- Jesteś nikim. - Powiedziała do mnie Amaya, zaraz po czym dokończyła. - Jeśli tego nie rozumiesz, to oznacza że jesteś bardziej głupia niż myślałam. - Zakończyła. Wpatrywała się swoimi oczami zło wrogo we mnie. Czekała po prostu na ten moment aż wymięknę, po czym chciała dobić mnie tymi słowami. Czemu w ogóle pozwoliłam sobie na takie traktowanie z jej strony ? Czemu wcześniej nie zauważyłam jej wścibskich palców w tej całej sytuacji. Z oczu zaczęły mi wylatywać łzy. Nie !!! Nie pozwól aby pokazać jaka jesteś słaba, łzy, przestańcie mi psuć moje samopoczucie. Dlaczego to muszą być akurat łzy, a nie uśmiech, albo napad złości, Dlaczego !!!- Wynoś się dziwko. - Usłyszałam to z jej ust które to wymawiały z pogardą. W tym momencie gospoda ucichła. Wszyscy zwrócili uwagę na mnie i Amay'e. Moja twarz patrzyła na nią z góry, ponieważ wcześniej zostałam zepchnięta na podłogę. Łzy lały mi się z oczu obficie, a ja nic nie mogłam zrobić. - Wynoś się !!! - Krzyknęła podchodząc do mnie, po czym kopnęła mnie tak że pochyliłam się bardziej ku brudnym deską, brzuchem do dołu. W swoich załzawionych oczach widziałam drzwi gospody. Wstałam z resztką sił i zaczęłam się przepychać przez tłum do drzwi. po drodze słyszałam jak niektórzy zaczęli mówić coś typu ,, Wynoś się '' albo ,, Nie chcemy cię tu''. Zastanawiało mnie to czy wszyscy znali moją nie przyjaciółkę, czy po prostu się dołączyli bo widzą aferę. Ich słowa mnie już nie ruszały. Te wszystko było jak dla mnie tylko rzucone na wiatr. Najbardziej się teraz przejmowałam tylko tym co mi Amaya powiedziała. ,, ...Dziwko...'' dlaczego, co ja zrobiłam nie tak. Pomimo że te słowa były dla niej obojętne, dla mnie mają wielką wagę. Pierwszy raz ktoś tak mnie nazwał. Dogłębniej o tym myśląc zastanawiałam się czemu dziwka, nic takiego chyba nie zrobiłam abym sobie zasługiwała na to określenie.
Łzy leciały mi z oczu przez policzki spadając na podłogę. Założyłam kaptur na głowę, nie chciałam aby ludzie patrzyli na mnie w jakim jestem stanie. Próbowałam co w mojej siły aby ukryć emocję, ale oni , ci wszyscy ludzie w gospodzie nadal obrzucali mnie swoimi gadkami. W pewnym momencie dostałam się do drzwi gospody i chwyciłam klamkę, ale przerwał mi głos mojego przyjaciela mówiący :
- Zaczekaj !!!
zaczęłam rozważać czy odpowiedzieć, ale było za późno, on zaczął coś znów mówić.
- Myślę że to nie twoja wina że zmarł. - Powiedział. Odwróciłam głowę do niego ponieważ dał mi nadzieję. On widział moje oczy, widział że jest mi smutno, widział że potrzebuję wsparcia. Wiem że on zaraz podbiegnie i przytuli mnie , on zawsze tak robi. Nie zwlekając aż to zrobi, nic nie odpowiedziałam pozwalając mu dojść do słowa. Oczy w łzach, serce skruszone a on...
- Myślę Jednak i tak że to ty powinnaś być na jego miejscu. - ...a on taki jakiego się nie spodziewałam. To już było za dużo dla mnie. Otworzyłam gwałtownie drzwi gospody i wybiegłam z rękoma na oczach. Słyszałam ich śmiechy spoza budynku, śmiech wskazujący jak bardzo jestem dla nich pośmiewiskiem. Łzy lały się jeszcze mocniej niż wcześniej. Nie patrzyłam gdzie biegnę , po prostu biegłam przed siebie, aż w pewnym momencie natrafiłam na kamienny mur i spadłam na ziemię z bolącą głową. Głowa bolała mnie bardzo mocno, dosłownie ujmując, pulsowała mi z bólu, jednak i tak nie płakałam z tego powodu. Straciłam przyjaciela, to teraz było głównym powodem mojej rozpaczy. Jak on mógł mi to zrobić, jak mógł mi coś takiego powiedzieć, myślałam że się przyjaźnimy, że będziemy się wspierać w trudnych chwilach. Nie rozumiem tego, dlaczego to powiedział. Tyle pytań, a tyle braków odpowiedzi. Po co pytam się samej siebie o takie rzeczy, przecież oczywiste jest że i tak nie dostanę na nie odpowiedzi. ,, To zadawanie pytań nic mi nie pomoże'' zaczęłam się pocieszać.
Z powodu braku sił już na wszystko dookoła, z powodu dogłębnie zranionego serca i z powodu mojego istnienia, leżałam tak na ziemi z dobre pięć minut. Skulona w błocie czułam się bezradnie jak w szkole, jak w domu, jak w Jutras'ie. Czy to jest ten dół o którym czasami ludzie mówią ?
Obtarłam łzy z oczu, i wiem że pomimo to i tak nie pomoże, wstałam powoli z ziemi. Wychyliłam głowę z kaptura w poszukiwaniu jakiś osób co by obserwowały mnie płaczącą. Gdyby Ludzie mnie taką zobaczyli to byłby wstyd, zabrali by mnie stąd albo zaczęli by śledzić aby zgwałcić mnie. Nie chciałam tego, i ku mojemu zdziwieniu nie było w okolicy żadnego mężczyzny, i kobiety, i dzieci. Jednak zauważyłam starszą kobietę. Odwróciłam się w przeciwną stronę do niej.
- Mam rozwiązanie twoich problemów młoda panno. - Powiedziała stanowczo lecz powoli. W mojej głowie kotłowało się pytanie,, posłuchać się czy odejść '' . Babka po chwili dodała:
- Nie będzie ciebie nic to kosztowało. - Po czym odwróciłam się powoli zaczynając od głowy.
- Co pani ma ? - Spytałam łamanym głosem.
- Mam do zaoferowania magię którą możesz zdobyć, magię wrodzoną. - powiedziała.
- Skoro jest wrodzona, to nie mogę jej posiadać.
- No chyba że zrobisz to specjalnymi narzędziami. - Odrzekła a następnie wyciągnęła nóż, pozłacany z dużą ilością czarnych kamieni. Ostrze zapewne było z smoczej kości, tak mnie przynajmniej uczono w szkole. Zaraz po tym jak wyciągnęła nóż, pojawił się mój przyjaciel związany linami.Leżał obok staruszki jakby został porwany przez nią. Nie rozumiałam co tu się dzieje. To był ten sam przyjaciel co powiedział do mnie że powinnam umrzeć za Codric'a. On pięć minut temu przecież był w tawernie. Nie mogłam być zbyt naiwna znowu, chciałam już odmówić, ale babka dodała.
- Wystarczy że wbijesz mu nóż. - oznajmiła, po czym włożyła mi nóż do ręki. Patrzyłam na niego z myślami czy powinnam to zrobić, czy też oddać go. Odwróciłam głowę od noża w stronę staruszki, ale jej tu już nie było, zupełnie jakby się rozpłynęła. Nie zważając na to, spojrzałam się na Sama i spytałam się go.
- Czy boisz się śmierci ? - Patrzyłam się na niego oczami które nie pokazywały Jakiejkolwiek emocji. Tak samo jak on na mnie wcześniej, może i to jest lepsze rozwiązanie, skończyć to wreszcie ...
- Nie. - Odpowiedział. To był wpływ chwili, nie ja, ale jednak to zrobiłam.
- W takim razie żegnaj - Powiedziałam do niego ostatecznie.
- Kochałem cię Mazi. - powiedział to jako swoje ostatnie słowa. Sztylet który miałam w dłoni już miał mi wypaść z dłoni i poddać się jego słowom. Przychyliłam swoją głowę do jego ucha, ze spokojem mu odpowiedziałam.
- A ja ciebie nie Samie. - Nie chciałam być znów ofiarą kolejnego dramatu, po czym wbiłam mu pozłacane ostrze w jego głowę, dokładnie w bok. Chciałam aby nie cierpiał zbyt długo, więc skróciłam jego cierpienia o tyle ile mogłam, czym szybciej się wykrwawi tym lepiej. Wtem z jego ust zaczęło wylatywać jakiś białawy dym. Nie umiałam tego inaczej nazwać. Ten dym zaczął się do mnie przybliżać. Wystraszyłam się, lecz po chwili, dotknął mnie. Dym był bardzo przyjemny , był taki ciepły, i jakby bardzo kuszący. Nie umiałam opisać dlaczego był kuszący, ale po prostu to czułam. W pewnym momencie, cały dym zaniknął w mym ciele, a ja poczułam szczypanie w moich oczach. Z ciekawości podeszłam do pierwszej lepszej kałuży błota, aby zobaczyć w odbiciu co się dzieje z moimi oczami.
- Nie możliwe. - wyszeptałam do siebie dotykając swojej twarzy po policzku. - Moje oczy, ale jak. - dopowiedziałam do poprzedniej myśli.
- Teraz stałaś się Panią Nocy droga Mazi. - Usłyszałam głos starszej pani, tej samej co dała mi nóż, jednak jej obok mnie nie było. Jedyne co jeszcze usłyszałam to głośny śmiech staruszki rozchodzący się po całym miasteczku Felsjar'u. Czy tylko ja to słyszałam ? A może właściwie oszalałam...
CZYTASZ
Dynasta żelaznej koronny: Przeznaczenie
FantasyNapisze to ale nie teraz, sory, muszę mieć pomysł