Obudziłam się następnego dnia, nie dostrzegając Jamesa. Wstałam i ubrałam się we wczorajsze ciuchy. Ziewnęłam głęboko, przecierając twarz dłonią i postanowiłam pójść do tego warsztatu, co zapewne już odholowali moje auto.
Zamknęłam drzwi na klucz i podeszłam do drzwi naprzeciwko. Pomyślałam, że mógłby wybrać się ze mną. Zapukałam. Poczekałam chwile. Cisza. Znów zapukałam. Znów cisza. Trudno.
Ruszyłam korytarzem.
Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie powiem, czułam się wykorzystana i porzucona, mimo, że jedyne co się wczorajszej nocy zaczęło dziać, skończyło się jedynie na całowaniu. Skrzyżowałam dłonie na piersi i wyszłam z budynku. Rozejrzałam się. Jego Harley nadal stał na parkingu.
„Dzięki Bogu"
Ruszyłam przed siebie, patrząc na trasę w telefonie.
Warsztat był jakieś dwie minuty od motelu.
Był to blaszany niski budynek, mało co przypominający warsztat. Podeszłam do stojącego przy wejściu mężczyzny.
- Um... dzień dobry, mieli państwo odholować wczoraj mój samochód z okolic Baker.
- A ta. Pani pójdzie za mną.- mówiąc to zniknął w ciemnym budynku.
Dosyć nieufnie ruszyłam za nim trzymając kurczowo torbę. Przeszliśmy przez blaszane ściany i ukazał się garaż, w którym znajdowały się trzy auta, w tym moje po środku. Odetchnęłam z ulgą i podeszłam zobaczyć, jak się ma.
Wtedy spod samochodu wysunął się nikt inny, jak James z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, panienko. Wymieniłem ci te świece i jeszcze trochę podreperowałem podwozie.- dźwignął się wycierając dłonie w szmatkę.- Kiedy ostatni raz byłaś z nim na przeglądzie?- stanął nade mną oczekując odpowiedzi.
- A bo ja wiem?- wzruszyłam ramionami przyglądając mu się.- Wzięłam po prostu z garażu rodziców, bo stał nieużywany.
Pokiwał głową.
- W każdym razie, już działa prawie wszystko. Jutro będziesz mogła ruszać w trasę dalej.- przetarł czoło, które ubrudził przy okazji smarem.
Zachichotałam, a widząc jego zdziwienie, zabrałam mu szmatkę i znajdując kawałek czystego miejsca, wytarłam mu czoło.
Oddałam mu szmatkę uśmiechając się zawstydzona jego spojrzeniem i poszłam do bagażnika, bo miałam tam kilka ubrań. Wzięłam je i trzasnęłam bagażnikiem, tak, że James aż się skrzywił z bólu.
Znów się zaśmiałam z jego reakcji, na co on tylko nakazał mi być bardziej ostrożną z autem. Przytaknęłam mu od niechcenia i wyszłam na świeże powietrze.
- Chcesz coś zjeść?- zaproponował i rzucił brudną szmatę za siebie.
- Tak, jasne.- poprawiłam sobie torbę na ramieniu.- A nie wolałbyś pierw się przebrać, czy coś?- spojrzałam na jego uwalone od góry do dołu spodnie i koszulkę.
- Niee, kto na to patrzy na tym zadupiu.- machnął ręką.
Udaliśmy się do knajpy za rogiem, gdzie zasiedliśmy zaraz przy wejściu. Dostaliśmy jednokartowe menu i zaczęliśmy przeglądać.
- Co bierzesz?- zapytał w końcu James.
- Chyba wezmę „english breakfast"...- wpatrywałam się w to menu, w którym nie było większego wyboru, więc ostatecznie postawiłam na to.
James wziął to samo i 15 minut później dostaliśmy swoje porcje.
Zjedliśmy w ciszy.
Cycata kelnerka, jak na stereotyp przystało przyniosła nam rachunek. Przedstawiła się jako Mindy. Przy okazji nie darowała sobie posłania Jamesowi głodnego spojrzenia i niemal ocierając się o jego twarz, zabrała brudne talerze ze stołu. O mało co się nie oplułam, obserwując cały ten teatrzyk. James spojrzał na mnie z przerażoną mina typu „czy może ją ktoś stąd zabrać?" Na koniec Mindy wsunęła Jamesowi do kieszeni spodni karteczkę z zapewne numerem telefonu. James jakby to zignorował umyślnie, albo naprawdę nie zauważył i szybko wyszliśmy. Wybuchłam śmiechem w momencie, kiedy moja noga stanęła na zewnątrz.