3

136 7 0
                                    

Obudziłam się następnego dnia, nie dostrzegając Jamesa. Wstałam i ubrałam się we wczorajsze ciuchy. Ziewnęłam głęboko, przecierając twarz dłonią i postanowiłam pójść do tego warsztatu, co zapewne już odholowali moje auto.

Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do drzwi naprzeciwko. Pomyślałam, że mógłby wybrać się ze mną. Zapukałam. Poczekałam chwile. Cisza. Znów zapukałam. Znów cisza. Trudno.

Ruszyłam korytarzem.

Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie powiem, czułam się wykorzystana i porzucona, mimo, że jedyne co się wczorajszej nocy zaczęło dziać, skończyło się jedynie na całowaniu. Skrzyżowałam dłonie na piersi i wyszłam z budynku. Rozejrzałam się. Jego Harley nadal stał na parkingu.

„Dzięki Bogu"

Ruszyłam przed siebie, patrząc na trasę w telefonie.

Warsztat był jakieś dwie minuty od motelu.

Był to blaszany niski budynek, mało co przypominający warsztat. Podeszłam do stojącego przy wejściu mężczyzny.

- Um... dzień dobry, mieli państwo odholować wczoraj mój samochód z okolic Baker.

- A ta. Pani pójdzie za mną.- mówiąc to zniknął w ciemnym budynku.

Dosyć nieufnie ruszyłam za nim trzymając kurczowo torbę. Przeszliśmy przez blaszane ściany i ukazał się garaż, w którym znajdowały się trzy auta, w tym moje po środku. Odetchnęłam z ulgą i podeszłam zobaczyć, jak się ma.

Wtedy spod samochodu wysunął się nikt inny, jak James z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Dzień dobry, panienko. Wymieniłem ci te świece i jeszcze trochę podreperowałem podwozie.- dźwignął się wycierając dłonie w szmatkę.- Kiedy ostatni raz byłaś z nim na przeglądzie?- stanął nade mną oczekując odpowiedzi.

- A bo ja wiem?- wzruszyłam ramionami przyglądając mu się.- Wzięłam po prostu z garażu rodziców, bo stał nieużywany.

Pokiwał głową.

- W każdym razie, już działa prawie wszystko. Jutro będziesz mogła ruszać w trasę dalej.- przetarł czoło, które ubrudził przy okazji smarem.

Zachichotałam, a widząc jego zdziwienie, zabrałam mu szmatkę i znajdując kawałek czystego miejsca, wytarłam mu czoło.

Oddałam mu szmatkę uśmiechając się zawstydzona jego spojrzeniem i poszłam do bagażnika, bo miałam tam kilka ubrań. Wzięłam je i trzasnęłam bagażnikiem, tak, że James aż się skrzywił z bólu.

Znów się zaśmiałam z jego reakcji, na co on tylko nakazał mi być bardziej ostrożną z autem. Przytaknęłam mu od niechcenia i wyszłam na świeże powietrze.

- Chcesz coś zjeść?- zaproponował i rzucił brudną szmatę za siebie.

- Tak, jasne.- poprawiłam sobie torbę na ramieniu.- A nie wolałbyś pierw się przebrać, czy coś?- spojrzałam na jego uwalone od góry do dołu spodnie i koszulkę.

- Niee, kto na to patrzy na tym zadupiu.- machnął ręką.

Udaliśmy się do knajpy za rogiem, gdzie zasiedliśmy zaraz przy wejściu. Dostaliśmy jednokartowe menu i zaczęliśmy przeglądać.

- Co bierzesz?- zapytał w końcu James.

- Chyba wezmę „english breakfast"...- wpatrywałam się w to menu, w którym nie było większego wyboru, więc ostatecznie postawiłam na to.

James wziął to samo i 15 minut później dostaliśmy swoje porcje.

Zjedliśmy w ciszy.

Cycata kelnerka, jak na stereotyp przystało przyniosła nam rachunek. Przedstawiła się jako Mindy. Przy okazji nie darowała sobie posłania Jamesowi głodnego spojrzenia i niemal ocierając się o jego twarz, zabrała brudne talerze ze stołu. O mało co się nie oplułam, obserwując cały ten teatrzyk. James spojrzał na mnie z przerażoną mina typu „czy może ją ktoś stąd zabrać?" Na koniec Mindy wsunęła Jamesowi do kieszeni spodni karteczkę z zapewne numerem telefonu. James jakby to zignorował umyślnie, albo naprawdę nie zauważył i szybko wyszliśmy. Wybuchłam śmiechem w momencie, kiedy moja noga stanęła na zewnątrz.

The Desert || James HetfieldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz