Artystyczna Pobudka

67 10 54
                                    

„Życie bezużytecznych artystów nie ma najmniejszego sensu. Nie przynoszą temu zbudowanemu na opoce kłamstwa społeczeństwu, żadnego pożytku. Nigdy nie pojmę, czemu ktokolwiek miałby poświęcać swoje życie bezproduktywnemu błądzeniu pośród chmur i abstrakcji."

—Mistrz Mrocznej Kultywacji—

Wrota zamknęły się z trzaskiem, odcinając komnatę od światła. Cień ogarnął złoto wypełniające bruzdy w korze drzewa. Mrok niczym monstrualny potwór, pożarł wszystko w wielkiej sali. Jego trzewia pomieściły dwie żywe osoby, stojące naprzeciw siebie. Przyświecała im jedynie świeca - niczym wątły płomyk złudnej nadziei.

– Czy wszystko poszło według planu? – zaczął w końcu jeden z nich.

Sala pożarta przez mrok zamieniła słowa w ledwo słyszalne szmery jakby wątłe pomruki wiatru. Mimo to drugi mężczyzna domyślił się pytania: w jednej chwili poczuł się jak tonący w gęstej smole, która jednocześnie wlewała się do jego płuc. Zatapiał się w mroku i smutku. Jednak nie płakał, nie mógł - zrobił to dla kraju. Wierzył, że gdyby nie on, to wszystko by upadło i tylko dzięki temu był wystarczająco przytomny, aby odpowiedzieć.

– Tak – rzucił zdawkowo, powstrzymując głos od drżenia.

– Witaj więc, Mistrzu Mrocznej Kultywacji – westchnął drugi z nieopisaną ulgą w głosie.

***

Pierwsze promienie słońca wpadły do zakurzonego, mrocznego szałasu. Cień był wszechogarniający, a cisza wręcz upiorna. Nagle, przez czarną powłokę przebiły się ciche dźwięki krzątaniny. W jednej chwili powietrze rozdarł tytaniczny trzask rozbijanego kubka.

– Tridu – wyszeptała przekleństwo elfka. Jej ulubiony kubek leżał strzaskany na podłodze wyłożonej kamieniami. – Muszę przesunąć ten stolik, w końcu nie nadążę kupować naczyń – rzuciła sama do siebie.

Przeciągnęła się parę razy, aż usłyszała trzask w kręgach. Powłóczyła nogami w dobrze znaną stronę i odsłoniła płachtę z liści. Promienie słońca, niczym złota rzeka natychmiast ją oblały i zmusiły do przymknięcia oczu. Nim jeszcze postanowiła opuścić swą „norę", narzuciła na siebie zwyczajną długą suknię, bez klanowych wzorów i obwiązała się wokół pasa błękitnym materiałem. Następnie zabrała się za obwiązywanie tkaninami nóg, a kiedy skończyła, zacisnęła na nich sznury i nałożyła drewniane sandały. Nie układała długich jasnych włosów, tylko niedbale rozczesała je palcami.

Jak co dzień ziewnęła parę razy, przyklękła i tak jak nakazywała wiara, trzykroć ucałowała ziemię trzy razy i oddała cześć Słońcu. Teraz napiłaby się wody, lecz jakaś niezdara zbiła kolejny kubek. Westchnęła i postanowiła, że czas pójść do miasteczka. Odnalazła wydeptaną ścieżkę i rozpoczęła podróż powolnym krokiem. Po krótkiej chwili znalazła się we wsi. Przechodniów było dość mało, większość wybrała się do klasztoru. Ona nie była aż tak religijna. Przechadzała się po drodze porośniętej trawą, błądząc wzrokiem w kierunku domów. Większość była uformowana z drzew, przez klan Teen Bhaag.

Wyglądały, jakby ktoś nakłonił drzewa do wyrośnięcia w kształcie walców o pustym środku i nakazał im stworzyć w odpowiednich miejscach otwory okien i wejścia. W istocie tak było - klan Teen Bhaag tworzył takie miejsca za pomocą zaklęć. Choć takie domy były nieopisanie wygodniejsze, elfka przyzwyczaiła się już do prostego szałasu. Była samodzielna do tego stopnia, że nawet jej mieszkanie musiało wyjść spod jej dłoni. Niestety, choć otaczały ją różne drzewa, liczne krzewy i inne jadalne rośliny tytanicznego lasu, była słaba w szukaniu pożywienia.

Odnalazła odpowiednie drzewo i skierowała się ku niemu. Wejście, tak jak każde inne zasłaniała wyszywana tkanina, poprzetykana kolorowymi nićmi. Dokładnie znała tę pracę, większość tutejszych zasłon stworzyła właśnie ona. Ta była szczególnie zniszczona przez wiele lat użytkowania. Przekroczyła próg, wchodząc do obszernego pustego w środku drzewa. Od razu skierowała się do lady.

Blask NiepamięciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz