prologo

197 25 31
                                    

Chłopak spojrzał swoimi okrągłymi oczami na widok przed sobą. Jego piękne miasto, pełne złotych zakamarków i mrocznych placów pogrążone zostało w chaosie. Czy to miał na myśli święty Jan, opisując koniec świata? Czy własnymi oczami podziwiał płomienne języki, czy czuł w gardle gęsty dym? Czy serce jego zatrzymało się raptem, nie wytrzymując tego wszystkiego? Chłopiec nie potrafił wykrztusić z siebie niczego. Śmiechu triumfu. Łez żalu. Życiodajnego oddechu.

Uważał się za martwego, bo słyszał w swojej głowie ostatnie słowa każdej pojedynczej duszy. To właśnie dzieci były najgorsze. Nieświadome końca, bały się tego tutaj. Nie widziały nic więcej, nie rozumiały trwałości duszy. A jednak krzyczały najgłośniej, licząc, że dorośli przybędą na ratunek. Wybudzą je z żywego koszmaru.

Granatowe oczy chłopca pochłaniały widok zagłady, nie potrafiąc odwrócić wzroku. Nie czuł siebie, był zagłuszany przez śmierci. Kostucha zbierała swe żniwo, to właśnie ona była tym wszystkim. Ogniem. Człowiek za to nie mógł zrobić niczego, aby od niej uciec. W końcu był jedynie ludzkim węglem.

- Koniec tego - stwierdził kobiecy głos, a czyjaś dłoń chwyciła ramię chłopca.

Został odciągnięty od końca urwiska, lecz twarz cały czas kierował w stronę burzowych chmur. Przynajmniej chciał o nich myśleć w taki sposób, w rzeczywistości jednak był to dym, który prawdopodobnie będzie go prześladował do końca życia.

- Umysły dzieci są takie kapryśne i delikatne - mruknął nieznajomy mężczyzna. - Jesteś pewna, że się nada?

- Pantalone, mój drogi kolego... Myślałam, że głupszym być już nie możesz - zadrwił kobiecy głos, który odezwał się już wcześniej. - Powinieneś był widzieć jego ręce przed wybuchem ognia. Krwistoczerwone, w dodatku znak pojawił się na czole, dokładnie między brwiami.

- Nie mów do mnie w taki sposób - odpowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Przypomnieć ci twoje miejsce?

- Przestańcie, jesteście tacy nudni!

Pojawienie się trzeciego głosu uciszył wcześniejsze dwa. Nieznajomy chłopcu mężczyzna siłą obrócił go przodem do lampy ustawionej na pustej skrzynce. Wtedy dostrzegł blade oblicza dorosłych, którzy wcześniej zaczęli się sprzeczać. Kobieta okazała się wysoką blondynką o lodowatym spojrzeniu i ustach tak czerwonych, jakby niczym wampir wypijała ze swych ofiar ostatnie krople krwi. Jej rozmówca nie wyglądał wcale przyjemniej. Złote ozdoby w jego kruczoczarnych włosach błysnęły złowrogo, gdy ten odwrócił twarz ku chłopcu. Oczy jego były zgniłozielone, twarz biała i wyniosła. Wyglądał tak, jakby miał ochotę rozdeptać granatowookiego jak zwykłego robaka.

- Spójrz, dzieciaku. To są twoi nowi rodzice. Pantalone to idealna matka, za to Signora nadaje się perfekcyjnie na twojego nowego ojca. Ja będę wujkiem, który od czasu do czasu zajrzy do twojego brzucha i zbada co nie co, głównie organy.

Trzecia postać była dziwaczna. Długi, szary płaszcz, biała koszula, czarne szelki... I były to najnormalniejsze części ubioru mężczyzny (chociaż nawet tego chłopiec nie mógł być pewien przez co chwila inaczej brzmiący głos nieznajomego). Gdy się nad nim nachylił, dostrzegł szkarłat jego oczu, ostrość zębów, bladoniebieski odcień włosów oraz biało-czarną maskę odsłaniającą jednie pół szyderczego uśmiechu postaci.

- Wujek Dottore! Czy to nie brzmi uroczo? - Obejrzał się na dwójkę towarzyszy i znowu chwycił ramię dziecko. - Tobie się nie podoba nasza zabawa w dom? Czemu milczysz, bękarcie?

- Uspokój się - mruknął ostrzegawczo "Pantalone" i wstał ze swojego krzesła. Chłopiec zauważył, że podniósł przy tym hebanową laskę ze złotą główką. - Powinniśmy go nazwać. Jakie imiona nam pozostały na liście?

- Lista to, lista tamto - burknął niezadowolony "Dottore" i gwałtownie pociągnął chłopca bliżej lampy.

Rzeczywiście na pustej skrzynce leżała także kartka z jedenastoma imionami. Cztery z nich były już skreślone, jednak zanim granatowooki zdążył się bardziej wczytać, został rzucony na ziemię.

- Zastanawia mnie jego milczenie, Signorio - mruknął czarnowłosy. - Zaczynam w ciebie wątpić.

- Skoro wątpisz we mnie, to wątpisz w plan Pierro - odpowiedziała pewnym siebie głosem kobieta i poprawiła włosy.

- A w plan Pierro nikt nie ośmiela się wątpić - wtrącił z uśmieszkiem czerwonooki i porwał ze skrzynki kartkę. - A więc jak to szło? Ach tak.

Pantalone podszedł bliżej pozostałej dwójki, podobnie jak Signoria. Ustali koło siebie i jakby w milczeniu zakopali topór wojenny obserwując czyny Dottore.

- Nie jestem pewien, czy to on powinien to robić - szepnął do blondynki, a ta przewróciła oczami.

- Albo on, albo ja. Znasz go, wścieknie się jeśli teraz mu przeszkodzimy. Zastanów się lepiej nad prezentem przeprosinowym - odrzekła z drwiącym uśmieszkiem. Chociaż chyba właśnie tak wyglądał jej zwyczajny uśmiech.

- Moja droga, to ty jesteś do tyłu z prezentem rocznicowym - przypomniał jej.

- A więc chcesz kupować od razu dwa upominki w ramach przeprosin? Nie prowokuj mnie, Pantalone.

- Nie ośmieliłbym się.

- Skończyliście się migdalić? - warknął zdenerwowany Dottore, naciskając butem na dłoń chłopaka. - Ten dzieciak jest beznadziejnie słaby. Jeśli moc go rozerwie na strzępy, zmarnujemy czas i całkiem porządną wioskę.

- Jeśli umrze, to nawet lepiej - stwierdziła chłodno Signoria, patrząc z góry na okrągłe oczy chłopca. - Jest żałosny, ale to on podłożył ogień. Ocaleni ludzie byliby szczęśliwi wiedząc, że sprawca zapłacił najwyższą z cen.

- Niech będzie - wymruczał pod nosem Dottore i wyjął z przytroczonej do pasa pochwy śnieżnobiały sztylet ofiarny.

Ostatnie co chłopiec zapamiętał, to wysyczane z niezwykłą jadowitością znajome mu słowo.

Scaramouche.


---


Bardzo miło mi was powitać w nowym opowiadaniu. Skupię się w nim na Fatui Harbingerach, a w szczególności na Scaramouche. Ten drobny prolog został wstawiony od razu po napisaniu go, głównie dla sprawdzenia czy będę potrafił zmieścić się w terminach pisania!

Tytuły rozdziałów będą zapisywane po włosku, oczywiście chodzi o numerację. Przypomnę wam, że jest to moje luźne uniwersum fantasy, dlatego proszę o uszanowanie tego i nie podkradanie pomysłów tutaj zamieszczonych :>

Aktualizację będę starał się wrzucać co dwa tygodnie w piątki.

2021/VIII/13
[ następny 2021/VIII/27 ]


---


825 słów

Kwiat UczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz