Głos sprawiedliwości

11 3 5
                                    

Gdy otworzył oczy, zobaczył chmurę. Ogromny puszysty obłok leniwie frunął obok niego. Usłyszał trzepot skrzydeł, klucz ptaków przeleciał zaraz pod jego nogami. Wtedy zauważył, że stoi w powietrzu. Kilkaset metrów nad ziemią.

Widział jakąś rzekę, trochę lasu, górę wyglądającą jak kartofel i dziwaczną wieżę jak z bajek dla dzieci. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, czasu na zastanowienie się również mu brakowało.

— Igor Kaspanow, urodzony w dobrej, kochającej rodzinie. Mając zaledwie dziewięć lat zacząłeś znęcać się nad zwierzętami, jednak to ci nie wystarczyło. Pierwsze zabójstwo popełniłeś w wieku dziesięciu lat, zabiłeś przyjaciółkę. Mając trzynaście brutalnie zamordowałeś własnych rodziców i opuściłeś dom. Przez kolejne siedemnaście lat samotnie podróżowałeś, zostawiając za sobą ciała niewinnych osób, łącznie osiemdziesiąt dziewięć. Nie głodowałeś, nie byłeś zmuszany, ani zastraszany. Zabijałeś wyłącznie dla samego zabijania.

Niski, krępy mężczyzna z perłowo-białymi lokami i w szarej szacie wyłonił się zza chmury i stanął przed Igorem lub raczej zawisnął przed nim w powietrzu. Latał, choć nie miał nic, co by mu na to pozwalało, jego wzrok był zimny, wypełniony gniewem i skierowany prosto w oczy Igora.

— Jak myślisz, jaka kara należy się tym, którzy na swoim sumieniu mają tak wielu?

— Osiemdziesiąt dziewięć... niemożliwe — wyszeptał Igor, ukrył twarz w dłoniach i upadł na kolana.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

— Niewyobrażalne, nieludzkie, obrzydliwe i godne pożałowania, ale prawdziwe. Z zimną krwią pozbawiłeś życia osiemdziesiąt dziewięć istnień tobie podobnych. Już za późno na wyrzuty sumienia. Żałuj i módl się o wybaczenie, które nigdy cię nie spotka. Tyle możesz zrobić.

Igor zaczął płakać sprawiając, że spojrzenie nieznajomego nieco straciło na surowości.

— Kara cię nie ominie, jednak jeśli będziesz szczerze żałował swoich czynów to...

— Moje kanarki... Osiemdziesiąt dziewięć kanarków przepadło, bo nie wpadłem na to wcześniej...

Mężczyzna osłupiał, nie dowierzając własnym uszom.

— O czym ty...

— Gdybym tylko pomyślał wcześniej, mógłbym słuchać tych pięknych krzyków codziennie. Kupiłbym dom, zbudował im klatki i wstawał każdego ranka z uśmiechem na ustach. Mogłem stworzyć sobie raj! Dlaczego pomyślałem o tym dopiero na samym końcu?! Dlaczego!?

Nieznajomy mimowolnie odsunął się o krok. Szczere zdumienie przysłoniło gniew dotąd goszczący mu na twarzy. Igor wstał i cały zapłakany zaczął iść w jego stronę.

— Powiedz mi. Dlaczego to musiało się tak skończyć? Czy najlepsze pomysły przychodzą zawsze na minutę przed śmiercią? Tak to jest skonstruowane?! Żeby nieważne co robisz, na końcu zawsze żałować tego jednego pomysłu?! Hej, grubasku?

Dystans między nimi znacząco się skrócił, Igor położył ręce na barkach zdezorientowanego mężczyzny i wtedy został odrzucony, jakby trafiła go kula armatnia. Cały czas będąc w powietrzu zwinął się z bólu i zaczął walczyć o oddech. Mężczyzna z kolei był równie zaskoczony co Igor. Obrócił się błyskawicznie, otworzył szeroko usta i momentalnie pokłonił nisko. W jego kierunku powoli zmierzała kobieta o długich jak ona sama białych włosach i w błękitnej sukni, zasłaniającej każdą część jej ciała od szyi w dół. Twarz zakrywała jej złota woalka.

— Pani moja, nie spodziewałem się wizyty. Gdyby tylko pani dała znak wcześniej, przygotowałbym wszystko jak należy — powiedział mężczyzna, cały czas pozostając pochylony.

Krzyk Prosto z SercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz