ROZDZIAŁ 44

292 25 18
                                    

Liran

Staliśmy z brunetem naprzeciw siebie w niemal pustym korytarzu, gdzie poza naszą dwójką, nie było nikogo prócz driady i chłopca na posyłki przysłanego tutaj razem z nami przez stróża bramy.

Oczywiście kobieta starała się jak mogła, by dać nam choć odrobinkę prywatności, dlatego oddaliła się pośpiesznie tak daleko jak tylko mogła, ciągnąc za sobą to biedne, wystraszone dziecko, po chwili znikając gdzieś za pierwszym lepszym zakrętem, napotkanym na drodze.

Jeszcze przez moment wpatrywałem się w miejsce, gdzie dopiero co widziałem fragment jej jasnej, zielonkawej sukni, niknącej gdzieś za rogiem, zastanawiając się z uśmiechem zaraz po tym, jak tylko ucichły ich kroki, ile czasu upłynie nim zacznie namawiać tego drobnej postury chłopczyka, który wyglądem zdawał się nie przekraczać dziewiątego roku życia, do spożycia tego jednego rogalika, co nie zdążyła go wmusić we mnie zaraz po wyjściu z posiadłości...

„Biedne dziecko... ze strachu raczej nie odmówi...". zachichotałem, dość szybko wracając myślami do MOJEGO ciemnowłosego „chłopca", który jak się okazało nawet na chwile nie spuszczał ze mnie wzroku.

Nasze spojrzenia się spotkały, a uśmiech który do tej pory gościł na mojej twarzy, zamarł, podczas gdy umysł utonął w głębi tych pięknych, zróżnicowanych tęczówek, które niczym zwierciadła ukazywały wszystkie kryjące się w nim emocje.

Serce zabiło mi mocniej gdy tylko uświadomiłem sobie jakie KONKRETNIE emocje się w nich kryją...

Poczucie winy i wstyd zaatakowały moje wnętrze na widok tego niepożądanego cienia zmęczenia, nieustannie błąkającego się w jego spojrzeniu. Nawet uśmiech, którym mnie obdarzył, choć szczery miał w sobie ślady wycieńczenia.

Wiedziałem doskonale komu brunet zawdzięczał ten „doskonały" stan. Już na sama myśl o tym brzuch wywinął mi fikołka, a broda zadrżała niebezpiecznie.

„Weź się w garść...", pomyślałem, siłą zmuszając się do uśmiechu. „Wystarczająco już mu dzień zniszczyłeś idioto....", zrugałem sam siebie, starając się utrzymać ten w miarę neutralny wyraz twarzy.

Było mi głupio już za samo to, że zaspałem... a co dopiero za zamieszanie, którego narobiłem w drodze tutaj. I wcale nie trzeba być niewiadomo jak inteligentnym by wiedzieć, że nie pokazałem się raczej z tej najlepszej strony. Wręcz przeciwnie.

Moje zachowanie było skandaliczne, a same argumenty dziecinne... Kilian zamiast się ze mną wtedy użerać, powinien odejść i po prostu mnie tam zostawić... ja bym pewnie tak właśnie zrobił...

„Tyle, że on nie jest tobą.", zaznaczył drwiąco głosik w mojej głowie i nie sposób było się z nim nie zgodzić.

Zdusiłem w sobie westchnienie, umykając spojrzeniem gdzieś w bok.

Lecz z drugiej strony wrażenie, że jest się kimś odmiennym i nie wpisującym w kanon, nie jest niczym przyjemnym. Nikt przecież nie czułby się dobrze z myślą, że ludzie wpatrują się w niego, jak w jakiś rzadki okaz wystawiony za pokaźną sumkę na targu w godzinach szczytu... do tego nago.

Przegryzłem wargę. Nie żebym się usprawiedliwiał... po prostu przedstawiałem fakty.

Tym razem nie udało mi się powstrzymać westchnięcia, wzdychając ciężko.

„Jestem okropny..."

-Przepraszam...- wymamrotałem skruszony, mając na uwadze gorsze samopoczucie chłopaka, doskonale zdając sobie sprawę, że osobą odpowiadającą za ten konkretny stan w jakim znalazł się brunet, byłem ja sam... no bo któż inny mógłby to być?

Desiderium Tom I - Egzamin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz