Draco Malfoy otworzył cukiernię.
Słysząc tę plotkę, Harry był absolutnie pewny, że się przesłyszał. Musiał się przesłyszeć, bo nie był w stanie uwierzyć, że ktoś mógł wpaść na taki pomysł i zacząć go rozgłaszać. Skoro już samo istnienie takiej plotki zdawało się Harry'emu niemożliwe, tak idea Draco Malfoya prowadzącego cukiernię była czystą abstrakcją, stojącą na półce między miłym Snape'em i altruistycznym Voldemortem.
Tego dnia Harry Potter przesłyszał się naprawdę wiele razy.
* * *
Następnego ranka Ron jak zwykle wpadł do biura jak burza.
— Stary! Nie uwierzysz! Fretka prowadzi cukiernię! — przywitał się.
Harry podniósł wzrok znad raportu i zlustrował Rona pod kątem potencjalnych obrażeń, ale jego najlepszy przyjaciel wyglądał zdrowo. To musiał być udar.
Na widok ewidentnie czekającego na jego reakcję Rona, Potter westchnął i odparł:
— Masz rację. Nie wierzę. — Po czym wrócił do raportu.
— Harry! Fretka! Cukiernia! — zawył Weasley.
— Ron. Zaległe. Raporty — przedrzeźnił go Harry, wskazując na zawalone papierami biurko przyjaciela.
— Nie chcesz, to nie wiesz, ale mówię serio. Hermiona mi powiedziała — podkreślił rudzielec, niemrawo kierując się w stronę swojego miejsca pracy.
To był moment, w którym Harry zaczął mieć wątpliwości.
Tego dnia Potter przysłuchiwał się plotkom uważniej, a w Ministerstwie było gwarno jak w ulu. W trakcie jednej dniówki zebrał wszystkie niezbędne informacje, aby zweryfikować tę nierealną pogłoskę. Poszło szybko i sprawnie, w końcu był znakomitym aurorem.
* * *
Harry po raz piąty sprawdził adres, ale wszystko zgadzało się z pozyskanymi przez niego danymi. Z zewnątrz cukiernia Babeczka wyglądała jak... zwykła cukiernia. To było zdecydowanie zbyt podejrzane, dlatego Potter przed wkroczeniem do środka zmobilizował w sobie całe aurorskie doświadczenie.
Wsunął się do lokalu i poczuł zawód. Wnętrze w swojej zwykłości nie różniło się niczym od zewnętrza. Gdy Harry układał w jednym zdaniu słowa Malfoy i budynek, a dzisiaj wykorzystał swój życiowy zapas takich skojarzeń, jego myśli wahały się pomiędzy mahoniowymi meblami, zielenią i wężami a białym marmurem, drogocenną porcelaną i pawiami. Przytulna, mała cukiernia, wykończona drewnem i gołą, czerwoną cegłą nie dała się umiejscowić nawet pośrodku przyjętej przez Pottera skali.
Jednak Harry nie byłby sobą, gdyby nie próbował badać tej sprawy dalej.
W lokalu znajdował się niespełna tuzin stolików, teraz w większości zajętych przez klientów. Gdzieś pomiędzy nimi krzątał się kelner. Naprzeciw wejścia znajdowały się dwie gabloty wypełnione po brzegi czarodziejskimi słodyczami różnej maści, oddzielone między sobą wąziutką ladą, za którą stała kasjerka.
Potter przemknął niepostrzeżenie między stolikami i stanął przed kontuarem. Kobieta podniosła na niego wzrok i prawnie udusiła się wciąganym powietrzem.
— W czy-ym mogę Panu pomóc? — zapytała, z całych sił próbując zachowywać się profesjonalnie i nie zezować zbyt często na jego bliznę. Harry naprawdę to doceniał.
— Ja... — rozpoczął elokwentnie. — Potrzebuję informacji — wyjawił.
— Oczywiście. — Kasjerka kiwnęła głową, jakby to jedno enigmatyczne zdanie mówiło jej wszystko. — Mamy zarezerwowane stoliki do przyszłego wtorku włącznie z wyjątkiem piątku od szesnastej do osiemnastej, dwa miejsca oraz poniedziałku od szesnastej do osiemnastej, cztery miejsca oraz od osiemnastej do dwudziestej pierwszej, dwa miejsca. Można kupić słodycze na wynos. Cena za pudełko: dwa knuty. Nie oferujemy cateringu, ale przyjmujemy zamówienia złożone z odpowiednim wyprzedzeniem. Odbiór osobisty. Oto nasza oferta, cena za sto gramów lub jedną sztukę — wyrecytowała na jednym wydechu, wciskając w rękę Pottera menu i uśmiechnęła się promiennie, widocznie z siebie zadowolona.
CZYTASZ
Cukier puder | drarry | HP
FanfictionKiedy Harry postanowił zdementować krążącą po Ministerstwie Magii plotkę, w którą wplątany był Draco Malfoy, nie spodziewał się tak słodkich rezultatów.