I

28 3 0
                                    

Miłość nie jest słodkim uczuciem z bajek.

Pozwólcie, że opowiem wam bajkę. Pozwólcie, że opowiem wam miłość. Pozwólcie mi doprowadzić was do płaczu, śmiechu i radości. Pozwólcie mi zacząć, jednak nie wiem, czy skończyć. Bajka ta, na baśń się kreująca, opowiada o miłości szczerej, lecz naiwnej. O miłości niespotykanej teraz. Bajka nie dla dzieci przeznaczona. Za wiele w niej bólu i tęsknoty. Pozwólcie mi, że z historii prawdziwej zrobię legendę. Pozwólcie przestrogę mi stworzyć. Pozwólcie stworzyć mi definicję miłości. Bo jak mówi współczesna definicja miłości, której brak...

Brak nam czegoś, co tak naprawdę towarzyszy nam codziennie. Brak wytłumaczenia czegoś, z czym się rodzimy. To tylko miłość. Brak spójnej definicji miłości jest dowodem na nieudolność psychologów i filozofów. Skoro coś istnieje to musi istnieć również definicja - uniwersalna i spójna. Wielbiciele miłości wolą, żeby pozostawała ona w oparach tajemnicy i świętości. Bo wtedy fajniej się wzdycha i robi maślane oczy.

Ale nie zawsze miłość to szczęście.
Czasem to problemy.

I wtedy lepiej wiedzieć co to za cholera. Miłość to wkręt. Uczucie wkręcone samemu sobie! Chociaż się wydaje, że ta miłość sama spadła jak jastrząb, chwyciła i trzyma! Magia! No nie. Miłość to przeżywanie własnych wyobrażeń na temat drugiej osoby. Tylko tyle i aż tyle. Miłość to nieracjonalne uczucie bliskości — zbudowane na wtórnym przeżywaniu swoich własnych emocji — odczuwanych jako wyjątkowe, unikatowe. Miłość jest zbudowana na własnych wyobrażeniach, wspomnieniach, przeżywaniu. Tylko na tym! Tak zwana prawda obiektywna jest mniej ważna niż wyobrażenia. Dlatego się mówi, że miłość jest ślepa.

Oczywiście — miłość nie zaczyna się od niczego. Zanim miłość oślepi, coś tam można dostrzec. Że ktoś urodziwy, dobry, inteligentny, czuły. Że tak inaczej patrzy, tajemniczo mówi i inne tego typu fanaberie. No i... Miłość zaczyna się w momencie, kiedy w swojej głowie zostanie przywołane jakieś wspomnienie lub wyobrażenie i wywoła przyjemne uczucie! Motylki! Podniecenie. Do tego już nie jest wcale potrzebny ten ktoś, tylko samo wspomnienie! Tak zaczyna się wkręt! To przyjemne uczucie na samą myśl powoduje chęć powtarzania tego częściej. Przyjemność za darmo! Zaczyna się szukać nowych bodźców — dopatrując się rzeczy, których czasem nawet nie ma, albo i są. I wkręt rusza z większą siłą. A wszystko dzieje się już tylko w głowie zakochanego.

I nagle obiekt miłości staje się wyjątkowy, unikalny. Tylko ten jeden ktoś! Jest inny niż cała reszta świata. Ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi jest obiektem jakiejś miłości. Czy oni wszyscy są wyjątkowi?! Oczywiście, że nie. Ale dla zakochanego nie ma wątpliwości — to ktoś inny. I ja też jestem kimś wyjątkowym dla niego. Bo tylko ja go tak kocham. Ba! Jeśli jakiś człowiek jest cudowny dla wszystkich dookoła — to o miłość do niego trudniej. Fascynacje — i owszem — ale nie miłość. Bo w miłości jest ważne, że odczuwa się swoje przeżycia jako jedyne takie. Tylko na mnie tak działa, tylko na mnie tak patrzy, tylko do mnie tak mówi. Regułą jest to, że im bardziej uczucia odczuwamy jako szczególne tylko swoje - tym silniej je przeżywamy wtórnie. A im silniej je przeżywamy, tym bardziej odczuwamy je jako szczególne. Takie sprzężenie zwrotne. Założyłabym się, że gdyby wmówić zakochanemu, że jeszcze dwadzieścia innych osób odczuwa dokładnie TO SAMO co on, do tej samej osoby — to jego miłość by mocno zbladła. Bo nie miałby już powodu tak się ekscytować tym, co czuje.

Jak się przyjrzeć zakochanym — to oni się podniecają własnymi emocjami. Jak on bądź ona na mnie działa!...
( a naprawdę: jak działają na mnie moje własne emocje i wyobrażenia) To słynne ciepło koło serca, motyle w brzuchu, różne fantazje... Gdyby nie myśleć o kimś w ten sposób, to nic z miłości nie będzie. A im więcej emocjonowania się swoją emocją, tym gwałtowniej przybiera uczucie.

Obiekt miłości jedynie może dawać powody, które pobudzają emocje — ale cały proces zakochania odbywa się w obrębie jednej osoby. Dlatego miłość przechodzi różne etapy. Na początku ta fascynacja własnym przeżywaniem jest największa. W końcu jednak ile się można tak podniecać własnymi emocjami..?

Szalone zakochanie zawsze mija. Czasem zupełnie. I wtedy ten niezwykły ktoś staje się jedną z najmniej ciekawych osób. Rozczarowanie! Koniec z miłością! A czasem ta bliskość wciąż istnieje — bo oboje potrafią dawać sobie powody, dla których myślenie o tej drugiej osobie wciąż jest przyjemne.

Dlatego na pytanie: czy wciąż kocham? - wystarczy sięgnąć do emocji, jakie się odczuwa. I...? Jeśli emocje są nawet pozytywne, ale nie powodują już wtórnego przeżywania, tej przyjemności — to po miłości. Może zostać przyjaźń, przywiązanie, podziw — ale to nie to samo.

To, co pragnę wam opowiedzieć odziera miłość z czaru i magii. Bo zakochanie zamiast cudownego zauroczenia okazuje się egocentryczną egzaltacją lub jakimś rodzajem nerwicy. Nic dziwnego, że takiej definicji zakochani nie będą chcieli. Ale i tak jest prawdziwa — czy się podoba, czy nie. Jeśli emocje wciąż powodują wtórną przyjemność posiadania tych emocji — to miłość ma się dobrze.

Pozwólcie mi choć raz jeszcze zacząć od nowa. Mniej skomplikowanie. Pozwólcie mi opowiedzieć historię miłości prawdziwej, ale nieszczęśliwej. Tej, która koniec ma tragiczny. Pozwólcie mi... Pozwólcie mi zmienić koniec, zrobić go szczęśliwym.

Pozwólcie mi na wiele. Ja wam dam niewiele, przekazując w symbolach to, co odkryć będziecie musieli. Wytężcie umysły i z uwagą czytajcie. Każdą zagadkę wyjaśniajcie. Bo miłość... Miłość to jedna wielka zagadka.

Pozwólcie mi wprowadzić was w labirynt i pozostawić tam, abyście sami odnaleźli drogę. Tymczasem, ja opowiem wam historię, co od wieków słynie dźwięcznie w świecie. Wiatr według jej nut balladę snuje. Kłosy zbóż i traw do tejże ballady się kołyszą. Wszystko współgra w harmonii, gdy my nie widzimy — jesteśmy ślepi na spektakl. Pozwólcie mi otworzyć wam oczy. Pozwólcie mi... Błądźcie. Błądźcie wśród labiryntu. Wy błądźcie, a ja opowiem wam bajkę... Ulubioną dobranockę dzieci...

Dawno, dawno temu. Za górami za lasami. Za siedmioma rzekami. Za łąką kwiatową, za doliną zieloną i morzem błękitnym. W odległej krainie, co czas wolniej płynie. W miasteczku małym, co zawsze szczęście płynie. W zamku królewskim, gdzie król wraz z królową mieszkają. W zamku gościnnym, co uczty dla ludu wyprawiają. Narodziło się dziecię. Małe i bezbronne. Dziecię kruche i cenne...

Tak poczęło zaczynać się baśnie. Baśnie, co niegdyś życiem tętniły. Baśnie proste, lecz w prostocie swej okrutne. Pozwólcie inaczej mi zacząć. Choć nie wiem, czy mi się to uda. Pozwólcie mi spróbować...

eratomena

Caecus // Loki Laufeyson x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz