię.

- Potem dowiadywałem się od niektórych osób, że jest z tobą bardzo źle. Myślałem, że nie wytrzymam. Bez świadomości, że jesteś obok. Ja czułem pustkę, rozumiesz? - Calum zapatrzył się w jakiś punkt przed sobą i zamknął oczy. Westchnął. - Pół roku później nie słyszałem już nic na twój temat, nikt o tobie nie mówił. Pomyślałem, że stało się najgorsze i pogodziłem się z tym. Było mi tylko przykro, że nie mogłem się z tobą pożegnać. To tyle. - spod zamkniętych powiek Caluma wypłynęły pojedyncze łzy. Clarissa nie mogła patrzeć na płaczącego przyjaciela, więc szybko wtuliła się w niego najmocniej, jak tylko potrafiła. Czuła, jak szybko bije mu serce i jak cały drży. Bolało ją to, że myślał, że ona już nie istnieje, jednak doskonałe wiedziała, że to nie jego wina, a wina jej rodziców. Nieszczęsny wypadek, który tak naprawdę nie był niczyją winą, oczernił jej najlepszego przyjaciela. Niesłuszne osądzenie o zepchnięcie Clarissy z dachu odcięło go od dziewczyny. A co wydarzyło się naprawdę? Clarissa po prostu potknęła się podczas zabawy i spadła. Cudem było to, że dziewczyna w ogóle przeżyła, spadek z takiej wysokości zazwyczaj kończy się natychmiastową śmiercią. Clarissa jednak odniosła ciężkie obrażenia, ale wyszła cało z wypadku. Lecz tak naprawdę najbardziej zranione okazało się jej serce, którego połowa została w Newcastle, razem z Calumem.

Od dnia, kiedy rozdzielono dwójkę najlepszych przyjaciół, będących dla siebie jak rodzeństwo, każde z nich myślało o tym drugim codziennie. Czasem nawet wbrew sobie, żeby nie rozdrapywać ran. Prawie dziesięć lat, dzień w dzień, serce zionęło pustką. Oczywiście, przez ten czas i Calum i Clarissa prowadzili swoje własne życie, ze znajomymi, szkołą, a od niedawna nawet pracą. Funkcjonowali zupełnie normalnie, śmiejąc się, płacząc, bawiąc, rozmawiając, jednak odczuwali tę dziurę w sercu.

Dzień, w którym dane im było się spotkać, okazał się być bezsprzecznie najlepszym od dziesięciu lat. Spędzili więc ulewne popołudnie w mieszkanku Caluma, wspominając dziecięcie lata i racząc się jagodową herbatą i bananowymi ciastkami - smakołykami, które towarzyszyły im całe wspólne dzieciństwo. Czegokolwiek by nie robili - babcia Caluma zawsze częstowała ich tymi dwoma rzeczami. Dlatego właśnie Clarissa przez dziesięć lat unikała jedzenia ich, by nie powracać do tamtych czasów, a Calum wręcz przeciwnie - prawie codziennie parzył herbatę i piekł bądź kupował ciastka, jakby na znak, że pamięta.

- Co tak właściwie robisz w Londynie? - w końcu musiało paść to pytanie, a zadał je Calum. - Po wyjściu ze szpitala musiałam zrezygnować z zajęć tanecznych. Stan zdrowia nie pozwalał mi na tańczenie. Rodzice postanowili, że nie wrócimy do Newcastle, dlatego, chcąc nie chcąc, poszłam do szkoły w Sydney. Ukończyłam ją pół roku temu, a do Londynu przyjechałam na studia. Ale wiesz, żeby utrzymać się tutaj, muszę najpierw zapracować. W Brixton mieszka moja ciocia, pozwoliła mi u siebie zamieszkać. Pracuję więc jako kelnerka w małym barze kanapkowym. A ty?

- Też jestem tu, by studiować i też na razie pracuję, dokładniej w myjni samochodowej. Niezmiernie ciekawe zajęcie. - zironizował Calum, a Clarissa zaśmiała się.

- Tak, zapewne! To, skoro teraz już... Eee... Znowu się przyjaźnimy...

- Będziemy razem piec bananowe ciastka! - wykrzyknął radośnie brunet i objął czerwonowłosą ramieniem.

- Nie o tym chciałam powiedzieć, ale niech ci będzie, karle.

- Ej, młoda! To, że byłem od ciebie niższy kiedyś, nie oznacza, że teraz nadal możesz mówić na mnie "karzeł"! Jestem od ciebie wyższy o jakieś półtorej głowy.

- Ej, to, że kiedyś byłam od ciebie młodsza, nie oznacza, że teraz... no dobra, oznacza. - Clarissa zrobiła obrażoną minę i założyła ręce na krzyż.

- Słoneczko, nie obrażaj się. Tak w ogóle, to od kiedy masz czerwone włosy? I nie odpowiadaj, że od kiedy przefarbowałaś.

- Jak ty mnie znasz... Zaczęłam się farbować trzy lata temu i tak mi jakoś zostało. Myślałam nad noszeniem niebieskich soczewek...

- Ale nie będziesz ich nosić. Twoje czekoladowe oczy są najpiękniejszymi, jakie kiedykolwiek widziałem. - Calum spojrzał Clarissie poważnie w oczy. - Rozumiemy się? Czerwonowłosa tylko pokiwała twierdząco głową i pociągnęła łyk jagodowej herbaty z filiżanki.

Blueberry Tea || c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz