Sizhui miał wrażenie, że czas stanął w miejscu. W tym momencie żałował, że otaczająca go bańka nie jest całkowicie czarna. Dokładnie widział moment w którym czarne ostrze ponownie wbiło się w brzuch Patriarchy Yiling i przebiło go na wylot.
Widział zaskoczoną minę swojego rodzica, nim ten chwilę później wypluł znów krew. Był niemal pewny, że prawie czarne krople krwi wiszą godzinami w powietrzu, nim ostatecznie opadną na ziemię, by rozprysnąć się na niej. Chwilę później mógł obserwować jak Chenqing powoli opada w dół, by kilkukrotnie odbić się od ziemi, głośnymi uderzeniami, nim ostatecznie spoczął na niej.
Mógł jedynie szarpać się i krzyczeć rozpaczliwie, próbując się uwolnić, gdy obserwował jak Wei Ying szarpie się z mieczem wbitym w jego brzuch. Wyglądało to tak, jakby czarne ostrze miało zamiar posiekać wnętrzności mężczyzny na kawałki.
Dopiero po dłuższej chwili walki ostrze poddało się jego rodzicowi i ten mógł wysunąć je ze swojego brzucha, powodując tym samym jeszcze obfitsze krwawienie. Uśmiech Patriarchy Yiling był w tym momencie przerażający, chociaż zapewne miał dodać chłopcu otuchy.
Cichy głos ojca również wcale go nie uspokoił.
- Poddał się mi. Jesteś bezpieczny.
Lan Sizhui wcale nie chciał być bezpieczny, chciał by obaj byli. Twarz starszego była przerażająco blada, z lekkim uśmiechem, jakby chciał mu powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
Zaraz później młodzieniec był już pewny, że nic nie będzie dobrze. Ciało Wei Yinga z łoskotem upadło na ziemię, on sam zdawał się być martwy, a czarne ostrze wysunęło mu się z dłoni.
- A-Xian! TATO!!! - ryknął w jego kierunku, a jego głos odbijał się chwilę echem od ścian.
Dalej nie mógł się ruszać, krzyczał przerażony i szarpał się na wszystkie strony, byle tylko wyrwać się z energii urazy która go otaczała, jednak jego działania wciąż były nieskuteczne.
Nie widząc już innej możliwości skumulował w sobie całą posiadaną duchową energię, a raczej nędzne resztki jakie w sobie miał i uderzył w trzymające go pasma. Szarpnął się przy tym mocno, wykorzystując siłę swoich mięśni.
Z ulgą poczuł jak urażona energia wokół niego się rozprasza, a on sam opadł na chwilę zmęczony na kolana. Złapał oddech i zaraz zerwał się z miejsca, by podbiec do rodzica.
Nogą odepchnął miecz jak najdalej od ich dwójki, nie chcąc go dotykać i przekręcił mężczyznę na plecy. Natychmiast sprawdził jego puls i szczęśliwy odkrył, że jego rodzic jeszcze żyje. Był wyjątkowo słaby, ale zdecydowanie żywy. Zaraz też zaczął wyjmować opatrunki z woreczków i rozwiązywać jego szaty.
Syknął na widok brzucha Patriarchy Yiling, zdecydowanie nie wyglądało to dobrze. Obie rany były bardzo blisko siebie, co dodatkowo utrudniało mu odpowiednie ich opatrzenie. Wbił swój miecz w ziemię i powiesił na nim latarnie, by zyskać dodatkowe źródło światła.
Nie miał nawet czasu by zagotować wodę do oczyszczania rany. Musiał liczyć na to, że nie będzie kolejnych komplikacji jeśli użyje wody z rzeki. W pierwszej kolejności wykorzystał wodę z bukłaka który miał przy sobie, była zdecydowanie cieplejsza.
Delikatnie obmył brzuch starszego z krwi, by móc dokładniej przyjrzeć się jego obrażeniom. Naprawdę nie wyglądało to dobrze, jeśli miał być szczery to właśnie zwątpił czy uda mu się uratować ojca. Trzęsącymi się dłońmi wziął igłę do rąk, by zacząć go zszywać. Żałował, że wykorzystał przed chwilą swoją duchową energię do uwolnienia się, zdecydowanie bardziej przydałaby się mu teraz.
CZYTASZ
[✓] Mo Dao Zu Shi - a jeśli później coś było?
FanfictionCzy ktoś mógłby wywołać większy chaos w Zaciszu Obłoków, niż Wei Wuxian w oficjalnych szatach klanu Gusu Lan? A może zdetronizują go biegające małe Wei Yingi? Czy Lan Qiren mógłby rozpieszczać dzieci i bawić się z nimi w berka? Gdyby zapytać...