one

213 31 16
                                    

     Sto siedemdziesiąt sześć. Sto siedemdziesiąt siedem. Sto siedemdziesiąt osiem. Sto siedemdziesiąt dziewięć. Sto osiemdziesiąt. 
Wybiła druga w nocy. 

     Z głośnym jękiem zsunął się bezwiednie z łóżka, padając na beżowy, szorstki dywan. Kiedyś był miękki, ale był też starszy niż on sam, więc lata świetności miał za sobą.
Westchnął. Naprawdę mu się nudzi, skoro zaczyna myśleć o swoim dywanie. Jeszcze ten dostanie imię. Zmarszczył brwi. Yohiko? 
Andrew? 
Nie, stop.

      Zgiął i wyprostował nogi kilka razy, ponieważ po długim nocnym rozciąganiu mu trochę zesztywniały. Umiał naprawdę szeroko rozstawić nogi i by się nie zdziwił, gdyby na końcu kwarantanny udało mu się zrobić szpagat.
Z całego serca nienawidził zdalnych lekcji. Owszem, potrafił znaleźć ich plusy, nie sposób było poskromić tą optymistyczną część osobowości – jednakże czymże były te malutkie zalety w stosunku do ogromnych wad? Miał zaburzenia snu jeszcze większe niż wcześniej, stosunkowo niski brak kontaktu z ludźmi innymi niż rodzina bardzo źle na niego wpływał, a fakt że był zmuszony do siedzenia przed ekranem dobre dziewięćdziesiąt procent dnia wcale nie pomagał na jego wadę wzroku. 

     W dodatku jego mama zachorowała na covid. Nic poważniejszego; nie potrzebowała opieki szpitalnej i sama dalej mówiła, że to tylko zwykła grypa a ci wszyscy ludzie przesadzają. Jednak tyle wystarczyło i znalazł się na cholernej kwarantannie, przez którą nie mógł nawet trenować z Iwa-chanem na pobliskim boisku. Do dyspozycji miał tylko niewielkie podwórko dokoła domu. Szczęśliwie, jemu samemu nic nie było, bynajmniej fizycznie. Wynik negatywny. Jego siostra, Namika, miała pozytywny, mimo że jedynie gorzej się czuła. Bał się, że przez to każą im siedzieć w domu kolejny tydzień.

     Opierał głowę o okno i wpatrywał się w widoczne na niebie gwiazdy. Były częściowo zasłonięte przez chmury, co utrudniało mu obserwację. Miał cichą nadzieję na to, że w końcu odwiedzą ich kosmici. Albo zaatakują, jak na ten okropny rok przystało. 
Mijały minuty, a on robił się coraz bardziej głodny. Nie chciał opuszczać pokoju; nie czuł się na siłach na nocne misje do kuchni. Niestety, chyba był do tego zmuszony. Skończyły mu się zapasy, które trzymał schowane w torbie sportowej (skuteczna kryjówka przed wścibską siostrą).
Dodatkowo, z bólem musiał przyznać, że żelkowy głód doskwierał mu coraz to bardziej, odkąd wyjadł wszystkie paczki. Bardziej od fizycznego. Jęknął. Był zmęczony, znudzony i bardzo głodny. I nie umiał spać. 
Zmusił się do ruszenia z miejsca. Założył okulary na nos i najciszej jak umiał, udał się na dół. 

    Najedzony (aczkolwiek nie najlepszym żarciem - poważnie, musi zjeść w końcu te cholerne żelki) wrócił do siebie. Iwaizumi na pewno by go za to skrzyczał. On zawsze pilnował jego diety bardziej niż sama matka. Właściwie to przez jego brak obok siebie przez większość czasu odkrył, że podświadomie wrócił do złych nawyków żywieniowych. I innych w sumie też. 

    Zadumał się, wyginając usta w podkówkę. Tak! To jest to!

     Wziął komórkę do ręki, mrużąc oczy, gdy ekran zbombardował go swą jasnością. Odszukał co musiał i kliknął w zieloną ikonkę. 
Po szóstym sygnale już miał się rozłączyć, gdy usłyszał szum po drugiej stronie i zachrypnięty, głęboki głos. 

— Oikawa, debilu.

— Ciebie również miło słyszeć. — Na jego twarzy mimowolnie wykwitł szeroki uśmiech.

— Wiesz o tym, że normalni ludzie dzwonią o ludzkich porach, prawda? — Zarzucił mu.

— Ale mimo to odebrałeś, Iwa-chan! Urocze, że w dalszym ciągu nie wyciszasz telefonu na noc. — Poczuł jak dziwne ciepło rozlewa się w jego klatce piersiowej. 

     Hajime odbierał każdy jego nocny telefon i ten fakt sprawiał, że doceniał przyjaciela jeszcze mocniej. Oboje wiedzieli, dlaczego to robił. Oikawa mógł dzwonić jedynie w paru wypadkach; nawrót koszmarów, nagły wypadek oraz wtedy, kiedy nasunęła mu się jakaś głupota na myśl podczas jednej z bezsennych nocy (ten przypadek ostatnio górował w trendach ku nieszczęściu Iwaizumiego).  

— Cokolwiek — mruknął. — Gadaj, czego chcesz.

  Wdech wydech, Tooru, wdech wydech.

— Mam dla ciebie zadanie bojowe! — oznajmił.

— Hę?

— Kup mi rano żelki, Iwa-chan. Proszę! 

— Nie ma mowy! Spieprzaj mi z tym, Shittykawa. — Nie mógł go widzieć, ale był niemal pewny, iż w tym momencie chłopak ściska nasadę nosa, wyzywając go w myślach od największych idiotów z tej ziemi i prosząc kogokolwiek o siłę. Cóż - typowe.

— Błagam, błagam, błagam, błagam! Ja tu konam z głodu. Dosłownie. I co to za ciebie dla problem? I tak wyprowadzasz Tashiego na spacer. Po prostu przy okazji wstąpisz do sklepu i uratujesz przyjaciela od śmierci głodowej. Zakupy zostaw na płocie, przeleję ci potem kasę. Widzisz? Same plusy! Prooooooszę, Iwa-chan! 

— Nie. Idź już spać, Trashykawa.

— Ale-

     Po drugiej stronie rozległ się charakterystyczny dźwięk oznaczający koniec połączenia. Zirytowany i nadąsany wszedł w chat.

— Tak łatwo się nie poddam — mruknął do siebie.

      Zastanowił się chwilę czym by tu spamić. Wybrał emoji cukierka i zaczął wysyłanie. Stracił dokładną rachubę koło dwudziestej wiadomości i przyspieszył czynność. Był mistrzem spamowania. Po mniej więcej tysiącu wystukał krótką wiadomość tylko po to, by jej kontynuację napisać po kolejnym tysiącu. Oiii, Iwa-chan go zabije, gdy wstanie.

A mógł się zgodzić od razu.

Nie miał pojęcia, kiedy zasnął z komórką w ręku ani dlaczego żaden z trzech budzików go nie obudził. Ziewnął i przeciągnął się porządnie. Wstał powoli. Był bardzo niewyspany, oczy go piekły. Zerknął na mały zegar stojący na szafce nocnej. Wskazywał dziewiątą czterdzieści trzy. Wpatrywał się w godzinę przez chwilę, nim dotarło do niego, co to oznacza.
Sprawdzian z matematyki!

Gwałtownie wyskoczył spod kołdry i rzucił się do biurka.   

letters & jelly beans || iwaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz