rodział siódmy

60 8 2
                                    

Następne kilka tygodni zlało się  ze sobą, a czas zdawał się płynąć okrutnie szybko. Louis odkrył, że przez większość czasu chciał po prostu skulić się przy boku Harry’ego i przesypiać całe dnie. Uświadomił sobie także, że całe to powolne umieranie było naprawdę wyczerpującym procesem, szczególnie biorąc pod uwagę stawy, które sztywniały coraz bardziej z dnia na dzień, aż niemal nie był w stanie poruszyć się w szybszym tempie, niż słabe powłóczenie nogami.

Harry’emu jednak to nie przeszkadzało. W rzeczywistości, bez względu na szybkość, z jaką  poruszał się Louis, Harry był szczęśliwy, że mógł wokół niego przebywać , pomagając mu w przemieszczaniu się oraz dotykając go tak często, jak to możliwe, ponieważ Louis zawsze powtarzał, że czuł się dzięki temu lepiej.

Pierwszy raz, kiedy się kochali, był zarazem ich ostatnim razem. Szkło rozprzestrzeniające się po całym ciele Louisa to uniemożliwiło. Był zbyt kruchy. Harry jednak ani razu nie narzekał i Louis był mu za to ogromnie wdzięczny -wdzięczny, że w ogóle mógł dzielić z nim to doświadczenie. Nie mógł uwierzyć, że kiedykolwiek rozważał powiedzenie Harry’emu „nie”, i dziękował sobie w duchu, że pozwolił mu przekonać się, iż był to dobry pomysł. Prawdopodobnie był to jeden z najlepszych momentów w całym jego życiu, jeśli miałby być szczery.

Obaj odkryli, że Louis faktycznie czuł się znacznie lepiej, gdy był całkowicie zanurzony w wodzie, więc Harry zabierał Louisa nad rzekę tak często, jak było to możliwe. Chłopak nie mógł iść tam o samemu. Był niemal całkowicie unieruchomiony. Potrzebował tam Harry’ego, aby ten dopilnował, iż nie utonie, ani nie odpłynie za daleko.

Takim sposobem spędzali tam prawie każdy dzień; Louis pływał w wodzie, a Harry trzymał go ostrożnie, będąc niezwykle opiekuńczym wobec chłopca, którego pokochał mocniej niż wszystko inne w przeciągu zaledwie kilku tygodni. Choroba Louisa nie sprawiła, że był on ani trochę mniej radosny, kiedy był w wodzie, ciągle dokuczając Harry’emu, chlapiąc go i zanurzając go pod wodą. Harry był dużo bardziej delikatny względem niego, lecz Louisowi to nie przeszkadzało. Troska, jaką Harry zamierzał otoczyć Louisa była nieunikniona. Nigdy wcześniej nie miał on kogoś, kim mógłby się zaopiekować, dopóki nie spotkał Louisa…który potrzebował opieki niemal tak bardzo, jak i on sam. Harry zamierzał chronić go tak długo, jak tylko mógł, ponieważ go potrzebował, potrzebował go bardziej niż wszystko inne. I oczywiście, jedyna rzecz, której potrzebował w swoim życiu miała być mu odebrana w najokrutniejszy z możliwych sposobów - powolny, dziejący się tuż przed jego oczami.

Czasami Louis nawet nie wchodził do wody, a zamiast tego kładł się tuż obok Harry’ego na piaszczystym brzegu rzeki i pozwalał słońcu ogrzewać jego ciało. Pewnego razu nawet zasnęli na piasku, ze splątanymi w ciasny uścisk palcami, którego żaden z nich nie chciał poluźnić. Gdy się obudzili, było mroźno i ciemno, a na niebie były widoczne gwiazdy, jednak żaden z nich nie potrafił zmusić się, aby wstać i stamtąd odejść, więc pozostali w tej pozycji, drżąc i tworząc własne konstelacje gwiazd.

- To ja - powiedział Louis, wskazując na gromadę gwiazd. - I to jest ta wyspa. - Wskazał na sporą grupę gwiazd.

- Gdzie jestem ja? - spytał cicho Harry.

- Jesteś tuż obok mnie.

Harry zachichotał dźwięcznie, podnosząc się i całując Louisa poprzez śmiech. Było to niestaranne i zabawne, i idealne.

***

Harry uniósł brwi, gdy Louis poprosił go o dwie kartki papieru i ołówek.

breathe gently | l.s. tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz